Często czytam składy produktów kupowanych w sklepie. Jeśli nie ma po polsku, staram się czasami wychwycić z innych języków ważne informacje. O ile niemiecki i angielski nie stanowi większego problemu, czeski i słowacki jest bardzo podobny do polskiego, cyrylicę z wielkim bólem – ale jednak – przeczytam, o tyle często znajdujące się na opakowaniu tłumaczenie węgierskie jest dla mnie zawsze wielką zagadką. Zwykle poddaję się i nie czytam dalej już po przeczytaniu pierwszego słowa, które najczęściej sprawia, że łamię sobie język. A ponoć Polak Węgier dwa bratanki… Czy to dlatego Tedi, autorka bloga turkusowakropka.com i mama małego Smoka, postanowiła zamieszkać właśnie w Budapeszcie?
Moniowiec: Dlaczego właśnie Węgry?
Tedi: Na Węgrzech mieszkałam ponad 2 lata. Wyjechałam tam w 2012 z powodu pracy. Oboje z mężem dostaliśmy tam ciekawą propozycję, a że zawsze lubiliśmy ten kraj, długo się nie zastanawialiśmy. Tam też postanowiliśmy sprowadzić na świat naszego synka.
Przed wyjazdem znałam już Węgry całkiem nieźle. Studiowałam tam w ramach stypendium przez pół roku. Także razem z mężem często jeździliśmy na wakacje właśnie do tego kraju. Można powiedzieć, że Budapeszt znałam jak własną kieszeń.
Moniowiec: Czym zaskoczyli Cię Węgrzy?
Tedi: Pozytywnie mnie zaskoczyło przyjazne podejście ludzi, zwłaszcza do Polaków. W Budapeszcie poznaliśmy pewną węgierską parę, która pomogła nam więcej niż ktokolwiek inny kiedykolwiek wcześniej.
Negatywnym zaskoczeniem była chyba węgierska powolność oraz to, że z Węgrami nie da się do końca dogadać. Gdy się na coś umawiasz nie wiadomo, czy dojdzie to do skutku. Przed wyjazdem mieliśmy zorganizowane mieszkanie. Wszystko było zapięty na ostatni guzik, ale dzień przed przeprowadzką, właściciel mieszkania napisał nam, że niestety mieszkanie sprzedał i nie możemy w nim mieszkać. Ot, węgierskie życie!
Moniowiec: Przeciętny Węgier zarabia ok. 151 tys. forintów miesięcznie. Jakie zakupy można za to zrobić?
Tedi: Życie w samym Budapeszcie jest trochę droższe niż w Krakowie, ale wiadomo, że to stolica. Chleb można kupić za około 200-300 forintów, mleko sprzedawane jest w podobnej cenie. Łatwo też znaleźć polskie produkty. Obecnie funkcjonuje tutaj polski sklep i polska kawiarnio-księgarnia. Można sprowadzić sobie cokolwiek z Polski. Ale były czasy, gdy marzyły mi się prawdziwe grzyby, a nigdzie nie mogłam ich dostać. Ciężko jest także kupić mąkę ziemniaczaną, kisiel czy ziele angielskie, ale nie jest to niemożliwe.
Za wynajem jednopokojowego mieszkania o wielkości 54 metry kwadratowe w centrum Budapesztu w ładnej kamienicy płaciłam około 80 – 90 tys. forintów miesięcznie ze wszystkimi rachunkami. Za dwupokojowe mieszkanie płaci się odrobinę więcej, ale będzie ono tańsze niż na przykład w Krakowie.
Moniowiec: Jak mówię Węgry – myślę papryka i zupa gulaszowa. Co jeszcze jest charakterystyczne dla tego kraju i jego mieszkańców?
Tedi: Sposób życia! Nikomu się nigdy nie spieszy, nie można polegać na ich zapewnieniach, bo są niesłowni. Są przyzwyczajeni do języka ojczystego na tyle, że nie chcą używać języków obcych mimo iż je znają. Pamiętajmy też, że Węgrzy piją sporo wina. Bardzo dobrego wina!
Moniowiec: Jak jest być matką na Węgrzech?
Tedi: Węgierskie mamy nie biegają za dziećmi z wszystkimi „uważaj” i „nie rób tego”. Nie są nadopiekuńcze i pozwalają dzieciom na samodzielne rozwiązywanie konfliktów z innymi dziećmi. Oczywiście dzieci są nadzorowane, ale jakoś tak z daleka.
Węgierki są bardzo nastawione na karmienie piersią. Wiele kobiet tam karmi i nawet szpitale bardzo propagują karmienie piersią. Przy tym na ulicach nie widać mam, które ostentacyjnie karmią swoje niemowlęta. Nie wiem, jak one to robią.
Moniowiec: Jak Polacy są tam postrzegani?
Tedi: Zazwyczaj bardzo pozytywnie. Najczęściej mogłam liczyć na pomoc Węgrów w urzędach, u lekarza i wszędzie, gdzie o nią poprosiłam. Przez cały czas tylko raz spotkałam się z osobą negatywnie do mnie nastawioną. Węgry to wspaniały kraj z równie wspaniałymi ludźmi. Budapeszt zawsze będzie moim drugim domem.
Jeśli lubisz podróże z palcem po mapie, co środę zapraszam na wyprawę z jedną z Polek mieszkających za granicą. Wpisy już publikowane znajdziecie tu.