Lubię gości, szczególnie jeśli nie burzą naszych codziennych rytuałów. Od jakiegoś czasu mieszkają z nami Janie i Nieja. Są to wręcz niewidoczne osoby. Nie przeszkadzają w codziennym życiu, przesypiają całe noce. Nie jedzą u nas, widocznie stołują się gdzie indziej. Lubią bawić się z moimi dziećmi, nigdy się z nimi nie kłócą, oddają zabawki, oglądają bajki. Potrafią cały dzień grać w ping ponga albo piłkę nożną. Widziałam nawet, że uczyli się razem zasad baseballa. Szczególnie upodobały sobie wspólne zabawy w chowanego czy berka na podwórku. Ile śmiechu jest przy tym!
Właściwie nie miałabym nic przeciwko ich pobytowi w naszym domu, bo aż miło się patrzy na taka brykającą z uśmiechem gromadkę, gdyby nie to, że Nieja bardzo często coś rozsypuje, wylewa i niszczy, a Janie krzyczy i skacze po łóżku. Razem robią niesamowity bałagan. Nawet nie wiem kiedy, wystarczy, że się odwrócę i bach! znowu coś leży przewrócone.
Wiadomo, że bałagan zawsze robi się sam, ale uczę wszystkie dzieci, że należy się do błędów przyznawać. Ile razy więc spytam z piorunującym wzrokiem „KTO TO ZROBIŁ?!”, słyszę tylko „To Nieja!” albo „Janie!!!”.
Mimo wszystko strasznie są nieśmiali, bo nie wychodzą z ukrycia jak ich zawołam, nawet jeśli obiecam czekoladkę.
O, słyszę, że rozbili szybę w oknie! Chyba będę musiała porozmawiać w końcu z ich rodzicami.