„Truchlin” skradł moje serce. Jeszcze nie czytałam tak dojrzałej przygodowej książki dla nastolatków. Tu było czuć prawdziwe życie, a nie słodzone już nie dzieciństwo/jeszcze nie dorosłość jak choćby w „Na tropie złodzieja psów”. Jednak książka cierpi na klątwę drugiego tomu. Zaraz wyjaśnię dlaczego tak uważam.
Skąd nazwa serii?
W wersji oryginalnej, czyli czeskiej, seria Matocha zwie się „Prašina”. Czymże ona jest? Bo to nie do końca, jak objaśnia tłumaczka Anna Radwan-Żbikowska, jest odniesienie do Pragi (choć to zapewne też). Skąd jednak ten „Truchlin”?
Z nazwą było tak, że najpierw długo próbowałam wymyślić coś związanego z Pragą. Potem poczytałam trochę i popytałam znajomych Czechów, żeby sprawdzić, z czym im się kojarzy Prašina. Okazało się, że główne skojarzenie to „prašivina”, czyli świerzb, ewentualnie „parch”, czyli kurz, brud. Zaczęłam się zastanawiać, jakie polskie słowa kojarzą mi się z czymś brudnym i obrzydliwym jak świerzb. Zrobiłam sobie całą listę, do tego drugą z końcówkami nazw dzielnic w polskich miastach, a potem długo wpatrywałam się w ten plik i dopasowywałam słowa jak puzzle 🙂 Truchlin jest trochę od „truchła”, czyli rozkładających się zwłok, a trochę od „truchleć”, czyli bać się. Obie te konotacje wydały mi się odpowiednie: Truchlin to miejsce, którego ludzie z innych dzielnic się boją i brzydzą.
Fabuła tego tomu
Znamy już Truchlin, którego stan nic a nic się nie zmienił, antagonista wyjechał z Czech. Właściwie wszystko wróciło do normy, ale nie do końca. Przyjaźń Jirki z Tondą właściwie już nie istnieje, a En kuleje. Jirka przechodzi żałobę, a nawet nie ma jak porozmawiać o swoich odczuciach. Jednak Truchlin i ich tajemnica związana z tym miejscem nadal jest w niebezpieczeństwie. Ucieka bowiem z więzienia znany złoczyńca, który walczył o sprawę Truchlina dokonując akcji terrorystycznych. Tym razem na jego celowniku jest Jirka.
Czego powinniśmy się tu spodziewać?
Tym razem skupiamy się nie na przeżyciu i ucieczce, a na podejmowaniu decyzji. Właściwie będziemy obserwować tylko Jirkę jak bardzo mu to nie idzie. Być może dlatego też książka nie jest doskonała. Podążanie tylko za jednym bohaterem sprawia, że nagle jak z pudełka – czego nie lubię – wyskakują rozwiązania, na które jako czytelnicy nie byliśmy przygotowani. Decyzje, jakie podejmie Jirka, mogą mieć fatalne skutki nie tylko dla mieszkańców Truchlina, ale i dla bliskiej relacji z En. Już nie czuć atmosfery strachu przed nieznanym, a raczej strachu przed tym, do czego zawiedzie podążanie wybraną ścieżką.
Czy to było dobrym pomysłem?
Nie jestem też przekonana co do tego, czy wydzielenie w mieście kolejnej strefy, jaką jest serce Truchlina, Czerepy, nie jest już przesadą. Dostajemy jeszcze dziwniejsze, bardziej odstające od współczesności społeczeństwo, które nie ma nawet zamiaru kontaktować się z Prażanami. W końcu to ludzie żyjący w miejscu odciętym od prądu i wszystkich dóbr, jakie ze sobą on niesie. Z tej części miasta dzieci nie chodzą nawet do szkoły i nikt z włodarzy się tym nie przejmuje. Dzielnica rządzi się także własnymi prawami, stosując co najmniej przestarzałe metody sprawowania kary. Nawet wśród mieszkańców obrzeży Truchlina Czerepianie budzą strach.
To chwalę!
Żeby nie było: jest tu sporo akcji. Zwiazana jest ona nie tylko z ucieczką przed Czerepianami czy ich przywódcą, ale także wprowadzenie tajemniczego potwora o niesamowitej sile oraz sprawa zaginionego czarnego merkurytu. Jest to substancja, którą wynazła Dalibor Napravnik, ten sam genialny wynalazca, który zatrzymał czas w Truchlinie. Okazuje się, że jest to źródło potężnej mocy. A jak jest moc, po którą można zwyczajnie sięgnąć, to znajduje się wielu śmiałków, chętnych na sięgnięcie po nią.
Ciekawostka
Długo zastanawiałam się czymże jest merkuryt. Okazuje się, że to dość łatwe do odgadnięcia. Otóż rtęć (Hg) zwana była kiedyś merkuriuszem. Może w takim razie czarny merkuryt jest właśnie czarną rtęcią? O ile rtęć przeważnie ma srebrny kolor, o tyle np. Tellurek Rtęci(II) czyli HgTe jest już barwy czarnej, można go sproszkować.
Podsumowanie
Mimo, iż uważam „Truchlin. Czarny merkuryt” za słabszą część serii, nadal nie przestaję być fanką Vojtecha Matochy i jego wizji Pragi. Jest to bardzo dobra przygodowa młodzieżówka, która spodoba się i dorosłym, bo nie wprowadza się tu płaskich dziecinnych postaci czy jednowątkowych problemów. Trzeci tom na rynku czeskim już jest, dlatego trzymam kciuki za tłumaczy Wydawnictwa Afera, by jak najszybciej trafił na polskie półki.
Zobacz recenzje poprzednich tomów: Truchlin, Truchlin. Biała komn