Książki dla rodziców,  Kulturalnie

Matki świata – Maria Skłodowska-Curie

Jedną z wielu ról, w jaką może wejść kobieta, jest bycie matką. Niejedna z Was, moich czytelniczek, także nią jest. Osoby znane ze swoich dokonań często są także matkami. Jak Maria Skłodowska-Curie, o której niejeden z nas uczył się w szkole, że mądrą kobietą była. Ale jaką była matką dla swoich dwóch córek?

Ogólnie każdy chyba Polak zna tą sławną, dwukrotną noblistkę. Mamy na tyle mało noblistów, że pełna ich lista wałkowana jest w każdej szkole. O jej życiu zwykle wiemy tylko tyle, że szybko owdowiała, że zmarła na chorobę popromienną, której nabawiła się podczas zabawy z radem i polonem. I że mieszkała właściwie całe życie w Paryżu. Czasem ktoś słyszał jeszcze o jej zaangażowaniu podczas I Wojny Światowej, kiedy to jeździła po froncie z aparaturą do prześwietleń rentgenowskich i w ten sposób uratowała wielu rannych. Jednak mało kto zdaje sobie sprawę, że ta kobieta prawie non stop pracująca w laboratorium przy niebezpiecznych dla zdrowia pierwiastkach, przesiewająca tony smółki uranowej, by zdobyć śladową ilość polonu, była także matką.

 

Maria zawsze przedkładała naukę i pracę nad rodziną. Być może dlatego pierwsza jej córka, Irena, urodziła się dopiero kiedy Maria miała 30 lat. Jak na ówczesne standardy – dość późno. Być może to wynik wychowania – ojciec Marii nigdy nie negował jej zapędów do nauki. Tak samo przygotowywał zadania z matematyki jej, jej siostrom czy bratu. To było ich zajęcie na czas wolny od lekcji. Mocno kibicował też jej zapędom do pracy naukowej.

Dla Marii całkiem normalnym był jak najszybszy powrót do pracy po porodzie. W tym czasie dzieckiem opiekowała się najpierw mamka (Maria szybko straciła pokarm przez przemęczenie), a potem guwernantka. Nawet kiedy Maria była w domu to cechowała ją naukowa precyzja, np. gotując odmierzała składniki jak w laboratorium, a szczypta soli byłą dla niej pojęciem zbyt niemierzalnym. Przemęczenie nadludzką pracą jest tak duże, że kolejną ciążę Maria roni, a sama zapada na gruźlicę, która będzie ją męczyć do końca swoich dni.

Kłopoty ze zdrowiem powodują, że nawet nie ma siły pojechać do Szwecji odebrać osobiście Nagrody Nobla – tej pierwszej, wspólnej z Piotrem Curie. Niecałe dwa lata później rodzi swoją ostatnią córkę – Ewę.

Maria była wybitnym naukowcem, ale matką niekoniecznie. Nie, nie była złą matką. Była jednak najczęściej nieobecna, gdyż bardzo dużo pracowała w laboratorium, bywała w delegacjach i na spotkaniach najtęższych głów świata (m.in. przyjaźniła się z Albertem Einsteinem), poświęciła się też powstawaniu paryskiego i warszawskiego Instytutu Radowego. Swój kontakt z córkami podtrzymywała jednak pisaniem listów do dziewczynek. To one, oraz jej osobisty dziennik, są dziś dowodem na to jaką prywatnie kobietą i matką była. Mimo wszystko mało wiemy o tym jak wychowywała swoje maleństwa – raczej dowiadujemy się jakimi one stały się nastolatkami i kobietami.

Marię cechowało nowatorstwo w podejściu do wychowania. Traktowała swoje córki indywidualnie. Irena, która odziedziczyła ścisły umysł po rodzicach i sama także w przyszłości otrzymała Nagrodę Nobla, wprawdzie miała będąc już dorosłą osobą więcej wspólnego z matką – mogły porozmawiać o tak interesujących je doświadczeniach, fizyce, chemii, promieniowaniu. Jednak Ewa, którą ciągnęło raczej do świata artystycznego, wcale nie czuła się odtrącona. Wręcz przeciwnie – wspomina, że matka nigdy nie narzucała im żadnej roli. Nie musiały one ani przejmować schedy po rodzicach, a wręcz przeciwnie – Maria pozwalała im dążyć w kierunku wybranym przez siebie. Dlatego kibicowała dążeniom Ewy najpierw do kariery pianistycznej, później pomogła zdobyć pierwsze szlify w dziennikarstwie z takim samym zaangażowaniem jak pomagała w rozwoju kariery naukowej Ireny. W czasach przedwojennych raczej rzadko zdarzało się takie podejście do wychowania, szczególnie dziewczynek. Maria, której samej nie przymuszano do żadnej roli, nie wtłaczała także swoich córek w nie swoje buty. Żadna z nich nie czułą presji, by być najlepszą w czymkolwiek, mimo że koncepcja wyścigu szczurów napływająca z dalekiej Ameryki była coraz bardziej widoczna także nad Sekwaną.

Jedną z rzeczy, których dziewczyny musiały nauczyć się same, to gust i moda. Maria należała do osób, które nie interesują się swoją fizjonomią. Całe dnie chodziła w ulubionej czarnej sukni – prostej i przypominającej raczej strój żałobny. Irena, jako naukowiec, także podchwyciła ten ergonomiczny dla niej styl, jednak Ewa, z racji swojego częstszego przebywania na salonach czy wśród ludzi lubiła ładne suknie, nowoczesne wycięcia np. dekoltów czy makijaż. Czasem miały z Marią na ten temat scysje, gdyż matce nie podobało się pacykowanie i nadmierna dbałość o siebie. Maria tylko w czasie związku z Paulem Langevinem, swoim studentem, żonatym, z którym przez wiele lat ukrywała romans, nosiła kolorowe suknie.

Dla Ireny i Ewy to, że rodzice byli znanymi naukowcami, których podziwiał cały świat, było czymś tak normalnym, jak to, że rano wstaje słońce. Wiedziały, że dokonali oni przełomowego odkrycia, jednak nigdy Maria nie wywyższała się w towarzystwie dlatego, że jest dwukrotną laureatką nagrody Nobla. Dla dziewczynek to także było całkiem normalne i w przyszłości także traktowały to jako coś zupełnie standardowe. Ot, mama dostała Nobla… Mąż Ireny, Frédéric Joliot, wspomina, że początkowo Irena wydawała mu się wyniosła i myślał, że to spowodowane jest wywyższaniem się ze względu na posiadanie znanych rodziców. Dopiero przy bliższym poznaniu można było zauważyć, że Irena podchodzi do kariery naukowej matki i ojca zupełnie obojętnie, a jej zachowanie raczej jest spowodowane koncentracją na własnych dokonaniach naukowych.

Podobne do matki poświecenie Ireny sprawiało, że miały ze sobą zawsze tematy do rozmów. Jednak na jedno Irena nie mogła nigdy namówić matki – Maria była zagorzałą przeciwniczką mieszania się w politykę. Twierdziła, ze to nie przystoi naukowcowi. Dlatego nie przyjmowała ani żadnych odznaczeń państwowych po I Wojnie Światowej (tak samo jak Piotr Curie) czy nie angażowała się w sprawy emancypacji, którymi zajmowała się czynnie Irena.

Mimo takich różnic pomiędzy siostrami Maria wcale nie była bliższa Irenie, z którą miała wiele wspólnego. Owszem rozmawiały o pracy, ale to z Ewą spędzała wieczory na pogaduszkach, pełnych refleksji na temat swojego życia. Raz nawet zwierzyła się Ewie, że poświęcała dużo czasu na pracę, bo bardzo ją lubiła, ale zdecydowanie była zdania, że pracę należy łączyć z życiem rodzinnym. Tak samo jak źle być tylko kobietą poświęconą rodzinie, tak samo źle jest być karierowiczką czy naukowcem.

Fot.1 Alberto Cabello, fot.2 mw238, fot.3 thierry ehrmann, fot.4 I Harsten, fot.5  TNS Sofres, fot.6 Wellcome Images, fot.7 A Other

Bibliografia: „Maria Skłodowska-Curie i jej córki”, Shelley Emling