Po książkę Diane Chamberlain sięgnęłam z zawodowego obowiązku. Spodziewałam się jakiegoś romansu. Zwiodło mnie zdjęcie na okładce. Dostałam… w sumie romans historyczny, ale nie do końca, gdyż sporą część książki pochłonął wątek rodem z fantasy!
Fabuła
Historia zaczyna się w 1970 roku. Dwudziestosześcioletnia Caroline (Carly) Sears właśnie dowiedziała się, że dziecko, które nosi, ma wadę serca. Carly przeszła już tak wiele w ciągu ostatniego roku. Więc gdy dowiaduje się, że mało prawdopodobne jest, aby cokolwiek można było zrobić, aby pomóc jej dziecku, jest załamana. To dziecko znaczy dla Carly wszystko. Na szczęście ma wsparcie swojej siostry, Patti i szwagra, Huntera. Hunter dołączył do ich rodziny zaledwie kilka lat wcześniej. Właściwie to Carly zapoznała go z siostrą, gdyż rehabilitowała go w szpitalu. Mężczyzna jest naukowcem i czuje, że może pomóc Carly i jej dziecku. Rozpaczliwie chce jej pomóc. Ale to, co Hunter mówi Carly, brzmi niewiarygodnie. Na początku zastanawia się, czy się z nią nie drażni… a potem, czy nie stracił rozumu. Jednak Carly zrobi wszystko, jeśli tylko będzie to oznaczać choćby najmniejszą szansę na uratowanie jej nienarodzonego dziecka.
I potem przyleciały smoki/UFO!
Tak naprawdę to nie, nie przyleciały. Dlaczego więc wspomniałam o sci-fi? Ponieważ mamy tu wątek związany z teorią strun i zaginaniem czasu. Nie będę wchodzić w szczegóły, ale osoby lubiące paranormalne zjawiska czy nowinki technologiczne powinny poczuć się zadowolone. Co ciekawe, podobało mi się, jak z biegiem lektury z początku mało istotne fakty i wydarzenia łączyły się w spójną całość, ukazując prawdziwy sens.
Co spodobało mi się najbardziej?
Jako matka całkowicie rozumiem postawę Carly, która zrobiłaby wszystko, byle tylko dać cień szansy dziecku, które ma się narodzić. Wizja jego wady serca, która właściwie skazywała go na śmierć zaraz po urodzeniu, była tak przerażająca, że właściwie nie ma chyba na świecie większego powodu do smutku. Ba, niejedna matka oddałaby życie za swoje dziecko! Z drugiej strony mamy pogodzenie miłości macierzyńskiej matki biologicznej do córki, która nie wie o jej istnieniu. Czy matka po wielu latach braku jakiegokolwiek kontaktu ma prawo wkroczyć w życie dziecka? Czy warto dla własnego ego burzyć dobrze funkcjonujący rodzinny świat? Te rozterki czytałam jednym tchem i serdecznie polecam lekturę!