Od serca

Jestem noszakiem i nadal noszę moje dzieci

Nie daję już rady. Nadszedł ten czas, kiedy nie potrafię więcej podźwignąć. Jestem wysokiego wzrostu, a Arti odziedziczył po swoich rodzicach także tendencję do bycia wysokim. Teraz, jako 8-latek, ma już ponad 140 cm. Zaledwie o 30 cm mniej niż ja. Powoduje to, że mimo że noszę moje dzieci, jego wzrost i waga jest już zbyt wielkim ciężarem. Jak to się stało? Kiedy on tak urósł? Kiedy tak wydoroślał?

Noszę ucznia, bo tego czasem potrzebuje

W zeszłym sezonie rowerowym Arti przewrócił się na swoim jednośladzie. Wylądował na kolanie, zdzierając je sobie do krwi. Pech chciał, że było to na środku ulicy. Ruch w tym miejscu jest wprawdzie zerowy, jednak tym razem na horyzoncie zamajaczył jakiś wehikuł. Niewiele myśląc podbiegłam do niego, wzięłam na ręce i zaniosłam w bezpieczne miejsce. Zdziwieni koledzy pomogli chociaż odciągnąć rower na pobocze. Mąż, który pilnował w tym czasie dziewczynek i widział zajście z daleka, zapytał mnie później na osobności:
– Kochanie, dlaczego go niosłaś? Jest ciężki, dałby radę dojść sam. Wiesz, przy kolegach…
– Słuchaj, tak naprawdę tylko jedną osobę obchodzi to, że go niosłam na rękach jak małe dziecko. Jedną: naszego syna! Tak, tylko jego. To on chciał w tej chwili pomocy, wołał mnie, płakał, chciał czuć się bezpiecznie. Nie obchodzili mnie w tym momencie inni, bo oni nie są moimi dziećmi.

 

Wcześniej, gdzieś w wieku 5 lat, próbowałam go podnieść. Na żarty udawałam, że nie daję rady, że nie jestem taka silna. Powiedział mi wtedy: „Mamo, jestem za stary na to!”. Nie synku, nigdy nie będziesz za stary. Za duży, zbyt ciężki – tak. Ale nigdy nie będziesz miał za dużo lat.

Przedszkolaki potrzebują niekiedy noszenia

Kinia ma teraz 4 lata. Zawsze najbardziej przytulała się ze wszystkich moich dzieci. To przy niej nauczyłam się karmić piersią na leżąco. To ją zaczęłam nosić w chuście. Wreszcie to ona jako jedyna potrafi wskoczyć na mnie niczym małpka i wtulić swoim ciepłym ciałkiem. Do dziś, gdy wyciągam ją z wanny prosi, bym ją zawiniętą w ręcznik jak mumię zanieść do pokoju, gdzie czeka piżama i ciepłe kakao. Robię to, bo wiem, że niedługo się skończy. Wiem, że prośba, bym zaniosła ją rano na przystanek autobusowy, skąd jedzie codziennie do przedszkola „bo strasznie jestem śpiąca i zmęczona, mamusiu” pewnego dnia będzie tą ostatnią i już nigdy jej nie usłyszę. Tak, będę ją nosiła na rękach tak długo jak mi na to pozwoli.

Wszystko przecież się kończy

Moi rodzice już nie zanoszą mnie do łóżka kiedy wieczorem zasnę na filmie, nie czytają mi bajek na dobranoc, nie zawiązują mi butów, nie pomagają wsiadać na rower czy nie sprawdzają moich zadań domowych. Bo dorosłam. Tak samo dorosną moje dzieci. Szybciej niż się spodziewam. Teraz jest czas, bym cieszyła się z tych uścisków, przytulasów i całusów, których jeszcze się nie wstydzą przed kolegami.

 

Jutro może być ostatni dzień, kiedy to zanoszę Artiego do domu, by opatrzyć krwawiące kolano albo ostatni raz, kiedy 4-lenia Kinia prosi o zaniesienie z przystanku do domu, bo nie wyspała się w przedszkolu.

 

Dziś nie jest jeszcze ten dzień. Dziś nadal noszę moje dzieci.

Fot. Craig Baker, CC BY 2.0