Często łapię się na tym, że moja praca to nawet syzyfową nie powinna się nazywać. Że jest jeszcze gorzej. Sprzątanie to jedno wielkie never ending story, codzienne wymyślanie menu i gotowanie doprowadza mnie do szału, kiedy to degustatorzy marudzą na smak, aromat, czy obecność pietruszki w zupie. Do tego rutyna, rutyna, dzień świstaka. I blog, i zarabianie pieniędzy.
Pytanie dziecka
W taki kierat wkradł się Arti ze swoim pytaniem: „Mamo, a jak Ty właściwie zarabiasz?”. Dziecko widzi, że siedzę przy komputerze, czuje, kiedy wyganiam je z pokoju, by w spokoju coś napisać, opracować, popracować. Ale nie widzi tego, że wychodzę i wracam z pracy jak miliony Polaków. Przecież siedzę w domu (i nic nie robię?).
Żeby wytłumaczyć mu dokładniej i jaśniej oderwałam się na chwilę od klawiatury. W myślach przeanalizowałam co chcę powiedzieć i zaczęłam:
– Piszę teksty, za które dostaję pieniądze.
– Tak jak tata pisze programy?
– Nie, moja praca jest mniej… – zaraz, zaraz! Mniej co?! Chciałam powiedzieć mniej kreatywna? Mniej ważna? Mniej czasochłonna? Przecież to nieprawda! Moja praca zajmuje dużo czasu, pobudza szare komórki do myślenia nie mniej niż programowanie i tak, jest ważna! – Źle mówię. Moja praca jest trochę inna niż programowanie. Widzisz, ja opisuję co widzę i czuję. To tak jakbym napisała Ci jak jesteś ubrany i czy mi się to podoba. Tata robi program, który by Cię ubrał albo wyprodukował ubranie.
Zdaniem mężczyzny
Wieczorem opowiedziałam mężowi całą sytuację.
– Nie miałaś racji. To to samo.
Zdziwił mnie.
– No ale ja nie robię nic namacalnego.
– Czy jakbyś wydrukowała swoje teksty w formie książki to byłoby bardziej namacalne? Czy tylko tym się różni?
W tym momencie zdałam sobie sprawę, że moja praca – kobiety i blogerki – jest jak każda inna, ale to ja mam problem z dowartościowaniem jej. I dowartościowaniem siebie. Wszelkie marsze, pikiety, nawoływania nic nie dadzą. I nie chodzi tu o prace legislacyjne nad jakimiś ustawami czy zmiany w systemie jakimkolwiek. Nawoływanie obcych ludzi nic nie da, jeśli my, kobiety, same nie zaczniemy myśleć o sobie bardziej pozytywnie.