„Łatwo być miłym”to książka włoskiej ilustratorki Francesci Pirrone. To autorka obdarzona talentem do rysowania i tworzenia prostych prawd w sposób niezwykle słodki i czytelny dla dziecka (i dorosłego) w każdym wieku. Przecież tak naprawdę potrzeba niewiele słów, mało czynów, by każdy z nas czuł się miło.
Co znajdziemy w „Łatwo być miłym!”?
Bez kozery mogłabym nazwać tę książeczkę dla dzieci poradnikiem. Nie opowiada ona w sumie żadnej dłuższej historii. Przedstawia oddzielne sceny z życia małego prosiaczka i jego przyjaciół: królika, myszki, ptaszka, kotka, a nawet rośliny i całą planetę. I to wcale nie jest jej wada, a zaleta. Pokazuje w prostych rysunkach i oszczędzając słowa jak łatwo każdy z nas drobnymi gestami może sprawić, że innym robi się na sercu i duszy cieplej.
Co mnie urzekło w tej książeczce?
Przede wszystkim rysunki. Prosiaczek, z którym poznajemy emocje, jest przesłodki. Nie ma chyba na świecie dziecka, które nie twierdziłoby tak samo. Choć ilustracje są oszczędne i symboliczne, są bardzo proste w przekazie. Właściwie nawet bez słów można by było zrozumieć o co chodzi.
Jest jeszcze jeden plus małej ilości tekstu: osoby rozpoczynające czytanie mogą szybko pochwalić się, że przeczytały całą książkę. Tak jak to robi Natka.
Dla kogo jest ta książeczka?
Dla każdego. Naprawdę. Ja uśmiecham się do siebie jak bohater-prosiaczek tylko patrząc na samą okładkę z jego wesołym ryjkiem. No nie da się nie uśmiechnąć! Mnie, dorosłą, nastraja pozytywnie już sam jeden rysunek, a co dopiero wszystkie. I tak samo działa na moje dzieci, od tych kilkuletnich, po nastolatka (choć on zarzeka, że to nie książka dla niego, taaa, jasne!).
Czy rzeczywiście łatwo być miłym w tych czasach?
Tak naprawdę nie ma dobrych czy złych czasów na bycie miłym. Serio. Przecież niezależnie od tego w jakiej jesteśmy sytuacji możemy dziękować, wspierać czy dbać. Może i trudniej czasami o uśmiech, jednak to my jesteśmy panem naszego losu, sami decydujemy, czy podchodzić do życia z uśmiechem, czy z kwaśną miną.
Trudno też o cierpliwość czy pomoc. Bo niby nikogo nie znamy, ciągle się spieszymy. Sami pomyślcie czy np. warto marudzić w sklepie w kolejce o otwarcie kasy, utrudniając tak naprawdę pracę przy rozładunku towarów. Ta minuta jest tego warta? A może lepiej dać dokończyć rozpoczęte zadanie i sprawić, że ciągi piesze w sklepie będą bezpieczniejsze dla nas i wszystkich innych? Dzieci obserwują nas, niecierpliwych dorosłych – jak mają być cierpliwe, skoro tego w nas nie widzą? Sama łapię się, że popędzam moje stadko zamiast zrobić coś spokojniej. Zwłaszcza kiedy chodzi o wyjścia z domu. Efekt zwykle jest identyczny (czyli i tak się spóźniam), czy się pieklę czy jestem spokojna.