W pierwszej części „Księżycowego Miasta” dostaliśmy bohaterkę, Bryce Quinlan, która wydaje się być bohaterką do cna zepsutą, ladacznicą, narkomanką lub, jak kto woli, cieszącą się życiem i biorącą z niego wszystko co może. Stroni od związków, Fae i samców alfa ma za dupków, więzi rodzinne nie są dla niej aż tak ważne co przyjaźń. Wszystko, co zbudowała, wali się w jedną noc. Noc, podczas której ginie jej przyjaciółka jak i cała jej część watahy zmiennokształtnych. Teraz będziemy kontynuować śledztwo, które dziewczyna i jej anioł prywatnie toczą w tej sprawie.
Fabuła na szybko
Poza śledztwem Bryce i Hunt podążają też za Rogiem, mistycznym, choć zepsutym artefaktem, który zaginął waśnie w noc śmierci Daniki. Idą też śladami kristalosa, demona, który pojawił się tej nocy i który nadal terroryzuje miasto. Upodobał sobie szczególnie Bryce.
Podczas śledztwa odwiedzimy właściwie wszystkie części Księżycowego Miasta: Dom Nieba i Oddechu, gdzie znajdziemy Fae i Anioły, niebezpieczne odmęty Domu Wielu Wód, Lunabór, Stary Rynek, a nawet Kościelisko. Nie wszędzie są oni mile widziani, a samymi podejrzeniami czasem narobią więcej problemów niż mieli wcześniej. Jak się jednak okazuje sprawa jest bardziej zagmatwana, bo w grę wchodzą wielkie pieniądze, władza i narkotyki.
Czy są „momenty”?
Są. Niewiele ich, ale opisane z taką dokładnością, że niejeden początkujący scenarzysta filmów erotycznych by się zarumienił. Dlatego uważam, że to nie lektura dla nastolatków, a raczej young adult. Ale to nie seks jest tu ważny, a rodzące się między Bryce i upadłym aniołem uczucie. Właściwie od początku powieści wiemy, kto tu w czyje ramiona wpadnie, więc nie ma wielkiego zdziwienia.
Co może nadal męczyć?
Zdecydowanie wulgaryzmy. Choć po przeczytaniu poprzedniego tomu wiemy już na co się piszemy, więc kontynuacja nadal utrzymuje poziom bliski rynsztokowemu jeśli chodzi o niektóre dialogi. Jednak tym razem wydaje mi się, że zdecydowanie więcej mamy akcji, więc i te latające mięso tak bardzo nie przeszkadza. Jak boli czy jest się w strachu, to raczej nie używa się wyszukanej formy, a rzuci tą „panną lekkich obyczajów”.
Czy polecam?
Jest to specyficzna seria ze względu na bardziej swobodny język, jednak trzyma w napięciu do końca. Może nie płakałam kiedy płakała Bryce, nie łamałam się kiedy łamał się Hunt, ale jednak emocje były. Tak samo podczas scen walk czy pościgów: to aż chciało się czytać i nie przerywać. Będzie mocno, w każdym aspekcie. Bryce jak bawi się to na całego, jak wiąże się to życie jest dla niej niczym, jak walczy to do ostatniego tchu. A do tego jeszcze pomoże maluczkim. Kobieta-anioł można by rzec, jednak anioły tu dają mocno do myślenia, więc lepiej jej do nich nie porównywać.
Zobacz tom 1 serii „Księżycowe miasto”.
Przede mną jeszcze dalsze części, choć wydawać by się mogło, że dostajemy zakończenie. I seria Dwory, która już czeka na mojej półce.