Kinia biegnie z koleżanką po łące. Prowadzi je Arti. Chciał im pokazać jakiś swój nowo odkryty teren. Sama pamiętam jak w jego wieku myślałam, że znalazłam zupełnie nikomu nieznana dolinę, jaka byłam z tego dumna i jak mocno się zawiodłam, kiedy następnego dnia spotkałam tam pasące się krowy sąsiada. Jak to, to ktoś jednak wie o tym miejscu?
Dzieci spokojnie penetrowały skraj zarośli, co chwilę znikając nam z oczu. Ja szłam z matką dziewczynki drogą w dole i popychałam wózek ze śpiącą Naną. Jako że oddalałyśmy się coraz bardziej, zawołałyśmy dzieci do nas. Artur zbiegł szybko, dziewczynki, jako ze młodsze, trochę wolniej, z większą uwagą. Do pokonania został im tylko niewielki suchy rów, który napełnia się wodą tylko w przypadku sporych opadów. Arti go przeskoczył, a dziewczyny zostały pokierowane na najwęższy odcinek, by bez problemu przejść na drugą stronę. Obie zatrzymały się na jednym brzegu. Kinia chwilę patrzyła na mnie pytająco, z lekkim strachem w oczach, ja skinęłam głową. Nie zdążyłam spytać czy da sobie radę, Kinia zeszła spokojnie w dół i podeszła do nas. Jej koleżanka rozpaczliwie wyciągnęła ręce do mamy. Matka zbeształa ją tylko, ze sobie nie radzi. Dziewczynka nawet nie próbowała samodzielnie zejść, a jej mama – zmotywować dziecko do działania.
Często zapominamy, na ile nasze dzieci stać. Znam domy, gdzie nastolatka nigdy nie trzymała miotły w ręku, gdzie dorosły mężczyzna nigdy nie czyścił szafek z kurzu, gdzie mama robi kanapki nawet dorosłym dzieciom gdy wracają głodne z dyskoteki w środku nocy, gdzie babcia pcha wózek z wierzgającym sześciolatkiem, którego odebrała właśnie z zerówki. Żadna z tych osób nie jest ułomna fizycznie lub psychicznie, ma warunki by nauczyć się samodzielności, jednak przez nadmierne wyręczanie, często z miłości do dziecka, stali się społecznymi kalekami.
Chcę by moje dzieci wyrosły na samodzielnych i wierzących w siebie ludzi. Zamiast wyręczać je, często proponuję, by zrobili coś samodzielnie, by zadecydowali na co wydadzą 5 zł, by wybrali który kolor bardziej im odpowiada, by poczuli swoją wartość. Często jak słyszę sapanie i stękanie z powodu wytężonej pracy, widzę ten błagalny wzrok to pytam „poradzisz sobie sam czy ci pomóc?”. Często jeszcze proszą o pomoc, jednak dużo jest przypadków, gdy odpowiadają nawet niepytane „sam/sama sobie z tym poradzę”.
Najlepszą nagrodą za ich starania jest sam fakt, że zrobili coś samodzielnie. Owszem, bywa, że nie udaje im się, są łzy, jest bunt, jest foch. Jednak codziennie uczą się więcej i widzę jaką radość sprawia im pokonywanie trudności. To bardzo ważna lekcja, lepiej nie zapominać o niej.