Site icon Konfabula

Złe dobrego początki

Czerwona róża, jakie to oklepane. Dziś mówisz mi, że zawsze działało, że każda dziewczyna marzy o kwiatach, a szczególnie o tak szlachetnych. Wtedy nie powiem, zdziwiłam się. Student przynoszący kwiaty ledwo poznanej dziewczynie to ewenement. Wpuściłam cię od środka, przedstawiłam współlokatorkom i poszliśmy na umówiony spacer. Nie mogliśmy tu zostać, one musiały się uczyć.

Był zimny luty. Oszronione drzewa wyglądały jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, park tonął w bieli. Na stawie pływały leniwie kaczki, podchodziły blisko łase na kromkę suchego chleba. Nie mieliśmy nawet tego. W sumie nawet ich nie zauważałeś. Rozmawialiśmy. Nie pamiętam już o czym. Nie było to takie ważne. Liczyło się tu i teraz. Ważne było to, że mogłeś ogrzać moje zmarznięte ręce swoimi. Być blisko.

O tej porze roku szybko zachodzi słońce. Zapalone lampy rozbłysły pokazując drogę do domu. Szliśmy wtuleni w siebie. Tak cieplej. Nie mogłam skupić się na rozmowie. Przed drzwiami wejściowymi mojego pokoju wyrzuciłam w końcu z siebie męczącą myśl:
– Słuchaj, ja mam kogoś. Ta znajomość chyli się ku upadkowi, ale nadal jestem w związku.

Otworzyłam drzwi i weszłam pierwsza. Jakiś czas stałeś zamurowany, jakby ktoś rzucił na ciebie zaklęcie petryfikacji. Usiedliśmy na łóżku, wszystkie krzesła były zajęte. Współlokatorki wesoło plotkowały przy włączonym radiu. Milczeliśmy. Na stole w butelce po piwie stała wetknięta w wodę czerwona róża.

– Co teraz z nami będzie? – ciszę przerwały twoje słowa. Słowa ważące tonę. Słowa ważniejsze nawet od przysięgi małżeńskiej. Słowa wiążące nas na zawsze.

„A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało” (Mt 19, 6)

Exit mobile version