Podróże zawsze były dla mnie czymś normalnym. Jako, że jestem córką kolejarza (nie Monika – córka ratownika!) pół życia spędziłam w pociągach. Zwiedziłam tak nie tylko dużą część Polski, ale także kawałek Europy. Choć pociągi słyną w Polsce z notorycznych opóźnień, śmierdzącego WC, drogiego baru i kradzieży na nocnych trasach nadal jest to dla mnie ulubiony środek lokomocji. Jednak jest jedna rzecz, za którą szczególnie je lubię: podróżowanie środkami komunikacji zbiorowej ma to do siebie, że rzadko podróżuje się samotnie. Czy lubimy czy nie spotykamy innych ludzi. Czasem okazuje się, że siedzimy obok zaskakująco ciekawej osoby, kiedy indziej robimy wszystko, by nawet nie myśleć o współpasażerze.
W pociągu nigdy nie jesteś sam
Tak było i tym razem. Z mojego Koszalina do domu mam ponad 5 godzin jazdy z jedną przesiadką w Gdyni. To właśnie tam jest stacja, na której nagle większość podróżnych wychodzi, taszcząc ze sobą walizki. W przedziałach zostają jakieś niedobitki, jak ja, oraz nobliwi kuracjusze jadący do uzdrowiska w Kołobrzegu.
Traf chciał, że w przedziale byłam sama. Do tego nie działało światło, więc siedziałam przykryta swetrem, bo noce, mimo lata, są dość zimne. Drzemałam jak zając pod miedzą, budząc się na każdy stukot, uderzenie w drzwi czy przejście kogoś korytarzem pospiesznie w stronę kibelka. Wtem o moje drzwi oparło się tyłem dwóch dryblasów. Zapalili papierosa nie patrząc na zakaz palenia i dyskretnie spoglądali w głąb mojego przedziału, sprawdzając, czy kogoś dostrzegą w ciemnościach.
– Zobacz, jakaś cizia tam przysypia- rzucił jeden.
– Że też się sama nie boi tak siedzieć w tym nocnym pociągu – ciągnął drugi dopalając papierosa.
– No jasne, pełno zboczeńców innej maści dziwaków jeździ przecież pociągami! – rzucił drugi zgaszając peta o okno. Otworzył je na chwilę, by wywietrzyć dym na korytarzu, przerzucił głowę przez otwór i patrzył chwilę w ciemność. Wiatr rozwiał jego długie włosy.
– Chodź już – klepnął go w ramię kolega – musimy przecież jeszcze coś zakombinować, póki śpi.
Niechętnie ruszył się i zamknął okno, a potem podążył za towarzyszem rzucając spojrzenie na sweter, pod którym się schowałam. Jak dobrze, że nie widział, że zaczęłam się porządnie trząść ze strachu.
Pociągami jeżdżą dziwacy i zboczeńcy
Mimo, iż nie należę do najsłabszych istot na ziemi, wiem, że w starciu z dwójką rosłych facetów szanse mam niewielkie. Samoobrona w takim przypadku byłaby chyba daremna, bo wchodząc do pomieszczenia odcięliby mi drogę ucieczki. Przecież nie wyskoczę z pędzącego pociągu przez okno. A co jeśli rzeczywiście coś knują? Jeśli zaraz przyjdą tu do mnie i coś mi zrobią? Obrabowanie jest najmniejszym problemem!
Nerwowo zaczęłam przypominać sobie, kiedy ostatnio widziałam konduktora. Chwyciłam za torebkę i udając, że zmierzam do WC, przeszłam cały wagon. Nie było w nim nikogo! Wróciłam na swoje miejsce z mocnym postanowieniem przeniesienia się do innego, bardziej ludnego, kiedy nagle otworzyły się drzwi mojego przedziału.
Strach ma wielkie oczy
Odwróciłam się szybko. W drzwiach stali niedawno podsłuchiwani przeze mnie mężczyźni. Jeden z nich trzymał w ręku coś, co przez chwilę wydało mi się kijem baseballowym. Nogi się pode mną ugięły. Stojący z tyłu mężczyzna czym prędzej zamknął drzwi i zasłonił kotary. „Już po mnie” – pomyślałam. W głowie zaczęły wyświetlać się obrazy z mojego przykrótkiego życia, ludzie których kochałam, nawet jakieś światełko w tunelu się pojawiło i już już chciałam tam iść, gdy nagle z tego epickiego wspominania tego, co najlepsze, wyrwał mnie głos jednego z mężczyzn:
– Dokąd Pani jedzie?
– Do Koszalina.
– Ok, może być, my do Słupska. Ale mamy problem…
W tym miejscu przysunął się do mnie bliżej. Na tyle blisko, że chyba czuł jak bardzo wali mi serce.
– … nie mamy biletów! – powiedział już szeptem – Możemy się umówić, że jak przyjdzie konduktor, to po sprawdzeniu wyjdzie Pani i jak będzie sprawdzał komuś w innym przedziale, to my go weźmiemy?
Wstrzymałam na chwilę oddech i nie mogłam zrozumieć co do mnie mówi.
– Mam dać wam mój bilet?
– No tak, bo jak nas złapią to wywalą wcześniej, bo nie mamy kasy na bilet.
Drugi mężczyzna nerwowo spoglądał za siebie, cały czas trzymając w ręku baseballo-podobny przedmiot.
– Wracamy z ASP, możemy w zamian dać jakąś fajną grafikę – stojący z tyłu jegomość pospiesznie wytłumaczył i z trzymanego w ręce przedmiotu wyciągnął zrulowany arkusz A3 z wizerunkami smoków, słodkimi pieskami czy odważnymi aktami. Niektóre z grafik spadły na podłogę, zaczął je więc pospiesznie zbierać.
Otrząsnęłam się i spojrzałam głupawo to na jednego, to na drugiego.
– To macie problem: mam tylko bilet imienny, a żaden z Was nie wygląda kobieco.
Konduktor zrobił, jak podejrzewali. Na kolejnej stacji, która Słupska nie przypominała, pomachali mi na do widzenia, a ja podziwiałam jakiś czas majaczące w nocnej czerni czerwone punkty zapalonych na peronie papierosów, przyciskając do własnej piersi piersi jakiejś roznegliżowanej blondyny, którą naszkicowali na zajęciach.