Co robi autorka poczytnych książek fantasy, kiedy dzieci proszą o bajkę? Pisze ją! Tak właśnie postanowiła Marta Kisiel i dla Julki, która dopraszała się wreszcie książki dla dzieci napisała cykl o Niebożątku, Małym Lichu i kto wie jakich jeszcze stworach. Ot, może smoka nie ma. Jeszcze! Dlaczego uważam, jak przekonuję w tytule, że cykl o Małym Lichu podbije serce 10-latka? Bo testowałam to na swoim dopiero-co-jedenastolatku i nad-wyraz-oczytanej-ośmiolatce!
Małe Licho i tajemnica Niebożątka
Jakie lektury dzieci lubią najbardziej? Takie, w których dużo się dzieje, jest śmiesznie i lekko ckliwie, a na dodatek bohaterem jest ich rówieśnik. Wszystko to znajdziemy w Małym Lichu i tajemnicy Niebożątka. Bo oto dom, dość ponury, z rozklekotanym dachem, zabitymi oknami, duchami austriackich wojsk (Donnerwetter!!!), potworami z mackami pod łóżkiem (pflomp!) czy w kuchni, utopcem moczącym nogi w sedesie czy prywatnymi aniołami stróżami zamieszkuje 10-letni Bożydar, zwany tak w młodości, bo przecież już stary jest, Niebożątkiem. Dokładniej Bożydar Antoni Jekiełłek, wraz z mamą i dwoma wujkami. Dotychczas jego nauka odbywała się w domu, ale oto nadszedł czas, kiedy strefę komfortu trzeba opuścić i udać się do szkoły. A tak koledzy z transformersami, mówiący coś o Minionkach i nieznający minotaurów, wierszy jambicznych czy języka niemieckiego. Jak oni porozumiewają się z duchami na strychu? Czy z takim trochę innych chłopcem jak Bożek można się kumplować nawet jak nie lubi kanapek z pasztetem i ogórkiem kiszonym? I dlaczego tak bardzo wszyscy boją się, że Bożek zniknie, że nawet Licho, jego mały anioł, nie potrafi go upilnować? Co to za tajemnica?
(…) nowe domy co prawda mają centralne ogrzewanie, za to stare domy ogrzewa dusza.
Małe Licho i anioł z kamienia (PRZEDPREMIEROWO)
Zapewne Marta Kisiel stwierdziła, że co rok to prorok i rodzi nowe dzieła. W rok po Małym Lichu i tajemnicy Niebożątka możemy więc znaleźć (dosłownie za kilka dni, bo 30-go października, data nieprzypadkowa!) kolejną, nie mniej uduchowioną i upotworzoną książeczkę o przygodach chłopca i anioła. Tak jak pierwsza część działa się raczej latem i jesienią, tak teraz mamy piękną śnieżną zimę, Wigilię Bożego Narodzenia w kuchni pełnej pieczonych przez kichające anielskie Licho i potwora Krakersa pierniczki z dziurką do zawieszenia na choince i mały armageddon w postaci ospy. Choroba dopada po kolei każdego chyba mieszkańca, więc by nie dopadło pół-chłopca, pół-zjawę czy resztę niewykropkowanych postaci, zamierzają oni ferie zimowe odbyć na kwarantannie u cioci Ody.
Niestety jest problem: ciotka mieszka w środku lasu, zero prądu, wody czy zasad BHP w domu. Do tego nikt poza mamą i wujkami jej nie zna. Wraz z Bożkiem i Guciem, jedynymi nietkniętymi wirusem, jedzie na wypoczynek anioł Tsadkiel. I właśnie on, ten bezemocjonalny perfekcjonista, będzie zarzewiem wszystkich problemów, jakie będą miały miejsce w lesie za domem cioci. Bo to miejsce, w którym nie powinien znajdować się nikt, a jakoś samo się tam Bożkowi, Guciowi i nowemu, nieco sepleniącemu koledze Bazylowi. Okazuje się, że Tsadkiel-Zadkiel to nie taka bezuczuciowa postać jak myśleli.
Po co takie duże dzieci mają czytać takie bajki?
Przecież mogłyby poważne lektury, ot, zacząć już Nad Niemnem, bo to długie i nudne jest. Ano właśnie po to, by nie zniechęcić się do czytania, bo Małe Licho wciąga się szybko! Nie dość, ze akcja toczy się dość wartko, to jeszcze jest niezwykle emocjonalnie, wesoło, smacznie i potwornie. Wszystkie historie z Bożkiem i jego kompanami poprzetykane są delikatnie błyszczącymi w tle przesłaniami. Bo warto pomagać, warto przepraszać, inność jest całkiem fajna, a dziwactwo to pozytywna cecha. Wreszcie: miłość nie zna granic, a mamy są od tego, by czasem krzyknąć. Czyż nie ma lepszych tematów dla dzieci? Doprawdy, alleluja!
Zwyczajni ludzie robią mnóstwo zwyczajnych rzeczy, bez których nie umieliby żyć. Ale to dziwni wspinają się na najwyższe szczyty gór, latają w kosmos, patrzą godzinami w gwiazdy. Przekraczają granice światów… albo zdrowego rozsądku. Albo piszą książki.