„Przepraszam, nie chciałam” – to wyrażenie towarzyszy mi każdego dnia, bo bardzo często zdarzają nam się nieszczęśliwe wypadki. Kto nic nie robi ten nie popełnia błędów, a rodzic – nie oszukujmy się – robi ich naprawdę dużo. Bo dużo rzeczy musi zrobić: pranie, sprzątanie, obiad. Wszystko to z asystą człowieka o posturze krasnoludka. Ileż to razy nadepnęłaś na dziecko stojące tuż za Tobą? Ja już tego nawet nie liczę! Oto niezdarna strona mojego macierzyństwa:
1. Potrącenie mojego żłobkowicza gigantycznym ciążowym brzuchem. Kto by zauważył malucha jeśli nie widuje nawet swoich własnych stóp?
2. Brak orientacji przestrzennej objawiający się tym, że niosąc dziecko na ręce nie zauważam, że zajmujemy w drzwiach więcej miejsca niż ja sama. Efektem było uderzenie główką dziecka o futrynę. Problem ten dotyczył też noszenia dziecka na własnych barkach – wtedy zdarzało się, że przyłożył czołem w górną część framugi. Na szczęście wystarczył jeden raz, bym zawsze chroniła głowę własną ręką przed moją niezdarnością.
3. Przypadkowe uderzenie pięścią podbródka kiedy zapinałam kurtkę na suwak, a z ręki wysunął mi się zamek.
4. I tak samo przypadkowe zapięcie suwaka razem ze skórą, najczęściej na szyi. Ale to i sobie potrafię takie kuku zrobić.
5. Obcięcie paznokci za krótko – nieważne czy nożyczkami czy cążkami. Moja babcia potrafiła obciąć paznokcie wielkimi nożycami krawieckimi i do dziś nie wiem jakich forteli używała, by nie odciąć całego palca kiedy to dziecko zmienia się w małego zaciekle walczącego wojownika.
6. Upuszczenie butelki z oliwką dla dzieci na dziecko. Zwykle z całkiem sporej wysokości. Jako rodzic nr 2 wiedziałam już, że stawianie jakiejkolwiek butelki na półce nad przewijakiem jest złym pomysłem. Szczególnie kiedy ręce są umazane śliska substancją, bo przecież smarowaliśmy właśnie całe dziecko.
7. Otwieranie drzwi bez upewnienia się czy ktoś za nimi nie stoi. Zwykle trzymając w ręku wielką miskę z ciuchami do prania. Zawsze kończy się to lądowaniem malucha na tyłku i tym smutnym wyrazem oczu.
8. Gonienie dla zabawy dziecka dookoła stołu tak długo, że zaczyna kręcić mu się w głowie i zahacza o pierwszą przeszkodę na drodze. Zwykle jest to dywan. I zwykle uderza czołem w kant stołu.
9. Nieumyślne zatrzaskiwanie ruchomej tacki w krzesełku do karmienia na kurczowo trzymających się zatrzasku rączkach. A myślałam, że trzyma je grzecznie na kolankach…
10. Zapominanie o wytarciu mokrych stóp po kąpieli. Zawinięte w ręcznik dziecko miało kilku metrowy ślizg, kończący się groźnie wyglądającym upadkiem. Dobrze, że ręcznik taki gruby!
11. Zakropienie fioletem (roztwór wodny nadmanganianu potasu???) zamiast witaminą D3 w kropelkach. Cóż, butelki były takie same. Na szczęście od tego czasu zawsze dozuję leki na łyżeczkę, tak jak producent przykazał.
12. Otarcie łez zaraz po tym, jak kroiłam cebulę lub paprykę. Nie polecam nikomu, sama sprawdziłam. Piecze!
13. Zapominanie o rozpięciu guzika kiedy zdejmuję koszulkę przez głowę. I jeszcze dziwienie się, że tak szybko dziecko urosło od rana, bo nie można zdjąć ubrania.
14. Zatrzaśnięcie paluszka w zapięciu od fotelika samochodowego. Bo przecież dziecko chce „siamo, siamo!”.
15. Uderzenie głową dziecka w dach samochodu podczas wkładania do fotelika. Zapominam, że są już tak duże. Jakoś za mało oglądam filmów z policjantami pochylającymi głowę złoczyńcy podczas wsiadania do samochodu, by o tym pamiętać wkładając własne dzieci do wozu.
Zdarza się. A kiedy zrobisz jedna z takich rzeczy czujesz wyrzuty sumienia. Do czasu, aż ktoś przytoczy Ci własną anegdotkę jak to dziecku przyciął zamkiem błyskawicznym włosy itd. Na szczęście dzieci tego nie pamiętają. Na szczęście nie dlatego, że zbyt często uderzały w coś głową. Zwyczajnie – zwykle są jeszcze za małe, a my, dorośli, uczymy się na doświadczeniach. Także tych złych.