Antek jechał autobusem miejskim. Siedział dwa siedzenia dalej razem z Wojtkiem, kolegą z klasy. Są wakacje, więc rozmawiali o letnim obozie zapaśniczym. Obydwoje byli dumnymi członkami przyszkolnego klubu sportowego. Wojtek nawet raz zdobył brązowy medal na powiatowych zawodach międzyszkolnych.
– Przyjdziesz do mnie po obiedzie? – zapytał Wojtek.
– Nie wiem czy mama się zgodzi. Poza tym mam zajęcia – odparł Antek.
– Przecież nie ma szkoły – zdziwił się Wojtek.
– Tak ale poza zapasami mama zapisała mnie na dodatkowe korepetycje angielskiego, jazdę konną i basen. Tak żebym się nie nudził i nie zapomniał niczego. A wieczorem mam czytać, bo chcemy osiągnąć jedną przeczytaną książkę na miesiąc.
– Ale Ci zazdroszczę!
– Czego?
– Ja to bym chciał pojeździć konno, ale mama mówi, że mam słomiany zapał i szkoda na to kasy. Ale mam zamiar zbierać jagody, grzyby, myć samochody sąsiadom i w następnym roku zapisać się na szkółkę konną. Może mama się trochę dołoży… – rozmarzył się Wojtek.
– Nie szkoda Ci tej wolności? – zapytał Antek.
– Mam jej za dużo! Poza tym… głodny jestem. Co masz na obiad, może do Ciebie wpadnę? – rozochocił się Wojtek.
– Nie wiem czy mam. Chyba nie zdążę, bo znowu korki. Wysiadam na następnym przystanku, bo tu blisko mieszka Ania, która mnie angielskiego uczy. Naściemniam jej, że zapomniałem zeszytu. Może da mi jakieś kserówki.
– No to czołem!
– Hej!
Antek wyskoczył z autobusu i szybkim krokiem zniknął za rogiem kamienicy. Na tyle szybko, by jego kolega nie zauważył smutku na jego twarzy.
Wojtek wrócił do domu. Mama właśnie kończyła robić obiad, a przy stole jego młodsza siostra bawiła się plasteliną. Właśnie tworzyła nos bałwankowi. Zmieszała żółty i czerwony, gniotła delikatnie w paluszkach, zrobiła kulkę, z której uformowała marchewkę. Wojtek zaczął z nudów wałkować brązową plastelinę.
Mama postawiła przed nimi talerze z parującą zupą:
– Uważajcie, jest gorąca! – ostrzegła.
– Mamo, czy jak bym zarobił pieniądze to mogę zapisać się do szkółki jazdy konnej? Antek już chodzi na konie…
– Widzę, że dalej drążysz ten sam temat. Dobrze. Jak uzbierasz połowę kwoty jesteśmy w stanie dołożyć Ci brakujące pieniądze. Pod warunkiem, że to co zaczniesz, to skończysz. Nie ma rezygnowania po tygodniu jak to było z grą na gitarze. Popytaj Antka jak to jest, idź z nim do stajni i zdecyduj czy warto. Masz moje zielone światło.
Wojtek odłożył plastelinowego konika, którego zdążył zrobić zanim mama podała talerze. Chwycił za łyżkę i zaczął pałaszować.
Dzieci są jak plastelina. Początkowo masz podstawowe kolory – umiejętności. Możesz je łączyć. Popatrz, żółty i czerwony da pomarańczowy. Chęć i systematyczna praca spowoduje, że dziecko może osiągnąć nowe umiejętności. W zabawie z plasteliną odrobina ugniatania – tak jak podczas nauki – i powstaje już coś nowego. Jednak jeśli dodasz do niego jeszcze kilka odcieni, barwy plasteliny nie będą ładniejsze, lecz zmienią się w brudno-zielono-szary. Tak samo dziecko, przytłoczone zbyt wieloma dodatkowymi obowiązkami może stać się tylko ponure. Jak Antek.
Jeszcze są wakacje, ale pomyślcie o plastelinie, zanim zapełnicie grafik zajęć dodatkowych swoich dzieci.
Fot. Aaron Fulkerson, CC BY-SA 2.0