Site icon Konfabula

Polki codzienne życie w Anglii

Mgła. Wszędzie mgła. Ewentualnie pół roku deszczu. Któż chciałby zetknąć się z taką pogodą? Nawet najlepszy agent Jego Królewskiej Mości, Bond, James Bond, miałby problem rano wyjść z łóżka. Chociaż wydaje mi się, że jednak co innego go w tym łóżku by zatrzymywało. Równie brawurowa jak Bond i niemniej piękna niż jego kobiety na herbatkę o five o’clock zaprasza Kasia, znana szerszym kręgom blogerskim jako Brawurka, wraz z Atomówkami (Gabs i Kają) oraz mężem Fakundem. Pamiętajcie, pijąc herbatę paluszek w górę!

Źródło: www.quickmeme.com

Moniowiec: Londyn – to dość popularne miejsce emigracji. Jaka jest twoja historia?
Brawurka: W UK mieszkam od ponad 6 lat. Wyjechałam „w imię miłości”, za moim obecnym mężem „Fakundem”. Jak każdy szanujący się Polak, przygodę z UK rozpoczęliśmy w Londynie.
Londyn daje dużo możliwości zawodowych, kulturalnych (i tych mniej), życiowych w ogóle, jednakże w swoisty sposób męczy. Po roku przenieśliśmy się w bardziej wiejskie klimaty, by odpocząć od zgiełku stolicy.

Moniowiec: Co Cię zdziwiło?
Brawurka: Zdziwił mnie niezmiernie miks kulturowy, jak i sama liczebność Polaków w UK. Interesuje mnie zagadnienie emigracji, jednakże Poloniusze naprawdę w tejże kategorii rządzą. Liczebność, obrotność jak i różnorodność Polaków w UK naprawdę zaskakuje. Wytworzyła się tutaj wcale nie taka mała polonijna „nisza”. To mnie bardzo zaskoczyło, gdyż wcześniej mieszkałam w Madrycie i tam spotkanie Polaka było raczej zjawiskiem niecodziennym i egzotycznym.
Polacy są tu różnie postrzegani, najczęściej zależy to od zasobu portfela postrzegającego. Dla przeciętnego bezrobotnego Brytyjczyka jesteśmy kolejnym Polaczkiem, który kradnie im robotę (której samy nie chcą wykonywać). Pamiętamy świadomość tych Brytyjczyków jest typem świadomości „nagłówkowej”, czerpanej ze szmatławców The Sun i Mirror. Taki Brytyjczyk do słowa Polak zapewne dorzuci jakiegoś mało-kulturalnego „fuck’a”. Kasta wyższa zdaje się być bardzo otwarta, by poznać Polaków, kulturę i nawet język. Mam kolegę Davida, który zawstydza mnie wręcz swoją wiedzą na temat Polski – historii, polityki i literatury. W jego domu dosłownie potykam się o tomy poezji i literatury polskiej. David chciałby się przeprowadzić kiedyś do Krakowa, tymczasem próbuje przetrwać zajęcia z języka polskiego.
Z kulturowych rzeczy w UK dziwi mnie także duży wpływ kultury Celebrity na przeciętnego „Białego” Brytyjczyka, który takim lajfstajlem wręcz się zachłysnął. Nawet żyjąc na „garnuszku Państwa”, czerpiąc z brytyjskiego socjalu, ów autochton cały czas próbuje żyć w stylu celebrity, często zadłużając się i pozwalając sobie na rzeczy kuriozalne (np. lodówka za tysiaka, gdyż ma ona niebieskie światełka w środku – normalnie powiew luksusu).
Dzięki Bogu poznałam także cudownych i inspirujących Brytyjczyków, którzy swoim stylem bycia, wiedzą i poczuciem humoru uświetniają mi pobyt w UK.

Moniowiec: Ile kosztuje życie nie-celebryty?
Brawurka: Cena mieszkania zależy stricte od rejonu/ hrabstwa, samej dzielnicy i kodu pocztowego. W Londynie ceny są niebagatelne. Ja mieszkam w Cheshire, gdzie mieszkanie dwupokojowe w dobrej dzielnicy kosztuje około 500 funtów. Polecam rightmove.co.uk w celach poszukiwania odpowiedniego lokum.
Pamiętajcie, że wynajęcie mieszkania w UK łączy się z dodatkowymi kosztami: sprawdzenie referencji, historii kredytowej, wymaga się także wpłacenia depozytu (ok. 700 funtów dla mieszkania dwupokojowego. Wysokość depozytu zmienia się w zależności od mieszkania/domu).
Podkreślę także, by nie przeliczać zarobków w funtach na polskie złotówki. Życie jak to życie kosztuje.


Ponadto Brytyjczycy kochają konsumować usługi i towary wszelakie – takie hobby narodowe, niestety coraz bardziej wpływające na zadłużenie przeciętnego obywatela. Przykładowo „Gwiazdka” w UK to wydarzenie, to punkt programu. Sezon świąteczny nawet w anno domini 2015 już się rozpoczął, dokładnie w lipcu. Lokalny market Asda już zafundował żywiutkiego Świętego Mikołaja. Chodzi ów człek po markecie, “ho ho – uje” i przypomina, iż czas na świąteczne zakupy nadszedł. Święta i Apple gadżety mają status narodowej obsesji.
Wszystko jest kwestią budżetu i zarobków. Naprawdę można spokojnie żyć przy odpowiednim zarządzaniu budżetem nawet zarabiając średnią krajową.
Litr mleka – około 1 funt, w zależności od marki
Litr benzyny – 1,10. Diesel – 1,07.
Bochenek chleba – nawet od 20 pensów, ale aż strach się bać składu tegoż tostowego produktu.
Są także piekarnie polskie, które proponują chleb polski od 90 pensów.
Nie ważne czy jesteś weganinem, mięsożercą czy też frutarianinem – tutaj znajdziesz wszystko. Ta zdrowa żywność jest dostępna dla przeciętnego obywatela, to kwestia wyciągnięcia ręki po odpowiedni produkt, dlatego też razi mnie brak świadomości żywieniowej w UK, gdzie nawet dzieci zmagają się z otyłością. Niestety te przesłodzone cholerstwa są zbyt tanie i cieszą się zbyt wielką popularnością. Dzieci trzymające w ręku puszkę coca-coli to normalka, która tak strasznie uzmysławia brak wiedzy w temacie żywienia!

Moniowiec: Kiedy sama byłam w Londynie nie mogłam patrzeć na frytki, za to zajadałam się pastą z tuńczyka i czekoladowymi muffinami, dzięki czemu w trzy miesiące nabrałam 10 kg masy. Co jeszcze można tam zjeść?
Brawurka: Polecam Shepherd Pie, Fish and Chips i ciemne piwko. UK to także kraj muffinami i zimnymi sernikami płynący. Pyszności, które wpływają na szybki przyrost masy! Angielskie śniadanka naprawdę uzależniają i bynajmniej nie idą w przysłowiowe cycki.

Moniowiec: Mnie nie musisz tego mówić! A jak widzisz brytyjski styl życia? Przyznam się szczerze, że prawdziwego Brytyjczyka z dziada pradziada to ja chyba nie spotkałam…
Brawurka: Mi najbardziej odpowiada poczucie humoru moich angielskich znajomych, coś w stylu hybrydy: Monty Python, Little Britain oraz Miranda. Swoją drogą polecam fenomenalne serie – najlepiej obejrzeć w oryginale, gdyż po Polsku już tak bardzo nie śmieszą!
Na płaszczyźnie zawodowej podoba mi się świadomość swoich pracowniczych praw. Pracownik nie boi się korzystać z Prawa Pracy, kiedy nadchodzi taka „potrzeba”. Prawo pracy w UK respektuje niezwykle mocno mamy, tworząc specyficzny parasol ochronny, toteż wracając z urlopu macierzyńskiego, można się zdecydować na pracę w wymiarze part-time (pół etatu). Oczywiście wszystko jest także kwestią porozumienia z pracodawcą. W moim przypadku byłam zachwycona pracodawcą, który chętnie wspierał mnie we wszystkich zmianach w wymiarze zawodowym po powrocie z urlopu macierzyńskiego.
W UK zauważam skomputeryzowanie każdej sfery życia. Dzieci w niektórych szkołach płacą “na palec” – czyli metoda czytnika linii papilarnych. W wielu miejscach jest opcja “Apple Pay”. Ja sama wszystkim zarządzam przez internet – od rachunków, przez bookowanie książek w bibliotece, przedłużanie wypożyczenia książek do zamawiania zakupów i ich dowozu do domu.
Podobnie jest ze sprawami natury urzędowej – internet ma swoje dobre strony. Ba! Nawet znaczek można wygenerować komputerowo.
Dodatkowo razi mnie konsumpcyjny styl życia, wszechobecność Apple-gadżetów i przyklejenie do nich rodziców jak oraz dzieci. Naturalną częścią krajobrazu, jest roczne dziecko siedzące w spacerówce i wpatrzone w ekran tabletu. Tak na marginesie, poinformuję, iż dochodzi do sytuacji kuriozalnej, gdzie w UK badacze zaczynają tworzyć nawet kategorię – „lazy parenting”, czyli leniwe rodzicielstwo.

Moniowiec: Październik i gołe stopy u dzieci w wózkach – jak się do tego przyzwyczaiłaś?
Brawurka: Oj, tutaj kolejny temat, na który nie starczy nam chyba lat by go przegadać. W wychowaniu dużo jest trendów, które wręcz mutują na naszych oczach. Bose stopy i brak czapeczki to chyba najmniejszy „problem”.
Skupię się na dwóch skrajnych metodach.
Pierwszy chów – kasty „białej” biedoty: kompletny brak zaangażowania w wychowanie, nawet brak konceptu na rodzicielstwo. Dzieci to raczej przepustka do zwiększonych dochodów – czyli wyższych zasiłków od państwa. Nie chcę generalizować, ale często dzieciaczki są zaniedbane na poziomie emocjonalnym. Są dosłownie pozostawione same sobie. Brak wsparcia w edukacji, czy też w jakiejkolwiek formie samorozwoju dziecka.
Drugi chów – kasta wyższa, gdzie rodzice programują swoje dziecko na sukces. Następuje „zarządzanie dzieckiem”, ta metoda czasami przypomina tresurę, ciągłą rywalizację i finalnie „wygrywanie”. Dzieci z tego chowu mają niezwykle dużą ilość zajęć pozaszkolnych, a sama szkoła (często prywatna) kosztuje rodziców fortunę! Bardziej niż same dzieci, rywalizują rodzice, którzy traktują swoje dzieci jako trofea. To nimi się chwalą, to o nich dyskutują, a co gorsza cały czas planują im przyszłość, jakiekolwiek stopnie kariery.

Moniowiec: Przeciętnemu obcokrajowcowi czasem ciężko zrozumieć, iż Poland to ani nie Holland i nie mamy wiatraków, ani nie daleka Syberia i wieczna zmarzlina. Z czego musiałaś się tłumaczyć?
Brawurka: Śmieszy jak i szokuje fakt, iż wielu mieszkańców Wysp żyje w przeświadczeniu, że każdy Polak zrozumie się z każdym jedynym Rosjaninem, Słowakiem, Bułgarem, Serbem, Rumunem i Węgrem.
My dla nich jesteśmy jakąś dziwną wielką rodziną z Europy Wschodniej.

Często niestety także muszę tłumaczyć, iż:

Najbardziej śmieszy mnie, gdy koledzy tubylcy wciskają mi telefon do dłoni, bym rozmawiała z filiami w Szkocji. Często sami autochtoni mają problem, by się między sobą zrozumieć i dogadać, ciągle krzycząc “What? What? What?”

Moniowiec: Masz jakąś złotą radę dla emigrantów lądujących na Heathrow czy wysiadających na Victori?
Brawurka: Jeśli chcecie bardzo emigrować, wybierzcie inne kraje. Ogólnie UK nie polecam. Serio. UK zaczyna stawać się śmietnikiem świata – jak to celnie ujął ponad 80 letni polski emigrant. I to święta prawda. W zależności od regionu, możemy naprawdę przeżyć szok kulturowy związany ze zbyt dużą różnorodnością, gdzie te kultury nie umieją współżyć, wręcz odwrotnie – dochodzi do culture clash, zgrzytu kulturowego, który rezonuje na wielu płaszczyznach: w edukacji i w życiu zawodowym. Ja czasami mam wrażenie, iż UK ma już dosyć emigrantów, gdyż strasznie to zmieniło “krajobraz” ich kraju na wielu płaszczyznach. Zanika gdzieś ich „brytyjskość”, a królowa Elżunia wydaje się być ostatnim bastionem brytyjskości, jak i „mitycznej” już królewskości tegoż kraju.


Je­śli lu­bisz po­dróże z pal­cem po ma­pie, co środę za­pra­szam na wy­prawę z jedną z Pol­ek miesz­ka­ją­cych za gra­nicą. Wpisy już pu­bli­ko­wane znaj­dzie­cie tu.

Exit mobile version