Nie wiem jak u Was, ale ja często powtarzam, że nie obchodzi mnie kim w przyszłości będą moje dzieci – grunt by były szczęśliwe. Jednak nigdy nie myślałam o tym jak odczuwają szczęście rodziców własne dzieci. I jak wpływa to na nie same.
Lubię zadawać dziwne pytania. Tak było i tym razem. Arti, pochłaniający kolejną porcję płatków kukurydzianych i wpatrzony w ulubioną bajkę, wyglądał na prze-szczęśliwego. Tym bardziej, że wieczorem czekać go miała nocka z Minecraftem – wyczekiwana cały tydzień. Zapytała się więc go:
– Synek, a jakbyś miał wybierać komputer i słodycze albo szczęśliwi rodzice, to co byś wybrał?
Wprawdzie pytanie musiałam ponowić, bo zapatrzony był w bajkę, ale bez mrugnięcia okiem odparł :
– Szczęśliwi rodzice.
Nie byłabym sobą gdybym nie drążyła tematu dalej.
– A dlaczego?
– Bo jak jesteś smutna, to ja też jestem smutny.
Wtedy dopiero zdałam sobie sprawę jak moje zachowanie, a nawet odczucia, mogą wpływać na moje dzieci.
Co radzą poradniki by być szczęśliwy? Zwykle to samo: jedz zdrowo, rób przerwy w pracy, przebywaj na świeżym powietrzu, nie gromadź zbyt wielu rzeczy, dbaj o kontakty z bliskimi, unikaj stresów, nie przesiaduj za dużo przed telewizorem czy komputerem. Racja, są to dobre recepty, ale na szczęście czy na bycie zdrowym?
Myśląc o własnym poczuciu szczęścia wydumałam takie cztery fundamenty szczęścia każdego rodzica:
Zmieniaj negatywne myśli
To niezłe wyzwanie w dzisiejszych czasach nie narzekać, nie gderać, nie marudzić. Nie powiem, ciężko mi z tym, bo zrzędliwą babą bywam dość często. Ale wszystko, do czego negatywnie podchodzimy, możemy zmienić na pozytyw. Potrzeba tylko dużo, naprawdę dużo chęci. Przykład? Proszę bardzo! Rozpoczynając zabawę w blogowanie miałam milion czarnych myśli. No bo kiedy ja znajdę czas na pisanie, a co będzie jak zabraknie mi tematów, a może to zupełnie bez sensu. Jednak widzę, że ja się rozwijam, więcej czytam, robię i uczę się nowych rzeczy i ciągle mi mało. Czytelników też jest dość sporo (choć mogłoby być zawsze więcej!). Jednak zamiast zadręczać się „co by było gdyby”, wzięłam się do pracy i na bieżąco pokonywałam kolejna czarne myśli: statystyki spadają? To trzeba coś z tym zrobić! Nie mam czasu na codzienne pisanie? To ograniczę się do 3 wpisów w tygodniu, ale regularnie itd.
Kontaktuj się z bliskimi
I chodzi tu o realny kontakt. Czasem wydaje się nam, rodzicom, że skoro robimy tak dużo dla dzieci, wręcz poświęcamy się , to dzieci naturalnie czują z nami silną więź. Jednak nawet wdzięczność nie jest silną więzią łączącą nas z dziećmi, bo jest zwykle krótkotrwała. Nie liczy się ilość spełnionych zachcianek dziecka, liczba zajęć dodatkowych, ale to jak razem będziemy spędzać czas. Nawet nie ile czasu spędzamy razem – tylko jak.
Rodzicielstwo to nie poświęcenie
W dobie mediów społecznościowych zapominamy, że inni często wpływają na nasze postrzeganie samych siebie („jestem brzydka!”) czy podejmowanie decyzji (kupno zabawki, bo ktoś widział ją w reklamie). Nawet to, że czytasz teraz bloga, może na Ciebie w jakiś sposób wpłynąć. Oby pozytywnie! Jednak może się zdarzyć, że aby przypodobać się innym zaczynamy robić coś wbrew sobie. Owszem, może to dawać przyjemność, ale na dłuższą metę czujemy, że oszukujemy samych siebie. A to powoduje, że nie jesteśmy szczęśliwi. Dzieci to widzą. Poświecenie się – jak często określamy rodzicielstwo, nie jest tym, co dzieci chciałyby dla rodziców. Poświęcając się pokazujemy, że nasze potrzeby nie są ważne. A są! Dzieci uczą się postrzegania samych siebie właśnie od rodziców.
Nie traktuj rodzicielstwa zbyt serio
Rodzice zbytnio się obwiniają o każde potknięcie i biczują, kiedy coś się nie udaje. Nie dość, zę często sami się krytykujemy to jeszcze jesteśmy narażeni na zewnętrzną krytykę. Wychodzi na to, że rodzice to najbardziej zestresowani ludzie na świecie! Jednak czy to, że dziecko ubrało dwie niepasujące do siebie skarpetki określa to, jakim rodzicem jesteś? Mówiąc o rodzicu – tak, myślę też o sobie!
Nie wszystko jest takie ważne! To, co czasem wydaje się poważnym problemem, często jest zaledwie drobnym kamykiem na drodze wychowania naszego dziecka. Dlatego nie trzeba wcale nad wszystkim panować i omijać każdego problemu. Czasem trzeba się przetoczyć po nim, przejść przez problem i iść dalej. Poza tymi potknięciami musi być miejsce na łaskotki, głupawe żarciki, przebieranki czy udawane walki na poduszki. Jeśli spędzicie całe dzieciństwo martwiąc się czy wszystko jest perfekcyjne, czy dzieci są zadowolone i czy możesz zrobić coś jeszcze, to nawet nie zauważysz, że dzieciństwo minęło.
Tak naprawdę ty, jako rodzic, jesteś nowicjuszem w swojej roli, tak jak dziecko jest nowicjuszem w byciu dzieckiem. Dorastamy i uczymy się razem i tylko od nas zależy, czy będzie to wesoły czy zestresowany czas.
A jakie Wy macie sposoby na bycie szczęśliwym?
Fot. bokehaddict, CC BY 2.0