Od serca

Mu przecież wolno, prawda?

Ben był mały i rozczochrany, spod trochę przydługiej grzywki ciekawie patrzyły małe, czarne oczka. Co chwile patrzył w spokojne oczy dorosłych, z którymi przyszedł. Słuchał co mówią, mimo że niewiele rozumiał, ale oni i tak nie spodziewali się po takim maluchu zbytniego posłuchu. Ot, pobiega, pobawi się.

Wiec biegał

Najpierw dookoła drzewa, nawet otarł się plecami o nie. Ale nawet nie zapiszczał. Potem dwa razy dookoła huśtawek, na którym Anka z Olą bujały się od chyba godziny, czego nie mogła zrozumieć mała Majka, podskakująca obok nich z łapkami wyciągniętymi błagalnie w górę i krzycząca „plosie, plosie!”. Prawie dostał nawet nogą prosto w głowę, ale zdążył uciec. Bo prędki jest i zwinny jak na takiego roczniaka. Tym bardziej, że przemieszcza się na czterech. Potem próbował wgramolić się do piaskownicy, bo tam siedział Tomek, który robił jedna ręką babki, a w drugiej trzymał pysznego batonika.

On też miał na niego ochotę. Zadzieranie kończyn coraz wyżej nic nie dało, nawet ugryzienie deski piaskownicy nie pomogło się do niej dostać. Skapitulował.

Ja też jestem groźny, choć mały!

– Ja mu jeszcze pokażę! Popamięta mnie! – zdawało się, że pomyślał, gdy ostatni raz podnosił nogę. Tym jednak razem nie po to, by sforsować przeszkodę, ale by oddać mocz na róg piaskownicy. Na ten sam róg, w którym siedział Tomek, babki i batonik. Tomek wzdrygnął się, bo kropelki dosięgły jego. Z rykiem popędził do mamy przez świeżo zrobiony rząd babek, rozdeptując je doszczętnie. Batonika rzucił na plac przed piaskownicą. Ben rzucił się na niego łapczywie i pożarł jednym kłapnięciem.

Mu przecież wolno!

W tym momencie dorośli założyli mu smycz i odciągnęli w miejsce, gdzie mama małego Tomka nie pomstowała już dłużej na brak rozumu dorosłych, a szloch Tomka był nie do usłyszenia. Coś tam jeszcze dotarło do niego z oddali, że jak chce sikać gdzie popadnie, to powinien nosić pieluchę. Tu mógł biegać między drzewami do woli, wpadać w krzaki (dorośli przestrzegali tylko przed jeżynami, bo mają kolce) i płoszyć ptaki, a nawet sikać na co popadnie. Bo wiecie, on jest psem, to mu przecież wolno, prawda?

Decyzją Naczelnego Sadu Administracyjnego ustawianie tabliczek z zakazem wpuszczania psów w parkach i placach zabaw jest niezgodne z prawem i ogranicza prawa właścicieli czworonogów.

Fot. Kate Mereand-Sinha, CC BY 2.0