Dziecko śpiące – dziecko złe. Ale wieczorem i rodzic jest zmęczony. Tak naprawdę zamiast kołysanki zwykle mam ochotę powiedzieć: „Och, śpijże wreszcie! Mam jeszcze tyle do zrobienia: pranie gnije w pralce, kurz tworzy potężne koty w kątach, o zabawki to można się poprzewracać, a do tego jeszcze popracować by trzeba było na te Twoje lizaczki i laleczki i i i …” W takim momencie raczej nie myśli się o innych, nawet o tych, których się kocha. Nie myśli się o tym, co tu i teraz, ale o tym, co zaraz.
Ja nie spaceruję – ja utykam na jedną nogę
Podczas ostatnich moich zakupów w galerii handlowej rzuciła mi się w oczy szykownie ubrana kobieta. Miała nienaganną fryzurę, modną torebkę, długie, wypielęgnowane ciemne włosy. Przechadzała się z wolna po alejkach. Pomyślałam, że musi mieć ciekawe życie. A przynajmniej dużo czasu, bo a tu spojrzy, a tam zerknie, sprawdza różne oferty. Spaceruje.
Ja nie spaceruję. Ja albo kroczę niczym matka-gąska ze stadem gąsiątek, albo jak kuternoga – z ramieniem wyciągniętym w jedną stronę, dłonią trzymaną przez małą dziecięcą dłoń, ciągnącą mnie w nieznanym kierunku.
Zapakowanie zakupów? Nie ma czasu!
Dama z modną torebką ustawiła się przede mną w kolejce do kasy. Zapłaciła za towar i spokojnie powkładała towar do toreb wielorazowych, które miała z sobą. W tym czasie ja w szalonym pośpiechu wyrywam paluszki rybne z rąk Natki, która to chce je od razu skonsumować, chowam d kieszeni torby słodycze, a resztę zakupów chaotycznie wrzucam do koszyka, zawracając w międzyczasie Kinię i Artura przemykających z nadgryzionymi, a niezapłaconymi jeszcze pączkami.
Szykowna kobieta umieściła zakupy w bagażniku samochodu i odjechała nucąc jakiś jazzowy kawałek, który dobiegał z głośników jej radia samochodowego. Ja także wrzuciłam zakupy do bagażnika, potem dzieci. Je na foteliki, nie do bagażnika. Odjechałam ze śpiewem na ustach, bo w moim samochodzie też słychać muzykę. Obecnie na tapecie mamy „Mam tę moc”. Cały dzień, wkoło.
Nie śledziłam kobiety z szykowną torebką, ale prawdopodobnie w spokoju, może z piosenką na ustach nawet, wypakowała całą spożywkę, zwracając uwagę, by warzywa znajdowały się w odpowiednich szufladach. Ja w tym czasie oswobadzałam wierzgającą Natkę, której przysnęło się w samochodzie i nie była zadowolona, że ją ktokolwiek śmie budzić. Zaniosłam ją do domu, rozebrałam, udobruchałam. Zakupy w ilości hurtowej (w końcu patologiczna z nas pięcioosobowa rodzina) przynosiłam na raty, bo zawsze znalazł się ktoś, kto potrzebował mojej pomocy. W końcu kiedy wszystkie leżały w nieładzie na kuchennym stole mogłam je umieścić w lodówce zanim kot zorientował się, że w jednej z paczek był zapakowany kurczak. A nie, jednak zorientował się.
Przystawka: jogurt; Danie główne: szynka z kanapką; Podwieczorek: ketchup z parówką
Wiecie co robi szykowna kobieta z galerii wieczorem? Kolację wg diety pięciu przemian dla siebie i ukochanego. Ale przed nią ma jeszcze chwilkę na prysznic, depilację nóg, polakierowanie paznokci (także stóp!) i narzucenie na siebie małej czarnej.
Ja hołduję minimalizmowi i diecie trzech zamiast pięciu przemian. Więc na przemian jest jogurt, szynka z kanapką (zwykle bez kanapki) i ketchup z parówką. Nie muszę dodawać, że manicure i pedicure raczej nieosiągalne? Prysznic trwa pięć minut i tylko wtedy, gdy szybko ogolę choć jedną łydkę. Szczęście w nieszczęściu nie jestem stonogą. Mała czarna? Nie, ja mam dużą czarną.
Po wspólnym posiłku zarówno ja w dużej czarnej jak i kobieta w małej czarnej zalegniemy na kanapie otoczeni tymi, których kochamy. Tyle że moi ukochani zaczną marudzić, ze chcą pić, zasną na mnie, włożą mi nogę w oko. Albo dla odmiany ja zasnę i spadnę z kanapy, bo miejsca jakoś za mało na te pięć osób.
Jestem zazdrosna o czas!
Kiedy jestem zmęczona – a wierzcie, często jestem! – bo w nocy szukałam butelki z piciem, zagubionego misia, ulubionego Pokemona, przeganiałam złe duchy z dziecięcego pokoju i zaprowadziłam do WC, jestem zazdrosna. Zazdrosna o czas. Ten dla siebie. Bo mój czas dla siebie jest mocno ograniczony tym niekończącym się maratonie z praniem, sprzątaniem, gotowaniem, niańczeniem…
Ja także mam czas!
Ale potem słyszę, jak Nati przybiega z rysunkiem psa pomalowanego na wszystkie kolory tęczy i pęka z dumy, bo tata jej go wydrukował, a ona tak pięknie pomalowała. I wtedy wiem: nie, nie muszę być zazdrosna. Ponieważ mam czas. Mam czas. I chociaż mam czas mojego życia i spędzam z moimi dziećmi.
Z pewnością często jestem poirytowana, krzyczę zbyt szybko, jestem niesprawiedliwy, bo jestem zbyt zmęczony, żeby ocenić uczciwie i sprawiedliwie. Jestem zmęczony walnął i wyczerpany. Ale to wszystko nie ma znaczenia, gdy widzę moje dzieci tak szczęśliwe.
Chrzanić wydepilowane nogi!
W takie poranki jak dziś, kiedy trójka moich dzieci przybiegła poprzytulać się, mam ochotę powiedzieć jedno: chrzanić to! Chrzanić wyszukane menu i ciszę po kolacji! Chrzanić paznokcie z hybrydami! Chrzanić golenie nóg! Niech córka dalej twierdzi, że mam łydki jak ogórki – takie szorstkie. Chrzanić spanie do południa!
Wszystko to jest nic niewarte w porównaniu z łaskotaniem w stópki, malowaniem i rysowaniem, śpiewaniem „A ja kocham moją mamę!”, daniem się zbić podczas gry w Chińczyka. Może się wydawać, że dzieci biorą dużo. Ale to nie jest prawda. Dają nam dużo więcej niż dostają od nas.
Przede wszystkim dają nam ich niepodzielną miłość i swój czas. Bo właśnie tu i teraz nasze dzieci chcą spędzać czas z nami. Za 20 lat znów będziemy mieć czas na depilację, malowanie paznokci, spokojnej kąpieli, niestresującej kolacji, drzemce w ciągu dnia… i na wspominaniu jak było super kiedy dzieci były małe.
Tu i teraz jest ważne. Nie tylko dla dzieci. Dla nas, rodziców, też.
Fot. Mark Morgan, CC BY 2.0