Prawdopodobnie gdyby babcia miała wąsy byłaby dziadkiem. Ale już z pewnością gdyby koty miały skrzydła byłyby kotolotkami. Może takimi nawet jak miot z opowiadań zebranych w książce pt. „Kotolotki” Ursuli K. Le Guin.
Kocica jak ludzka matka
Na pozór ta opowieść opowiada o czterech kotach z rodzeństwa. Ich matka, jak to kot, nauczyła je wszystkiego co mogła i wysłała w świat. Nie znajdziemy tu jednak rzewnego pożegnania, a raczej szybkie i przelotne. Matka bowiem martwi się, że przez swoją inność kotom może stać się coś złego. Sama wie jak sobie potrafi zapewnić bezpieczeństwo i przyszłość, lecz woli, by kotki ze skrzydłami takimi jak ich ojciec (ach jakże chciałabym poznać i jego historię!) raczej chowały się przed ludźmi niż żyły w pełnym ludzi mieście. Czy i my, dorośli, nie robimy tak samo? Czyż nie przygotowujemy jak możemy swoich dzieci na to, że kiedyś wyfruną, a jeśli są odrobinę inne – z powodu choroby, innego doboru genów, orientacji czy światopoglądu – zrobimy co możemy, by świat ich nie skrzywdził? Nawet jeśli oznacza to wyprowadzkę gdzieś daleko.
Inność – zawsze ten sam problem
Inność zawsze budzi strach. A co, jeśli latające kocięta będą lepsze? A jeżeli są jeszcze przebieglejszymi drapieżnikami i wykradną pisklęta z gniazd? Inność rodzi problemy z akceptacją. W końcu czy kot, czy człowiek – boimy się tego czego nie znamy i trudno nam zbliżyć się do inności, by się z nią zapoznać. Bo przecież może nam zrobić coś złego, zawadzać, wreszcie być sprzeczna z tym, co znamy, co rozumiemy, umiemy czy myślimy. Jeśli Twoje dziecko powie „ale fajny wózek!” na wózek inwalidzki, czy tłumaczysz mu głębiej czym jest ten sprzęt i kim jest niepełnosprawny czy raczej speszona uciekasz przed wzrokiem innych?
Co poza odrzuceniem może rodzić inność?
Owszem, w „Kotolotkach” pojawia się zrozumienie i przywiązanie do nowo poznanych, przyjaznych zwierzętom wszelkiej maści dzieci, ale nie o tym chciałam pisać. Każdy zasługuje na pozytywne uczucia, nieważna jak wygląda. Jednak osobie, która zdaje sobie sprawę ze swojej inności, która cierpi z powodu odrzucenia może być trudno zaufać komuś, kto wydaje się być przyjaźnie nastawiony. Tak często spotkał się z odrzuceniem, wyszydzeniem czy ostracyzmem społecznym, że uważa te zachowania za normę. Lęk przed ponownym skrzywdzeniem, niekoniecznie fizycznym, raczej tym psychicznym, bo nie tylko agresja fizyczna zostawia ślady, powoduje wycofanie. Tak jak kotolotki bały się każdego człowieka i ociągały z podejściem do dzieci, tak osoby inne – fizycznie czy mentalnie – mogą mieć problemy z poznawaniem innych, small talkiem, zawieraniem znajomości czy związków.
Jeszcze o książce „Kotolotki”
W skład tego wydania wchodzą cztery opowiadania: „Kotolotki”, „Powrót kotolotków”, „Wspaniały Alexander i kotolotki” oraz „Jane rozkłada skrzydła”. Całość dopełniają klasyczne i naprawdę przepiękne ilustracje S. D. Schindlera. To książka dla każdego, bo naprawdę można ją czytać nawet kilkulatkom. Język jest bardzo prosty i przez to przystępny, a morał każdej w historii często aż prosi się o dodatkowy komentarz rodzica i wspólną dyskusję, która nie tylko rozwiewa wątpliwości, ale i pogłębia rodzinne relacje. To nie kolejna ckliwa historyjka o zwierzątkach, a błyskotliwa i rzeczowa ciepła baśń.