Wstajesz jak co rano 6:10. Nie potrzebujesz budzika, masz inteligentny dom. Jeśli nie wstaniesz na czas, twój budzik rzuci w ciebie kapciem i rozkaże zrobić płatki na śniadanie, najlepiej czekoladowe, bo te z musli to sobie sama możesz jeść.
Człapiesz zaspana do świątyni dumania. Niestety, ktoś już zajął kibelek. Czujesz po zapachu. Podświadomie wiesz, że to ten rodzaj osobnika, co zawsze zostawia klapę otwartą, by pomóc w eksploracji wody młodszej siostrze, tej, która właśnie przydreptała w śpiworku (jak ona to robi?) z dwoma misiakami w ręku i kocykiem pod pachą.
Wracasz raźnie do pokoju. Nie dlatego, że ktoś zrobił ci kawę i czuć aromat w całym domu, że nawet Święty Mikołaj saniami w styczniu znalazłby się na progu, tak go nęci. Raczej dlatego, że czuć lekki odorek ze śpiworka, przemieszczającego się niczym R2-D2, a umieszczenie drzewka Wunderbaum na poruszającym się obiekcie nic nie daje. Eliminujesz wiec źródło smrodu. Giń siło nieczysta!
Kawa zrobiona, bożek telewizji właśnie ma odprawianą poranną modlitwę, na kanapie siedzi dwoje wiernych wyznawców wpatrzonych w migający ekran. Trwaj chwilo wiecznie! Marsz do kawy! Czyżby? Kawa wyszła. I nie wróciła. Zadowalasz się inką z mlekiem. Dobre i to.
Z zadumy wyrywa cię przeraźliwy pisk. To robot naprawczy nie może się dogadać z innymi droidami. Ach ta technologia, gdzie te czasy, gdy w komputer wkładałeś dyskietkę i wszystko grało (albo i nie). Siadasz spokojnie do laptopa, w tym czasie roboty złożyły już broń.
„Dziś najbardziej dołujący dzień roku” – czytasz artykuł z zeszłotygodniową datą. Jakoś nie możesz przypomnieć sobie co tak bardzo było dołującego tego dnia.
Coś piszczy. Mikrofalówka? Nie. Cofająca koparka? Nie. ŚMIECIARKA!
Na twarzy pojawiają się łzy. Łzy bezsilności. Nie zdążysz już wytargać wielgachnego kubła na podjazd, będzie śmierdział kolejne dwa tygodnie. Nie zdążysz już piękna i młoda pojechać na wakacje na Bahamach, nie odłożysz pierwszego miliona przed trzydziestką, nie zamieszkasz w odrestaurowanym popegeerowskim pałacu i nie wrzucisz dziś uśmiechniętego zdjęcia na fejsbuku. Nie, bo dziś twój najbardziej dołujący dzień roku! O!