Poradniki,  Prawo i rodzina

Realne ułatwienia w zatrudnianiu kobiet a 500 zł na dziecko

500 zł. Nigdy tyle nie wygrałam w lotka, karty czy zdrapkę. Nigdy nie wygrałam równowartości nawet. Jedyne konkursy oznaczały dla mnie uzupełnienie domowej biblioteczki w prenumeratę gazet czy nową książkę. Dodatkowe, być może nie do końca darmowe, pieniądze kuszą każdego. Czy nie schyliłbyś się po leżącą na ulicy złotówkę? A po 500 zł? Ja schylam się nawet po jednego grosza!

Moja pierwsza praca? Przed urodzeniem dzieci!

Rozpoczynając moją przygodę z zatrudnieniem jakieś 11 lat temu mogłam liczyć na kwotę nieznacznie przewyższającą najniższą krajową. Było to tyle, ile teraz dostanę za 1,5 dziecka. Jedno z pytań rekrutera brzmiało: Jak Pani widzi swoją sytuację w Koszalinie? Nie byłam jeszcze wtedy tu zameldowana, zamężna, nie skończyłam jeszcze studiów, byłaby to moja pierwsza praca, więc i doświadczenie opierało się tylko na bezpłatnych praktykach. Większość moich rówieśników zakładała rodziny, rodziła dzieci i wyjeżdżała do większego miasta (zwykle Warszawa, Poznań czy Wrocław). Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nie planuję wyjazdu, ślub będzie za rok, a to oczywiście wiąże się w przyszłości z ciążą. Pracę dostałam.

Decyzja o powiększeniu rodziny

Pierwsza ciąża przyszła dwa lata później. Były to czasy, kiedy macierzyński trwał 5 miesięcy. Potem dopiero został wydłużony bodajże o miesiąc, aż osiągnął szalony pułap roku. Szalony według pracujących i pracodawców. Bo jak można rok bez pracy? Rok! Bo przecież są żłobki, są nianie… Ano są. W mieście, 100 tys. mieszkańców, dwa żłobki miejskie, w tym jeden przyjmujący dzieci powyżej roku. Rekrutacja raz w roku. To nic, że dzieci rodzą się przecież cały rok. Rodzice stoją całą noc na mrozie (zwykle jest mimo wczesnej wiosny), by jako pierwsi złożyć wniosek. Bo liczą się punkty i kolejność zgłoszeń. Na grupę 25 dzieci jest 23 należących do samotnych matek, jakby to one do końca życia bez partnerów żyć miały… Ale to podstawowe kryterium przyjęcia, a ja, mimo własnej pracy, zalegalizowanego związku i pewnie jeszcze jakiś punktów zawsze z kwitkiem odchodziłam. Zatrudnianie niani mijało się z celem – zwykle zarabia tyle samo co najniższa krajowa „na rękę” i koszty dojazdów. Zostaje żłobek prywatny. Koszt mniejszy niż niania, ale uwzględnić trzeb opiekę w czasie choroby. Częstej choroby. Mimo wszystko dziękowałam Bogu, że akurat kiedy Arti miał pół roku zaczął pierwszy taki punkt działać w Koszalinie. Wprawdzie na drugim końcu miasta, ale był! Dojeżdżałam autobusem na pętlę, dalej jeszcze kawałek pieszo, oddawałam dziecko, szłam na kolejny autobus i do pracy. Zostawało mi z pensji 400 zł. Tak realnie ułatwiono mi w 2008 roku podjęcie decyzji o powiększeniu rodziny.

Decyzja o powrocie do pracy po macierzyńskim

Kolejna ciąża była już bardziej optymistyczna. Wprawdzie światowy kryzys spowodował na rynku pracy stagnację, którą widać do dziś, ale macierzyński wydłużono. Dzięki podwójnemu urlopowi (niewykorzystany i z kolejnego po urodzeniu roku) oraz nadgodzinom mogłam zostać z Kinią 9 miesięcy w domu. Oznaczało to, że przez cztery miesiące nie będę musiała płacić za żłobek, a w mojej kieszeni zostanie nie 400 zł, a prawie cała pensja. Do tego żłobki vel kluby malucha pojawiły się na każdej ulicy. O ich jakości lepiej czasami nie mówić. Ale znaleźliśmy miejsce, do którego nie trzeba było tłuc się przez całe miasto, a rodzice użyczyli samochód. Niestety przedszkoli w mieście także było w śladowej ilości i okazałam się jednym z 300 rodziców, którym nie udało się zapisać dziecka do grupy trzylatków „z braku miejsc”. Prywatna placówka znalazła bez problemu miejsce. Po opłaceniu przedszkola i żłobka nie zostawało mi nic z pensji. Dokładne zero. Dziękuję za opłacanie składki zdrowotnej, rentowej i emerytalnej. I tak miałam szczęście – miałam do czego wracać. Tak realnie ułatwiono mi podjęcie decyzji o pracy.

Decyzja o pozostaniu na urlopie wychowawczym

Praca ta sama, pensja ta sama, brak podwyżek. Nad głowa wisiało widmo restrukturyzacji. Bardzo tym razem realne. Wiedziałam, że to ostatni moment, by spokojnie urodzić wymarzone trzecie dziecko. Dwa miesiące po porodzie zlikwidowano dział w mojej pracy…

Teraz, pierwszy raz w mojej macierzyńskiej karierze, jestem na wychowawczym. Opłacenie ponownie dwóch placówek prywatnych i prawdopodobnie znalezienie choćby tak samo płatnej pracy jak poprzednia graniczyłoby z cudem. Zostaję więc w domu, siedzę i pachnę. I dziękuję za możliwość otrzymywania pieniędzy od państwa. Bo to jedyny obecnie sposób, w jaki ułatwiają mi decyzję o nie wracaniu na rynek pracy.

Nie pytaj, co państwo może dla Ciebie zrobić

Teraz akcja 500+. Cóż za marnotrawstwo pieniędzy, naszych pieniędzy, Twoich pieniędzy i Twoich, i Twoich. Przecież państwo zabierze. Tak, zabierze. Tobie złotówkę, Tobie dwa złote, Tobie pięć. Na to, bym mogła siedzieć i pachnieć. Na to, byś znowu narzekał, że państwo nic nie robi, żłobki się nie otwierają, a pracy nie ma. Chciałabym zobaczyć CO może zrobić państwo w kwestii zwiększenia miejsc pracy. Zmienić przepisy podatkowe? Proszę! Przecież pracodawcy dawno już sobie poradzili z płaceniem za pracownika, zmuszając wielu do zakładania własnej działalności, by ominąć płacenie składek i wywiązywania się z pracowniczych przywilejów. Tu NIC się nie zmieni. Państwo wybuduje nowe żłobki i przedszkola? Oczywiście, jak co roku. Przykładowo nasz pierwszy prywatny żłobek został przez miasto zamknięty (wymówiono umowę najmu w budynku należącym do miasta), po czym rok później w tym samym miejscu powstał oddział miejskiego żłobka. Bo lokal już był przystosowany. Prywaciarze musieli od nowa adoptować inny lokal na swoje cele. Co jeszcze państwo może dla mnie zrobić? Zwiększyć kwotę wolną od podatku? A może promować zmniejszony czas pracy, niepełny etat? Albo przymusić pracodawcę, bym wróciła na dawne stanowisko? Tak, z pewnością realnie ułatwi mi to zatrudnienie.

Decyzja o przejściu na wcześniejszą emeryturę

Przecież każdy chciałby przyjąć przecież kobietę na stanowisko pracy: taką, która urodzi, będzie na macierzyńskim, będzie brała opiekę nad dzieckiem w czasie choroby, błagała o urlop w czasie ferii zimowych i wakacji, o wcześniejsze wyjście, bo karmi piersią, bo wywiadówka, bo szczepienie, bo dentysta. Wiecie dlaczego kobiety zgadzają się pracować za mniejszą kwotę? Bo dokładnie wiedzą, że to jedyny ich atut. Nawet solidna wiedza, doskonałe doświadczenie bierze w łeb, kiedy dziecko ma ospę i trzeba z nim być dwa tygodnie w domu. Matka zostanie. Czemu nie ojciec? Bo zarabia więcej, bo nikt nie oczekuje tego od niego, a szczególnie – bo pracodawca nie oczekuje, że weźmie on zwolnienie na siebie. A kiedy matka nie ma już dzieci, którymi mogłaby się opiekować, staje się babcią. Taką, która przyjedzie w razie choroby wnuczka, która prosi pracodawcę o urlop, bo chce pomóc synowej czy córce. Tej samej, której realnie tak strasznie ułatwiono zatrudnienie zwiększając wiek emerytalny babci o kilka lat.

D-z-i-ę-k-u-j-e-m-y!

Realne ułatwienia w zatrudnianiu kobiet

Powyżej przedstawiono dziesięć lat z życia rodzica i wpływ państwa na dzietność. Wiecie co zmieni te 500 zł na dziecko? Kobiety nie będą za psie pieniądze zgadzać się na pracę. Stanowisk nie zrobi się więcej, ich ilość będzie porównywalna, ale już nie będzie tak łatwej zastępowalności. Bo nie będzie nikogo na miejsce zwolnionej kobiety! Pracodawca będzie musiał zgodzić się na wyższą pensję, bo mężczyzna, nawet jeśli zgłosi się to zażąda więcej, a kobieta, dowiadując się o śmiesznie niskim uposażeniu, machnie ręką, gdyż po kalkulacji dochodów i kosztów wyjdzie jej, że bardziej opłaca się jednak skupić na byciu z dzieckiem niż gonieniu za mamoną. Nic innego nie ulegnie zmianie. Tak realnie ułatwi to zatrudnianie kobiet.

Dziękuję Dominikowi z Rodzinnych porachunków za komentarz do wpisu Rodziny w praktyce – dzięki niemu powstał ten wpis.

Fot. Ryan Poplin, CC BY-SA 2.0