Jestem mamą, która nie pracuje. Znaczy się nie że nic całe dnie nie robię – ja nie wychodzę z domu do pracy. Jest to idealne wyjście podczas wszelkich prezerw w ciągu roku szkolnego, kiedy dzieci mają wolne od szkoły, oraz wakacji, bo nie muszę zastanawiać się co z dziećmi zrobić. W piwnicy ich nie zamknę, a przecież babcie też mają swoje życie i wrzucanie im trójki niekoniecznie potulnych wyrostków na cały miesiąc nie jest szczytem marzeń. Jednak wakacje z dziećmi, CAŁE WAKACJE Z DZIEĆMI, to jest czas, który powoduje, że zaczynam marzyć o rozpoczęciu roku szkolnego. Bo możesz nie wiedzieć, ale jest kilka rzeczy, które robię zawsze kiedy dzieci są w szkole…
1. Robię porządek ze sobą
Tak jak wiosną robię w domu generalne porządki i odkurzam nawet na strychu, tak po wakacjach dochodzę do ładu z fizyczną częścią swojego jestestwa. To czas, kiedy odwiedzam dentystę, ginekologa oraz fryzjera. Właśnie w takiej kolejności. Zasypiam na fotelu podczas dwugodzinnego borowanka, odbębniam coroczną cytologię i od niedawna USG piersi, a na końcu siadam na najprzyjemniejszym na świecie fotelu fryzjerskim i oddaję się cała w ręce i nożyczki specjalisty.
2. Spędzam czas na robieniu tego, co lubię
Jedni uwielbiają myć okna raz w tygodniu, inni trenują makijaż teatralny przed każdym wyjściem po bułki. Ja uwielbiam czytać książki i pracować, kiedy nikt nie dyszy mi w kark. I wcale nie mówię tu o jakiś erotykach – ja nie lubię, jak ktoś patrzy mi przez ramię, jak komentuje obrazki w komiksach, cytuje co ciekawsze teksty, chichocze radośnie na każde przeczytane słowo na D (dupa) lub K (kibel) i każe opowiedzieć co właśnie robię.
3. Przyglądam się swojej diecie
Lato to dla mnie nie tylko czas, kiedy rozpieszczam dzieci deserkami, a męża domowymi ciastami, ale także okres wzmożonej pracy na zewnątrz przy uprawie przydomowego ogródka. Jestem typem przodownika pracy, który jak coś sobie przedsięwezmę, to zrobi i nic, nawet głód nie jest w stanie go od skończenia zamierzonego odgonić. Kończy się to tym, że jestem odwodniona, głodna i zła, ale kolejny element na liście do zrobienia jest odhaczony. A że pogoda tego lata była przepiękna, to często zdarzało się, że dziennie jadłam tylko śniadanie i obiadokolację. Dlatego jak tylko wróciłam do rytmu szkoły moich dzieci ruszyłam na podbój sklepów spożywczych uzbrojona w spisaną listę ze wszystkimi potrzebnymi do przygotowania zdrowych i zielonych posiłków wiktuałami. Żadna mała małpiatka nie ładowała mi do koszyka pudła bananów, których całe lato mój wiejski sklep na oczy nie widział, nikt nie rzucił się na różowe donuty z cukrowymi gwiazdkami, ani nie żądał hot-dogów na kolację. Przez to i ja nie rzucę się na donuty, nie będę dojadać sczerniałych bananów ani piętek hot-dogowych bułek.
4. Rozpieszczę siebie bez wiecznego osądzania z tylnej kanapy samochodu
Zakupy mają to do tego, że strasznie mnie męczą. A zmęczenie najlepiej mi zneutralizować dobrą mrożoną kawą z jakiejś sieciówki w centrum handlowym. Kiedy dzieci są w szkole nikt nie będzie przy okazji chciał podłączyć się do zamówienia i zjeść frytek z kurczakiem, bawiąc się rpzy tym chińską zabaweczką zrobioną za 1 dolara, a kosztującą trzy razy tyle. Nikt nie będzie tez mi wymawiał, że oto ja, wyrodna matka, sobie kupię, a dziecku nie, bo przecież nie stać nas na stołowanie się całej rodziny co chwilę w fast-foodach i innych restauracjach sieciowych. Może całej rodziny nie, ale mnie już stać!
5. Zjadam śniadanie w błogosławionej zupełnej ciszy
Z zakupioną spożywką mogę spokojnie udać się do domu, powkładać do lodówki co trzeba i bez pałętających się małoletnich pod nogami oraz kota, którego notorycznie wpuszczają do kuchni, zrobić sobie śniadanie. Nikt nie będzie przerywał mi parzenia kawy swoim wywodem o Minecrafcie, nikt nie wyje mi rzodkiewek z kanapki ani nie będzie wymawiał, że mam ochotę podczas PMS wchłonąć pudła lodów czekoladowych zagryzając je kabanosem. Nikt, bo nikogo przy mnie nie będzie!
Technicznie rzecz biorąc nie jestem osobą zbyt często nękaną telefonami, jednak czasem ktoś chce się ze mną w ten dziwny sposób skontaktować. Kiedy dzieci są w pobliżu, rozmowa przypomina konwersację z kimś, kto ma zespół Tourrett’a: „Wiesz, myślę że ta kawa w środę NATKA ZOSTAW TEGO KOTA, ON NIE JE KREDEK to dobry pomysł”. W czasie, kiedy one są w szkole, w końcu mogę każde zdanie wypowiedzieć bez żenujących wstawek.
7. Czytam nawet SPAM na koncie pocztowym
Tak, wprawdzie nagłówki, ale czytam. Wszystkie 1385 wiadomości dziennie. Sprawia mi radość każdy mail od bogatego nieznanego krewnego z kraju w środku Afryki oraz każdej niesamowitej oferty powiększania… stanu konta (a o czym pomyśleliście?!).
8. Tęsknie za dziećmi
Tak, tęsknie za moimi dziećmi kiedy są w szkole. Tak, to jest kłamstwo. W końcu to właśnie kiedy ich nie ma mogę mentalnie się pozbierać przed kolejnym wspólnym popołudniem, które czasem przypomina triatlon połączony z walką zapaśniczą. Bo umówmy się: matka, która zrobi swoje (choćby była to nawet dwójeczka w WC!) bez przeszkadzania jej to SZCZĘŚLIWA MATKA.