Cały rok czekam na święta Bożego Narodzenia. Serio! Niektóre prezenty mam kupione już w lipcu i cierpliwie czekają na dnie szafy na swoją kolej. Uwielbiam zapach choinki, wigilię z rybami jako jedynymi daniami, choć nie musi być ich dokładnie dwanaście czy też mandarynki i orzechy włoskie, którymi zajadamy się przy trzaskającym kominku. Są jednak rzeczy, które wywołują u mnie – i nie tylko u mnie – dreszcze. Co może wkurzać w Święta Bożego Narodzenia?
Akcja znicz
Właściwie akcja zaraz-po-znicz. Zaraz po świętach listopadowych, a czasem już w tym samym czasie, w sklepach, reklamach i gdziekolwiek się da pojawiają się bożonarodzeniowe dekoracje, nawoływania do kupna prezentów itd. Lubię bombki, łańcuchy i prezenty, ale na miłość boską, nie zaraz po Wszystkich Świętych. Nie odetchnę sekundy od wyprzedaży w kwiaciarni by lecieć znowu na dział dziecięcy! A już reklamy pożyczek świątecznych… no mogłoby się obyć bez nich, naprawdę!
Adwent
Samo oczekiwanie na przyjście Jezusa jako katolik uważam za całkiem normalne. Nie przeszkadza mi też, że w tym czasie nie można imprezować. Pięknym zwyczajem jest przygotowywanie lampionów na roraty. Do tego dzieci uwielbiają biegać (tak, biegać!) po kościele z światełkiem, a my, rodzice, udajemy, że ze względu na zgaszone światła to nie nasze pociechy dokazują. Jednak adwent to także kalendarz adwentowy. Jako dziecko miałam problem, by nie rzucić się na czekoladki i nie spałaszować wszystkich 24-ech za jednym zamachem już 1go grudnia. Arti widocznie ma coś za mamusią, bo kilka lat temu właśnie taki numer wywinął, a później chciała go jeszcze powtórzyć Nati. Dla mnie kalendarz adwentowy powinien mieć tabliczkę czekolady w każdym okienku!
Brokat, brokat, wszędzie brokat!
Jako, że na święta zwykle jestem u rodziny, to drzewko bożonarodzeniowe ubieram tydzień wcześniej, a nie jak w domu rodzinnym – w wigilię. To bardzo wesoły zwyczaj o ile żadne z dzieci nie nadepnie na żarówkę od lampek choinkowych, nie stłucze pamiątkowej bombki albo nie zacznie sypać brokatem. A bombki brokatowe cieszą się u mnie w domu dużym powodzeniem oraz moją migreną na widok wszystkiego w lśniących drobinkach…
Radiowa lista przebojów i ramówka programowa
Trzy godziny w samochodzie oznaczają pięciokrotnego wysłuchania „White christmas”, dukrotnego „Do They Know It’s Christmas?” oraz po kilka razy „All I Want For Christmas Is You”. Przy trzeciem „Lulajże Jezuniu” uważasz, by nie zasnąć, a przy „Z kopyta kulig rwie” noga sama na gaz mocniej ciśnie, panie władzo! Na miejscu okazuje się, że też wszędzie kolędy i piosenki o śniegu i bałwankach. By nie jeść całe święta i nie słuchać merry chritsmas to you 24/7 łapiesz za pilot od telewizora i… trafiasz na „Kevina samego w domu”! No ale jak nie Kevin to co?
Wigilia
Choć post w wigilię Bożego Narodzenia nie jest już wymogiem, tylko tradycją, to jednak nadal dość silnie trzyma się w niektórych regionach naprawdę ścisły post. Spotkałam się z twierdzeniem, że w tym dniu można jeść dopiero kolację, oczywiście z rybami i postnymi zupami czy kompotem z suszu. Nie powiem, mnie też ściskało w żołądku kiedy przygotowywałam mięsne potrawy, których nie dane mi było nawet spróbować, co kończyło się zwykle niedosoleniem lub przepieprzeniem kotletów.
Jednak najbardziej dziwna wydaje się galicyjska tradycja, nakazująca wszystkim biesiadnikom jeść z jednego talerza. Tak, ciotce z opryszczką, dziadkowi z próchnicą i przeziębionemu kuzynowi też! Każdy miał swoją łyżkę i widelec, na stole co rusz pojawiał się nowy talerz, który emigrował do kuchni i był zastępowany nową potrawą dopiero jak był pusty. Nie wiem jak można dotrwać do ostatniej, dwunastej potrawy i nie wybuchnąć.
No właśnie, dwanaście potraw. Czy tylko ja, nadworny niejadek, nie chciałam próbować każdej potrawy? I tylko ja jako dziecko przebierałam nogami, bo pod choinką czekały prezenty, które można było dopakować dopiero po kolacji? Dziś już mnie to tak nie męczy, ale jako maluch bardzo przeżywałam to, że niektórzy jedzą dużo i przeżuwają długo.
Skoro jesteśmy nadal przy wigilijnych tradycjach, to warto powiedzieć też o jednym ze znanych mi zabobonów. Wigilia to przecież czas odwiedzin, ale, uwaga – kobieta nie może być pierwszą osoba, która w tym dniu wejdzie jako gość do domu, bo przynosi to nieszczęście. Jak wiara w przesądy ma się do katolicyzmu… tę kwestię lepiej przemilczeć. Inne ciekawe zabobony możecie znaleźć w tekście Mamy Trójki.
Białe święta
Wprawdzie na Pomorzu to spora rzadkość, no chociażby w takim Koszalinie, by na Boże Narodzenie był śnieg, ale nie każdy mieszkaniec Polski tęskni za śniegiem. Śnieg jest fajny, jak jest tak do kostek. To i samochód wyjedzie z garażu, a drogowcy mogą udawać, że zima ich nie zaskoczyła. Centymetr wyżej oznacza, że musisz przeprosić się z łopatą i odśnieżyć podjazd, bo przecież rodzina nie dojedzie, a kawa już się parzy w ekspresie.
Jedz, bo się zepsuje
Sprzątanie, gotowanie i tylko dwa dni na spałaszowanie wszystkiego? Tak, to Boże Narodzenie. O ile w Wigilię pokutuje powiedzenie „zostaw, to na Święta”, o tyle w drugi dzień Świąt mamy już „Jedz, nie może się zmarnować! Mam wyrzucić?”. W ten oto sposób wracamy do pracy z opakowaniem sałatki warzywnej, której już nikt nie chce jeść w Święta, ale jakoś dziwnie nie zrobić. Zawsze zostaje, ale i tak tradycji musi być zadość. Wesołych Świąt!