Można powiedzieć, że byłam dzieckiem z kluczem na szyi. Może nie w 100%, bo mieszkając na wsi nie trzeba było nosić go na sznurku, bo babcia zawsze była w domu. Niemniej jednak biegałam samopas po okolicznych polach, bagienkach i łąkach. Miałam może 3-4 lata. Pozwalano mi. Nie mogłam tylko bawić się nożem od buraków i scyzorykiem dziadka, nurkować w beczce z deszczówką i pływać w stawie. Zasady były proste.
Była śliczna wiosna. Słońce świeciło, aż żal byłoby nie pobiegać po zielonej trawie. Niewiele myśląc pobiegłam więc na łąkę zbierać kwiatki. Po południu wróciła moja mama z pracy. Rzuciłam się jej na szyję i wręczyłam bukiecik stokrotek. Nie wiedziałam czemu moja babcia jest jakaś zdenerwowana. Porozmawiała szybko z moją mamą. Mama kucnęła, jej twarz była teraz naprzeciwko mnie:
– Kochanie, powiedz mi, gdzie schowałaś kluczyk? – zapytała rodzicielka.
– Pod żółtym kwiatkiem – odrzekłam i wskazałam na łąkę. Moja mama wstała i odwróciła się w jej kierunku. Jej oczom ukazała się łąka: kilka hektarów trawy i kaczeńców. Wydaje mi się, że trochę pobladła.
– Chodź poszukamy tego kwiatka – powiedziała do mnie i wzięła za rękę. Nawet nie chcę wiedzieć co myślała patrząc na miliardy delikatnych żółtych kwiatków, które mijaliśmy.
Ja bezbłędnie znalazłam TEN żółty kwiatek. Schyliłam się i podałam skarb: klucz od domu. Byłam z siebie dumna. Do panujących w domu zasad dodano jednak kategoryczny zakaz zabawy kluczami.
Przypomniałam sobie o tym zakazie z czasów dzieciństwa podczas poszukiwania klucza od szafki, którym bawiły się moje dzieci. Akurat w niej znajdowały się potrzebne natychmiast dokumenty. Pamiętając swoja własną historię zapytałam córki gdzie schowała kluczyk. Z rozbrajającym uśmiechem poprowadziła mnie do kubła z klockami. Miedzy nimi rzeczywiście znajdowała się zguba.
Myślę, że nie ma rodzica, który nie znalazłby jakiegoś skarbu dziecięcego w nieodpowiednim miejscu (klocki lego w piekarniku, banan w odtwarzaczu DVD) lub własnych przedmiotów sprytnie schowanych w dziecięcych szpargałach. Od czasu poszukiwań klucza w klockach szukałam już m.in. zmiotki (odnaleziona w skrzyni kanapy), ulubionego misia (w śmietniku na papier), miotły (w piaskownicy) i wielu wielu innych. Tych samych kluczy od szafki też poszukiwałam już kilkukrotnie.
Nie wszystkie zguby daje się jednak odnaleźć. Do dziś zastanawiamy się, gdzie podziały się okulary, zakopane w piaskownicy pod domem oraz kurtka, z którą przecież wracałam ze szkoły, ale zgubiłam biegając po polu kukurydzy z innymi wracającymi z lekcji dziećmi. Tak, nie wolno nam tego było robić.