My, emigrantki,  Polki w Europie

Na emigracji w Holandii

Holenderskie pola wiosną są kolorowe. U nas zwykle sadzi się zboże, ziemniaki, czasem kukurydzę czy buraki. Ogólnie jest jednokolorowo – zielono. Kwiaty to raczej w szklarniach, bo klimat potrafi być zdradliwy.

W takiej Holandii można spotkać na jednej ulicy kilkanaście narodowości. Jak oni sobie radzą z wielokulturowością, skoro my często nie możemy ścierpieć naszych polskich do szpiku kości sąsiadów? Jak trudno zbudować rodzinę wielonarodową, jeszcze z dala od kraju, wie najlepiej Olga, mama trójki dzieci i blogerka www.europeanmama.com.

Moniowiec: Holandia nie jest pierwszym krajem, do którego emigrowałaś, bo po drodze były już Niemcy. Jak długo mieszkasz poza granicami kraju?
Olga: W Holandii mieszkam od 6ciu lat. Razem z pobytem w Niemczech to będzie jakieś 10 pewnie.

Moniowiec: Mieszkając tu tyle lat pewnie masz niejedną anegdotkę w zanadrzu?
Olga: Oczywiście! Są to najczęściej miłe sytuacje. Przykładowo poszłam raz z dziećmi na plac zabaw… a tu sami tatusiowie! Ja byłam jedyną mamą. Fajnie, oby tak częściej.
Mniej miło było natomiast wtedy, gdy moja najstarsza córka miała 2 lata, a młodsza była zupełnie malutka. Pewna kobieta zadzwoniła na policję, bo najstarsza miała napad typowego buntu dwulatka i nie chciała usiąść w wózku, a musiała.. Ta kobieta widząc mnie przez okno pomyślała, że dziecku dzieje się krzywda. Całe szczęście wstawiły się za mną panie ze żłobka, które akurat miały iść do domu. Policja przyjechała, wysłuchała i odjechała. Ale pamiętam do dziś. Pewnie nigdy nie zapomnę.

Moniowiec: Jak wychowuje się tu dzieci?
Olga: Holenderskie dzieci chyba są bardziej przyzwyczajone do współpracy z innymi dziećmi, ale z drugiej strony są asertywne (niektórzy uważają, że źle wychowane).

Moniowiec: Jacy są Holendrzy?
Olga: Holendrzy bardzo lubią normalność- żadnych dziwnych ubiorów czy zachowań. Wszyscy jeżdżą na rowerach. Wszyscy są równi względem siebie.

Moniowiec: Jak Polacy są tam postrzegani?
Olga: Chyba wizerunek Polaków zmienia się na bardziej pozytywny. Ludzie z zaciekawieniem pytają mnie się w jakim języku mówię do dzieci, ale nie odczuwam żadnych pozytywnych emocji jak odpowiadam, że po polsku.

Moniowiec: Jak Ty postrzegasz Holandię?
Olga: Holendrzy pracują często na pół etatu, głównie kobiety, ale mężczyźni też. Mężczyźni więcej czasu spędzają na ubieranie się niż kobiety. Ciąża tutaj to naturalny stan i nie potrzeba lekarza. Kobieta w ciąży chodzi do położnej, nie do lekarza, a badania cytologiczne są robione u lekarza rodzinnego nie ginekologa, co postrzegam jednak negatywnie.

Moniowiec: Co jest charakterystyczne dla holenderskiej kuchni?
Olga: Jedzenie kanapek na obiad (tzw. broodje gezond składa się z sera, szynki, jajka, sałaty, pomidora i ogórka). Jedzone nożem i widelcem. Potrawy takie jak snert (holenderska zupa grochowa), stommpot („gniecione” ziemniaki z warzywami, najczęściej jarmużem lub szpinakiem), a ze słodyczy stroopwaffel (okrągłe wafle z karmelem w środku) oraz poffertjes (małe naleśniczki z cukrem i masłem).

Moniowiec: Warto zabrać coś ze sobą z Polski, by poczuć tą polskość?
Olga: Mam niedaleko polski supermarket więc prawie wszystko mogę kupić: kabanosy, twaróg, kefir… ale jak rodzina przyjeżdża zawsze ich proszę o przywiezienie mi puszki czekolady pitnej Wedla. Nie powiem – lubię tu mieszkać.

Fot. Roman Boed, CC BY 2.0


Je­śli lu­bisz po­dróże z pal­cem po ma­pie, co środę za­pra­szam na wy­prawę z jedną z Pol­ek miesz­ka­ją­cych za gra­nicą. Wpisy już pu­bli­ko­wane znaj­dzie­cie tu.