Młoda to i głupia. Młodej chce się jechać do innego kraju na zmywak, bo przecież nic tu nie trzyma. Przecież wróci. A w końcu rynek pracy się otworzył to trzeba skorzystać. Tym bardziej, że poznanej kilka miesięcy temu koleżanki z roku chłopak mieszka za granicą i może udostępnić kąt do spania do czasu, aż sobie czegoś nie znajdzie. Nie była aż taka głupia. Czytała o porwaniach, o przymusowej prostytucji. Ale pojechała. Nie sama, z koleżanką.
Po całej nocy spędzonej w niewygodnym autokarze trafiła wreszcie na Victorię – mekkę przyjeżdżających do UK Polaków. Trochę trwało, zanim znalazła odpowiedni autobus, którym miała pojechać dalej. Trzy razy przeliczyła funty, te, które pożyczyła na wyjazd. Tak trudno rozstać się z pieniędzmi jak się jeszcze nic nie zarobiło. Rzuciła ciężką torbę pod nogi i spoglądała przez okno doubbeldeckera. Któryś z tych jednakowo wyglądających szeregowców będzie przez najbliższe tygodnie nowym domem…
Oczywiście wysiadła na niewłaściwym przystanku i musiała zadzwonić do chłopaka koleżanki. On postanowił wyjść na przód i pomóc nieść torby. Otworzył drzwi.
– Tylko uważajcie, same się zatrzaskują. Nie wychodźcie bez klucza.
Jej oczom ukazał się ciasny i długi korytarz.
– Tu jest mój pokój, po prawej mieszka Kasia z Jankiem, a to salon. Będziecie dzieliły go z Sabiną. Tu kuchnia, a tam wyjście na ogród, chociaż chyba powinni to nazywać metrem trawnika. Macie śpiwory?
Miały. On wręczył jeszcze materace do pompowania i musiał już wychodzić.
Zostały same. Wszyscy domownicy byli jeszcze w pracy. A one? One musiały ją znaleźć. Żadna nie pomyślała, by wydrukować w domu, w Polsce, CV po angielsku. Od koleżanki wiedziały tylko, że muszą mieć angielski numer, bo na polski nit nie zadzwoni. Poszły więc do najbliższego sklepu po kartę.
Następnego dnia zabrały się do pracy. Od samego rana, od sklepu do sklepu, od restauracji do restauracji chodziły we dwie w poszukiwaniu jakiegoś ogłoszenia o naborze. Zostawiały swój nowy numer i szły dalej. Wieczorem okropnie bolały nogi, ale nikt nie oddzwonił. Kolejnego dnia także. Trzeciego też nie, a pieniędzy było coraz mniej.
Widmo powrotu z długami do domu sprawiło, że za którymś razem wyrwało się jednej z nich „Poszukujemy JAKIEJKOLWIEK pracy”. Młody, mocno opalony z natury manager pizzerii przełknął głośno ślinę.
– Jakiejkolwiek? – spojrzał na nie podejrzliwie tymi swoimi brązowymi oczami.
– No tak: możemy sprzątać, gotować, zmywać, wyrzucać śmieci…
– Skąd jesteście? – przerwał wyliczankę.
– Z Polski – uśmiechnął się nieznacznie na te słowa.
– Macie jakiś telefon do siebie?
– Tak – i podały nieświadome niczego.
– Jakiejkolwiek, tak? Muszę porozmawiać z szefem, będzie zadowolony! – przeskanował ich sylwetki – Czekajcie tu! – rzucił szybko i zniknął na zapleczu.
Nigdy nie dowiedziały się czy dostały ta pracę. Jak tylko nadarzyła się okazja wyszły z lokalu. Stojąc w restauracji naprzeciwko widziały jak manager wybiegł i nerwowo wzrokiem szukał ich na ulicy. Wrócił wyraźnie niezadowolony. Kiedy myślały, że już po wszystkim zadzwonił jeden z telefonów, potem drugi. To był ten sam numer. Z okna widziały kto właśnie dzwonił.
Następnego dnia obydwie znalazły pracę. Taką, gdzie brudzi się ręce i od chodzenia bolą stopy. Za najniższą krajową. Ale taką, która nie hańbi.
Fot. Ambernectar13, CC BY-SA 2.0