Jak często narzekamy na Polskę? Chyba codziennie. Szczególnie, gdy politycy co rusz robią nas w konia, urzędy tłamszą, system zawodzi, a żyć trzeba. Nawet stwierdzenie, że taki mamy klimat niewiele tu pomaga. Niektórzy idą krok dalej i próbują coś zmienić. Jedni w swoim otoczeniu, inni zmieniają otoczenie. Czy zawsze u sąsiada trawa jest bardziej zielona? Zapraszam do wywiadu z Polką, mamą Natalie i Hannah, mieszkającą na północy Niemiec.
Moniowiec: Wydaje się, że zadomowiłaś się już w Niemczech. Jak długo już tu jesteś?
Kasia Hansen: Prawie 15 lat! Początkowo miała to być tylko praca, taka na wakacje. Zaczynałam jako au pair. Bardzo fajnie pracowało mi się przy opiece nad dziećmi. Dodatkowo szkoliłam język, bo nie dość, że trzeba było dogadać się z rodziną, u której mieszkałam i pracowałam, to jeszcze chodziłam do szkoły. Potem znalazłam inną pracę… i tak minęło 15 lat!
Moniowiec: Jak ze znajomością języka? Wiele osób narzeka na niemiecki – że jest trudny, twardy.
Kasia Hansen: Niemiecki miałam jeszcze w szkole i jego znajomość pozwoliła mi dość szybko zaaklimatyzować się tu. Łatwiej było mi znaleźć pracę ze słabszą znajomością języka niż ojczysty niż w ojczyźnie, gdzie język znałam perfekcyjnie.
Moniowiec: Było coś, co Cie szczególnie zdziwiło?
Kasia Hansen: Na początku myślałam, że Niemcy są narodem raczej zdystansowanym do obcych, dlatego pozytywnie zdziwiła mnie ich otwartość. Słyszałam o niemieckiej organizacji i porządku, tym „Ordnung muss sein”, ale nie zdawałam sobie sprawy, że tu każdy kwiatek ma swoje miejsce w ogródku, każdy papierek jest z ulicy zebrany, a nawet wyrzucać stłuczkę szklaną czy kosić trawę na działkach można tylko w wyznaczonych godzinach. Wszystko, by szanować spokój innych i ich prawo do odpoczynku. Nie wszystko jest jednak takie piękne: młode Niemki wydają się mniej zaabsorbowane sprzątaniem niż chłopcy. Bardzo mnie to zdziwiło.
Moniowiec: Średnia pensja mieszkańca Niemiec oscyluje w granicach 2800 dolarów (w przeliczeniu), zaś najniższa płaca za godzinę to 8,50 Euro. Jak się ma to do warunków życia? Czy zakupy w Niemczech są drogie?
Kasia Hansen: Pensja jest dość wysoka. Jeśli przyjmiemy że 1 zł=1 euro to koszty żywienia są dość niskie w porównaniu z uzyskanymi przychodami. Przykładowo bochenek chleba kosztuje ok 3-5 Euro, litr mleka 1,19 Euro, litr benzyny 1,46 Euro. Wynajem mieszkania dwupokojowego, takiego w średnim standardzie i nie w centrum Berlina, kosztuje ok. 400 Euro. Nie są więc to jakieś wygórowane koszty. Do tego elektronika jest jednak tańsza.
Moniowiec: Co wydaje Ci się najbardziej charakterystyczne w Niemczech?
Kasia Hansen: Chyba różnice w wychowaniu. Tu dzieci nie dość, że właściwie wszystkie chodzą na dodatkowe kursy i zajęcia po szkole, to często bawią się z innymi dziećmi prywatnie. Nie są zamknięte w domach czy nie chodzą na plac zabaw pod czujnym okiem rodzica. Mają więcej możliwości decyzji jak spędzą swój wolny czas. A mają go jednak dość mało, bo życie tu jest chyba szybsze niż w Polsce. Nawet pożywienie to na ogół past food: jak nie tureckie kebaby, to gotowce z zamrażarki podgrzewane w mikrofalówce. Na drugim biegunie są entuzjaści slow food i slow life z ich ekologicznym i zdrowym jedzeniem. Niewiele osób umie wypośrodkować pomiędzy tymi dwoma postawami. Niemniej jednak obie grupy jedzą ciepłą kolację, tak, jak u nas zwykle ciepły jest obiad. Czasem jest to podyktowane tym, że rodzice długo pracują, więc porę obiadową przesuwa się bardzo daleko.
Moniowiec: Jak Polacy są postrzegani w Niemczech?
Kasia Hansen: Jako ludzie wyjątkowo pracowici. Niestety, wiele sektorów z naprawdę wymagajacą pracą zdominowali Polacy. Są to zadania, których często nie chcą parać się Niemcy, nawet, jeśli są bezrobotni. Ponadto Polacy uchodza za gościnnych i bardzo rodzinnych.
Moniowiec: Czy jest coś, czego brakuje Ci w Niemczech?
Kasia Hansen: Kiełbasy! (hihihi) Naprawdę! Jest to ekwipunek, który zawsze znajdziesz w moim bagażu, gdy wracam z Polski.
Moniowiec: Jest jakaś śmieszna sytuacja, która przydarzyła Ci się podczas pobytu poza granicami kraju?
Kasia Hansen: Cała masa! Najśmieszniejsza jest jednak ta, kiedy to postanowiłam zaprosić mojego byłego szefa na kawę. Taka polską, czyli czarną i z fusami. Niestety, nie zdawałam sobie sprawy z tego, że przyzwyczajony do kawy z ekspresu szef wypije kawę do dna. Nie muszę chyba dodawać, jak szybko biegł do łazienki, by wypluć fusy i przepłukać sztuczną szczękę, prawda?
Fot. Arne List , CC BY-SA 2.0
Jeśli lubisz podróże z palcem po mapie, co środę zapraszam na wyprawę z jedną z Polek mieszkających za granicą. Wpisy już publikowane znajdziecie tu.