Siedzę sobie na przystanku autobusowym pod znanym dyskontem na B. Dzieci, sztuk trzy, liżą najtańsze lody waniliowe na patyku, takie bez polewy i z masą E w składzie. Są głośne, brudne i szczęśliwe. Patologia.
Jak dobrze mieć sąsiada
– Dzień dobry! – podnoszę głowę na dawno nie słyszany głos sąsiadki z dołu, pani Stille von Sauberkeit, z domu Ordnung-Muss-Sein. Oj, dawno się nie widziałyśmy! Ona, pani pod 50-tkę, nadal w tej samej, dobrej formie: na nogach buty z najnowszej kolekcji, fryzura prosto od fryzjera i wcale nie babcina trwała a la baran, szykowna sukienka o prostym, zawsze modnym fasonie, prosto z butiku. Nie powiem, trochę jej zazdroszczę szyku. Chciałabym tak wyglądać w jej wieku!
– Witam! – rzucam ponad głowami moich dzieci. Nati właśnie zaczęła się wspinać na moje kolana.
– O, jaka śliczna dziewczynka – mówiąc to podaje mi chusteczkę, bo lody obsmarowały twarz i włosy małej – Podobna do mamusi!
– Raczej tylko w kolorze włosów i uporze – dodaję zgodnie z prawdą – A jak pani wnuk?
– Wnuki! Moja córka ma już chłopca i dziewczynkę. Tak się cieszę, że ma parę, nie musi dalej się starać.
– No widzi pani, a ja miałam parkę i się o trzecie postarałam – to mówiąc pokazałam na bujającą nogami Kinię i biegającego dookoła przystanku Artiego.
Pani Stille von Sauberkeit cofnęła się o krok. Najpierw myślałam, że potrzebuje większej perspektywy, by ogarnąć całą moją słodkawą gromadkę. Ale nie, ona potrzebowała dystansu, stosownego dystansu jak na tak dystyngowaną osobę, jaką była. Dalej rozmowa się już nie kleiła. Sąsiadka pospiesznie znalazła jakiś nieważny pretekst, by zniknąć z naszego horyzontu.
Minusy wielodzietności
Tak, nie jest łatwo być panią Patologią. Wprawdzie nie słyszę już miliona rad w jaką czapeczkę ubrać dziecko w piękny słoneczny dzień ani co mają jeść. Za to prawie każda napotkana osoba z litością w głosie wskazuje na moją trójkę dzieci i pyta „Jak pani sobie z nimi radzi?”.
– Nie radzę sobie – odpowiadam zgodnie z prawdą – Tego nie da się ogarnąć.
I jeśli pytający spojrzy ponad moje ramię na hasającą bandę dzieciaków, zwykle smętnie pokiwa głową i nie drąży tematu. Pewnie widać, że sobie nie radzę. Dzieci nie stoją w rządku i kompletnie się mnie nie słuchają.
Plusy wielodzietności
Są także plusy wielodzietności i nie mówię tu raczej o Karcie Dużej Rodziny, dzięki której mogę kupować tańszą biżuterię czy garnitury najlepszych marek. Plusem jest posiadanie wymówki. Przy jednym dziecku dało się jakoś kit wcisnąć, że bałagan w domu to wina malucha. Przy trójce nie ma z tym najmniejszego problemu. Bałagan tworzy się wręcz sam na oczach każdego gościa. Nawet okien myć się zbytnio nie opłaca, bo w jeden dzień małe łapki tworzą fantazyjne, tłuste wzory na szybach, do których dosięgają. Ludzie czasem przepuszczają mnie w kolejce w sklepie czy urzędzie. Nie z empatii. Raczej z powodu hałasu, jaki towarzyszy dzieciom w każdym zamkniętym pomieszczeniu. Nie oszukujmy się – nikt nie lubi wrzeszczących czy płaczących dzieci. Przyjemniej pozbyć się twórców dźwięków denerwujących ze swojego otoczenia. Gen pani Stille von Sauberkeit tkwi w każdym z nas.
Kim jest Pani Patologia?
– Dzień dobry! Jestem pani Patologia, a to moja wielodzietna rodzina! Jeśli możesz powstrzymaj się od dezynfekcji dłoni, gdy witasz się ze mną i nie uciekaj od gwaru, jaki tworzą moje dzieci. Ta patologia jest całkiem normalna.
Fot. Patrick Megee, CC BY 2.0