Często jest tak, że pewne miejsca kojarzymy z zapachem albo jakąś tradycją kulinarną. Ale czasem może być jak w kawale z rybą, którą kolejne dwa pokolenia kobiet w domu dzieliły zawsze na pół przed usmażeniem. Żadna nie zastanawiała się dlaczego tak robi, a powód był prozaiczny: babcia miała za małą patelnię, by rybę usmażyć w całości. Kolejne pokolenia bezrefleksyjnie jedynie powielały tą tradycję. A zastanawialiście się dlaczego niektóre potrawy, takie jak pizza, ramen i tapas, są uznawane za symbole miejsc ich pochodzenia? Książka „Kuchnia narodowa. Osobista podróż przez kultury, historię i smaki” odsłania kulisy ich popularności!
Gdzie będziemy się stołować?
Podróż Von Bremzen prowadzi ją przez sześć miast – Paryż, Neapol, Tokio, Sewillę, Oaxaca i Stambuł – oraz niezliczone restauracje, kuchnie i bary. Po drodze rozmawia z gwiazdami kuchni, blogerami kulinarnymi, naukowcami zajmującymi się rolnictwem i historykami kulinarnymi. W rezultacie powstał wartki, zabawny dziennik z podróży, pełen zwięzłych lekcji historii, które ukazują zaskakujące sposoby, w jakie potrawy stają się ikonami.
Jak to z pizzą było
Najpopularniejsza pizza, czyli margherita, owiana jest legendą. Głosi ona, że 1889 roku Neapol odwiedził król Umberto i jego piękna, charyzmatyczna królowa Margherita. Sytuacja w kraju jest napięta, bo zjednoczenie Włoch nie wyszło dobrze dla gospodarki południa. Aby para królewska z północy nieco zbliżyła się do ludu, Margherita zaprasza lokalnego szefa kuchni, Raffaele Esposito, aby przyniósł jej jakieś tanie jedzenie uliczne, które utrzymuje życie tego biednego miasta. Ten wymyśla wersję z pomidorami, mozzarellą i bazylią, czyli kolorami nowej włoskiej flagi. Królowa uwielbia ten patriotyczny placek i nadaje mu swoje imię. Ale… to sprytny marketing jednego z pizzaiolo, który w latach trzydziestych XX wieku chełpił się fałszywym listem od królowej, który miał zawisnąć w jego restauracji. Globalizm i prostota przepisu jedynie potwierdziła jego „autentyczność”.
Rosołek z Chin
Ramen pierwotnie importowano do Japonii z Chin. Jak się okazuje, Ramen zaczął istnieć jako danie o nazwie „Shino Soba”, przy czym „Shino” było oszczerstwem skierowanym przeciwko Chińczykom. Zupę wieprzową z makaronem można było kupić w tanich lokalach w chińskich dzielnicach i uważano ją za pożywienie biednych ludzi. Swoją popularność zawdzięcza okupacji Japonii przez Stany Zjednoczone po II wojnie światowej. Gen. Douglas MacArthur, obawiając się, że głód może popchnąć Japonię w stronę komunizmu, kazał przysłać nadmiar amerykańskiej pszenicy. Japońskie Ministerstwo Zdrowia zachęcało społeczeństwo do zastąpienia ryżu pszenicą, ostrzegając rodziców, że ryż może skazać ich dzieci na zmniejszenie intelektu! W ramach tego przedsięwzięcia Momofuku Ando, wynalazca błyskawicznego ramenu, otrzymał dofinansowanie. A jak są pieniądze to i tradycja się znalazła.
Czy warto pożreć tą pozycję czytelniczą?
To bardzo ciekawa książka, ale nie znajdziecie tu przepisów na poprawy. Autorka z wdziękiem, dowcipem i szeroko zakrojonymi badaniami przedstawia dowody powstania niektórych uważanych za tradycyjne potraw. Dochodzi do wniosku, że ludzie tęsknią za przepisami przygotowanymi przez ich rodziców i dziadków. Tradycje często wcale nie są tak długie. Przecież długo Włoskie jedzenie nie zawierało pomidorów, a meksykańskie jedzenie nie zawierało kminku, dopóki nie rozpoczął się handel między Starym i Nowym Światem. Kulinaria wiążą się też często z polityką, zwłaszcza nacjonalizmem. Warto zastanowić się nad tym zmieniając pierogi ruskie, pochodzące z Rusi Kijowskiej (!), na ukraińskie. To książka dla miłośników historii jedzenia lub dla tych, którzy po prostu uwielbiają zatopić się w lekturze literatury faktu. Pyszna lektura!