My, emigrantki,  Polki w Azji

Życie na Tajwanie oczyma Polki

W obecnych czasach jak coś nie jest chińskie to na bank powstało na Tajwanie albo w Indiach. Dotyczy to nie tylko plastikowych podróbek, zabawek czy tekstyliów, ale także najlepszej jakości elektroniki. Właśnie na Tajwanie w ponad 2,5 milionowym mieście portowym mieszka Magda, blogerka z gong-zhu-majia.blogspot.com.

taiwan4

Konfabula: Dlaczego akurat tą część świata wybrałaś na swój dom?
Magda: Za granicą przebywam od 2011 roku – i od początku trafiłam dość egzotycznie, a mianowicie na Tajwan. To taka mała wyspa pomiędzy Filipinami, Japonią i Chinami, o dość ciekawym statusie politycznym (bo niby to osobne państwo, a jednak nie do końca). Pojechałam tam na semestralną wymianę studencką, po której wiedziałam że choćby „niewiadomoco” muszę tam wrócić, bo pół roku jakie było mi dane tam spędzić nie tylko rozbudziło mój apetyt na egzotykę, ale jawiło się jako sześć miesięcy absolutnej bezstresowości i wyluzowanego życia z dala od prozaicznych problemów dnia codziennego w szaroburej polskiej rzeczywistości.
Po ukończeniu studiów, pół roku po tymczasowym pożegnaniu z Ihla Formosa – pakowałam znów walizkę, usiłując upchać w 23 kilogramach wszystko co mi będzie potrzebne na czas nieokreślony pobytu w portowym mieście Kaohsiung… Oczywiście planowałam, że nauczę się chińskiego w dwa lata, znajdę pracę, może i miłość, ale moje plany zostały zweryfikowane dość szybko. Chińskiego będę się uczyć do końca życia i do trumny pewnie zażądam zapakowania podręcznika i słownika, żeby w zaświatach mieć możliwość dalszej rozrywki z tym trudnym językiem. Praca… Cóż, z pracą nie jest lekko – niestety, moce układu Schengen gwarantującego swobodę przepływu towaru, usług, ludności i gotówki nie sięgają do Azji, więc trzeba się zmierzyć z zadaniem zdobycia wizy pracowniczej lub zająć się działalnością zarobkową w szarej strefie, z wiszącym nad głową ryzykiem deportacji. A miłość – ehmmm, choć żartobliwie mówię, że szukam męża wśród Chińczyków, bo są ich miliony więc może się jakiś trafi – to jednak Azjaci są po pierwsze nieśmiali, po drugie zapracowani od rana do nocy, a po trzecie obyczajowo jednak dzielą nas tysiące mil. Krótko – niestety, nie spotkałam jeszcze takiego osobnika, który potrafiłby jeść jak człowiek, bez siorbania z mlaskaniem, i jeszcze sprawił, że moje serce zabije szybciej. Wszystko przede mną.
Co robię na Tajwanie? Przede wszystkim uczę się – języka, kultury, życia codziennego w Azji, czasem dorywczo zajmę się jakimś nauczaniem angielskiego lub zadawaniem szyku jako piękna blada twarz. Skąd mam zatem pieniądze na tajwańskie beztroskie życie? Oprócz tego, że jestem księżniczką z imienia i przyzwyczajeń, w wakacje i ferie zimowe pracuję w Europie, oprowadzając chińskie wycieczki po bezkresnych rubieżach Skandynawii i wprowadzam skośnookich turystów w
tajne tajniki tajemnic norweskich lamp pogromców niedzwiedzi.

taiwan8

Konfabula: Tajwan to zupełnie odmienna kultura od polskiej. Co Cię zdziwiło – pozytywnie i negatywnie?
Magda: To zależy. Początkowo dziwiło mnie wszystko, bo przecież jeżeli podróż do Japonii to jak wycieczka na Marsa (bo nic nie jest takie jak powinno a dookoła śmigają małe żółte ludziki z wielkimi główkami, świergolące w dziwnym narzeczu), to Tajwan jest tylko rzut beretem od końca świata.
Wielkie zdziwienia opisywałam na blogu… Zderzenie z tajwańską biurokracją przy okazji wyrabiania ,uwaga!, karty do biblioteki czy absolutnie arcyskomplikowane potyczki przy założeniu konta w banku, rozmaite aspekty problemów komunikacji międzyludzkiej w świecie, w którym nie wolno powiedzieć „nie”. Rozmaite
gadżety z serii cute uroczo – czyli nawet papier toaletowy i torebka na wymioty muszą być we wzorek, koniecznie kreskówkowy i różowy. Albo zakupy w zwykłym osiedlowym supersamie, gdzie można kupić i fajerwerki, i łapki na myszy i wibratory.
Negatywnym odkryciem okazały się – problemy ze zrozumieniem chińskiej idei przyjaźni i koleżeństwa, oraz fakt, że
Tajwan posiada smog i inne rozliczne zanieczyszczenia grasujące w powietrzu. O karaluchach wielkości palca wskazującego odwiedzających ludzi o każdej porze dnia i nocy nie wspominając.
Po trzech latach przywykłam i dziwi mnie już tylko ułamek tego, co wywoływało wielkie oczy i sapnięcia pełne ekscytacji na początku pobytu. Bez mrugnięcia okiem wywijam pałeczkami wciągając makaron z brązowym sosem wyglądającym cokolwiek toaletowo – ważne że jest smaczny, a dodatkowo zagryzam to danie zieloną bułką o smaku zielonej herbaty. Karaluchy rozdeptuje, śmieci chowam do zamrażalnika i wynoszę je o 21 na wieczorną śmieciarkę, gdy łapie mnie przeziębienie – piję więcej wody i zakładam maseczkę chirurgiczną w wesołe wzorki, nie widzę nic bulwersującego w fakcie że ktoś właśnie
zaparkował skuter na środku pasów, albo że na tym skuterze jedzie pies, czteroosobowa rodzina z zakupami, albo dwóch panów tachających jeszcze lodówkę. This is Tajwan, ju noł. Taki mamy klimat.

taiwan10

Konfabula: Jak wygląda od strony finansowej życie na Tajwanie?
Magda: Cenowo, życie na Tajwanie jest podobne do polskiego. Dziennie na jedzenie wydaję około 20 zł (nie mam kuchni, nie gotuję więc stołuję się w rozlicznych jadłodajniach i knajpkach). Oczywiście są rzeczy dużo droższe – czyli importowane, ale z kolei cała masa towarów jest tania jak przysłowiowy barszcz.
Zaskoczyć może kwestia cen elektroniki – wcale nie jest taniej, a wręcz sporo drożej, choć Tajwan to kraj producentów np. laptopów Acer, Asus i MSI czy telefonów HTC. Szybko rozwiałam nadzieję znajomych na tanie nowoczesne laptopy przysyłane do Polski. Ubrania – podobnie jak w Polsce, aczkolwiek problemem dla mnie jest rozmiarówka, bo choć w Polsce mieszczę się w kategoriach średniego wzrostu i szczupłej sylwetki, to na Tajwanie wpadam w kategorię spasionej żyrafy.
Jeśli chcielibyśmy porównać ceny tak pospolitych towarów jak chleb czy mleko, to możemy się zdziwić. Tu są to produkty stosunkowo drogie, bo zagraniczne. Chleb tostowy podłego sortu to około 5-7 zł za bochenek, litr mleka rozrabianego z proszku i smakującego zupełnie inaczej niż mleko to jakieś 10-12 zł, zaś szklanka mleka prosto od krowy to na pokazowej krowiej farmie około 8 zł.
Benzyna jest tania, bo poniżej 4zł za litr, przy czym na Tajwanie najpopularniejsza (i najtańsza) jest benzyna skuterowa 86 oktan. Nie spotkałam się z autami LPG, ale nie znaczy to że ich nie ma. Bilet jednorazowy to 1,50 PLN studencki, bilet w metrze kosztuje od 3 do 5 zł w zależności od tego, jak daleko jedziemy.
Mieszkanie – moje, tuż obok uczelni kosztuje 600 zł plus prąd i woda. Mieszkam w czymś w rodzaju studio, ale bez kuchni. Mam przyzwoicie wyposażony pokój i łazienkę. Znajomi wynajęli mieszkanie 3 pokojowe, z kuchnią, ale dalej od uczelni i płacą 1200 zł plus opłaty – przy czym media są tańsze niż w Polsce.

taiwan2

Konfabula: Co najlepiej jeść będąc na Tajwanie, skoro chleb i mleko – czyli moja podstawa diety – to produkty importowane?
Magda: O chińskim jedzeniu można by pisać i pisać, generalnie Tajwańczycy uprawiają kulturę żerną (standardowe pytanie po wizycie w dowolnym miejscu na wyspie – a jadłeś danie X, to tamtejszy specjał?). Moimi ulubionymi potrawami są: hotpot /huoguo czyli rosołek w którym wedle uznania gotuje się dowolne dodatki, mięsne i warzywne. Drugie miejsce zajmują pierożki, smażone lub gotowane na parze, z tysiącem farszów (uwielbiam mięsno-cebulowy lub pikantny wegetariański, nie mówiąc już o krewetkach). Tajwańczycy szczególnie dumni są z ciastek z farszem ananasowym (też mniam) oraz znanej też u nas bubble tea, wynalezionej właśnie na Tajwanie. Tydzień zaś uznałabym za stracony, gdybym nie wybrała się ze trzy razy na lody – czyli kruszony lód z kawałami owoców.
Pewnie każdy, kto uda się na Tajwan, przeżyje też bliższe lub dalsze spotkanie ze słynnym śmierdzącym tofu… ale tego nie będę polecać, bo sama nie miałam odwagi podejść na odległość konsumpcyjną.

taiwan9

Konfabula: Jak wygląda życie przeciętnego Tajwańczyka?
Magda: Przede wszystkim drzemka i wyżerka. Drzemka – obowiązkowo w południe, podczas przerwy na lancz. Drzemią starcy, dzieci i studenci. Uczniowie szkół średnich obowiązkowo muszą przespać się w ciągu dnia. Serio! Nie powinno to dziwić, bo zajęcia w szkołach zaczynają się wcześnie rano i trwają do 16 dla podstawówek, a starsze dzieciaki ślęczą nad lekcjami i do 21, z czego część odbywa się normalnie w szkole, a część w tzw. buxibanach, czyli czymś w rodzaju centrów korepetycyjnych gdzie idzie się zaraz po szkole i utrwala materiał poznany podczas lekcji.
Wyżerka – czyli konsumpcja wszelaka, też toczy się do później nocy. Po zmroku otwierają się tzw „nocne targi”, gdzie stoiska z jadłem przeplatają się z tymi ciuchowymi, gadżetowymi i typowo jarmarcznymi. Tajwańczycy uwielbiają snuć się po takim majdanie ciasno zapchanym budkami ze wszystkim, przyglądać się nowościom towarowym i oczywiście co nieco przekąsić, w co drugim straganie.

taiwan7

Konfabula: Jacy są Tajwańczycy?
Magda: Dla Tajwańczyka najważniejsze jest to żeby nie utracić twarzy, a nawet zyskać nową, lepszą. Czyli, żeby wyglądać na bogatszego niż w rzeczywistości. Polskie zastaw się a postaw się byłoby tu dobrze rozumiane.
Jak każdy naród Tajwańczycy mają swoje przyzwyczajenia. Fatalnie jak mlaskanie, jedzenie z otwartym dziobem, siorbanie i wciąganie smarków z nosa gdzieś do mózgu czy pozytywne jak szacunek dla starszych osób, policjantów, nauczycieli, żołnierzy, pielęgniarek itp.

taiwan5

Konfabula: Jak wychowuje się tu dzieci?
Magda: Dzieciaki tajwańskie są bardzo grzeczne. Nie pyskują nauczycielom, uczą się karnie na pamięć książek. Nie mnie oceniać czy to złe czy dobre – ale zupełnie inaczej wchodzi się do tajwańskiej szkoły z 35 osobowymi klasami, niż do małpiarni zwanej polską podstawówką/gimnazjum/liceum. Trochę dla mnie zaskakujący był fakt, że dzieciaki się nie bawią, a największą nagrodą dla 12-latków było, uwaga!, możliwość swobodnego porysowania sobie markerami na tablicy. I to, że nauczyciel zawsze ma rację, nawet gdy nie ma racji.
Dzieci wiedzą, że nie mogą zawieść rodziców i reszty przodków, nie mogą sprowadzić wstydu na rodzinę. Często się zdarza, że pod jednym dachem mieszkają rodziny wielopokoleniowe, w myśl chińskiego wierzenia, że im więcej generacji, tym większe błogosławieństwo i szczęście zsyłane przez bogów.
Tradycyjnie najstarszy syn musi zająć się rodzicami, odziedziczyć rodzinną firmę lub zgromadzić fortunę która zapewni nestorom rodu godną i wygodną starość. Stąd olbrzymi nacisk na posiadanie potomka płci męskiej – moja koleżanka ma 5 rodzeństwa, bo dziadkowie „zachęcali” rodziców do płodzenia kolejnych dzieci, aż w końcu pojawił się wnuk.

taiwan6

Konfabula: Jak Polacy są tam postrzegani?
Magda: Polacy i Polska są słabo rozpoznawalni na Tajwanie. Na pewno Tajwańczycy znają ze słyszenia nazwiska Szopena, Wałęsy i Szymborskiej, fascynaci koszykówki kojarzą Marcina Gortata a sympatycy tenisa Agnieszkę Radwańską. Generalnie – mnie pytano (starsze pokolenie) czy Polska jest komunistycznym krajem, czy w zimie w ogóle wychodzimy z domu, bo jest u nasz strasznie zimno i czy to prawda, że zimą pijemy wyłącznie wódkę żeby nie zamarznąć. Jakiś czas temu furorę robił Sylwester Wardęga i jego filmiki w których na przykład obmacuje kobiety na ulicy pod pretekstem badania piersi (oooo, nieśmiali Tajwańczycy mogą o czymś takim wyłącznie pomarzyć) – ale całe szczęście była to sława krótkotrwała.
O promocję Polski dba Polonia tajwańska. Mieszkańcy Kaohsiung znają doskonale polskie szarlotki Giny (czyli Grażyny), mieszkańcy północnej części pielgrzymują, by odwiedzić stoisko pana Andrzeja na nocnym targu w Zhongli, gdzie sprzedaje swoje wypieki. Przez długi czas w programie poświęconym obcokrajowcom (formuła podobna do naszego „Europa da się lubić” nadawanym w porze niezłej oglądalności pojawiała się pani Ewa Lewińska – ulubienica zwłaszcza męskiej części publiczności, świetnie mówiąca po chińsku i podziwiana za umiejętności kulinarne oraz poczucie humoru. Inna Polka – Dorota Wernik-Chen jest bardzo szanowaną na Tajwanie specjalistką w dziedzinie homeschoolingu. Z kolei jej córka Zosia jest często zapraszana do rozmaitych programów telewizyjnych i talkshow, jest też dość wziętą modelką, a kiedyś nawet reprezentowała Tajwan w łyżwiarstwie figurowym.

taiwan3

Konfabula: Jakie zdarzenie wspominasz z największym uśmiechem?
Magda: Było ich mnóstwo. Chyba najbardziej bawi mnie to, kiedy na zakupach zapragnęłam pochwalić się znajomością chińskiego... i troszkę mi nie wyszło.

Fot. bryan…, CC BY-SA 2.0


Je­śli lu­bisz po­dróże z pal­cem po ma­pie, co środę za­pra­szam na wy­prawę z jedną z Pol­ek miesz­ka­ją­cych za gra­nicą. Wpisy już pu­bli­ko­wane znaj­dzie­cie tu.