Niby 10 stopni za oknem, niby to ciepło jak na październik, ale jakoś tak tęsknym okiem patrzę na zdjęcia znad morza, jakie zrobiliśmy latem. To słońce, krótki rękawek, dzieci bez czapek i na boso, podjadające truskawki. Teraz ani słońca, ani zezwolenia na bose stopy, bo gile do kolan, krótki rękawek jest, ale pod bluzą, o czapki same się dopominają, a truskawki jakieś takie… nietruskawkowe. Ech… By powiało choćby trochę ciepłym wiatrem znad Czarnego Lądu, dzięki któremu najczęściej mamy to miłe ciepełko latem, zapraszam w imieniu Blondynki w Krainie Tęczy na kolorowy wywiad w cieniu palm.
Moniowiec: Mieszkasz w dość egzotycznym kraju, Republice Południowej Afryki, gdzie nawet piłkarze narzekali na połączenia lotnicze podczas Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej w 2010 roku. Co spowodowało przeprowadzkę właśnie w ten rejon świata?
Blondynka w Krainie Tęczy: W RPA jestem od 2007 roku. Znalazłam się tu całkiem przypadkiem, w ogóle nie miałam w planach osiedlać się w RPA. Firma, w której wtedy pracowałam postanowiła mnie tu wysłać w ramach rozwoju kariery, a ponieważ zawsze lubiłam podróżować i poznawać nowe kraje, z chęcią przyjęłam propozycję. Po przyjeździe do Johannesburga poznałam mojego męża, ale nawet wtedy nie do końca myślałam o pozostaniu w RPA na dłużej. Mąż ma paszport brytyjski, więc z łatwością możemy wrócić do Europy. Ale gdy firma zaproponowała mi ponowne przesiedlenie, właśnie do UK, przeanalizowaliśmy nasze finanse i doszliśmy do wniosku, że dużo bardziej opłaca nam się pozostać jeszcze w RPA. Jak długo? Nie wiemy – rand (waluta RPA) teraz jest bardzo słaby, ale rynek europejski nie jest łatwy jeśli chodzi o pracę, więc na razie jeszcze pozostaniemy w RPA.
Moniowiec: Nie bałaś się? RPA nie słynie chyba z bezpieczeństwa. Do tego lata apartheidu, a Ty biała przecież jesteś…
Blondynka w Krainie Tęczy: RPA ma bardzo kiepski PR, dużo słyszy się o napadach, morderstwach, rasizmie wobec białych. Pozytywnie zdziwiło mnie to, że sytuacja w RPA wygląda dużo lepiej niż przedstawia się ją w mediach. Choć wysokiej przestępczości nie da się zignorować, ja na szczęście przez ponad osiem lat zdołałam się od niej uchronić i to wcale nie siedząc w zamkniętym na cztery spusty domu czy w firmie. Wręcz przeciwnie – bardzo dużo podróżowałam po kraju, najpierw sama lub z koleżanką, a później jeszcze moją mamą oraz z synkiem (mąż nie zawsze nam towarzyszył w naszych „babsko-dzieciowych” wyjazdach).
Negatywnie raczej nie zdziwiło mnie nic – bo byłam przygotowana na najgorsze – co nie znaczy, że wszystko mi się tu podoba. Nie znoszę krat w oknach, braku chodników, braku transportu publicznego. Daje mi się we znaki brak kompetencji w urzędach państwowych i niespójne prawo pełne luk.
Drażnią mnie ciągłe afery korupcyjno-polityczne z których nikt sobie tu nic nie robi. No i oczywiście nie chciałabym nigdy paść ofiarą jakiegokolwiek przestępstwa, bo nie dość, że przestępcy są tu bardzo brutalni, to wymiar sprawiedliwości działa tak opieszale, że na tym świecie sprawiedliwości pewnie bym się nie doczekała…
Moniowiec: Czy za 30 tysięcy randów, tyle ile zwykle zarabia się w międzynarodowych firmach, da się samotnie wyżyć? Jak z cenami w sklepach?
Blondynka w Krainie Tęczy: Bochenków chleba raczej się w RPA nie sprzedaje. Dominuje chleb tostowy, pakowany generalnie po 800 gr. Cena takiego opakowania to ok 10 randów (3 zł), czasem mniej, czasem więcej, w zależności od jakości chleba. Mleko kosztuje ok. 12.5 randów (3.8 zł), podobnie jak benzyna.
Wynajem dwupokojowego mieszkania to wydatek ok. 8 tys randów na miesiąc, ale mieszkania są tu generalnie większe niż w Polsce, takie dwupokojowe mieszkanie (1 sypialnia + salon) będzie miało ok 70 m2. No i generalnie nie jest to popularny typ mieszkania, dużo bardziej popularne będzie mieszkanie 3 pokojowe (2 sypialnie + salon) i ze względu na większą podaż, cena takiego mieszkania może być zbliżona do dwupokojowego.
To jest koszt bardzo orientacyjny (choć na pewno dotyczy przyzwoitej dzielnicy), bo cena zależy od lokalizacji. W ekskluzywnych dzielnicach można za takie mieszkanie zapłacić nawet 15 -20 tys. randów/miesiąc. Dotyczy tradycyjnego, europejskiego budownictwa.
W townshipach można znaleźć małe dwu pokojowe domki (matchbox houses), lokalne tanie budownictwo rodem z apartheidu. System upadł, ale typ budownictwa pozostał – takie domki są dużo tańsze (można coś znaleźć za 2 tysiące randów), ale wynajmują je jedynie lokalni mieszkańcy i imigranci z innych afrykańskich krajów.
Ci których nie stać na wynajem domku mieszkają w skleconych z blachy i dykty „shaksach” na obrzeżach biedniejszych osiedli.
Moniowiec: Co jada statystyczny Południowoafrykańczyk?
Blondynka w Krainie Tęczy: Jeśli chodzi o jedzenie, to najbardziej typowy jest pap. Jest to potrawa podobna do manny, przygotowywana z kaszy kukurydzianej, gotowana na sypko. Podaje się go na ogół z sosem mięsnym albo sosem chakalaka, przygotowywanym z fasolki, ostrej papryki i pomidorów.
O tej konkretnej kombinacji pisałam u siebie na blogu (klik). W RPA je się bardzo dużo mięsa, albo w formie grilowanej albo w formie gulaszu. Popularna jest potrawa potje (wymawiana „pojki”) – gotowana przez wiele godzin na bardzo wolnym ogniu. Przepisów na „pojki” jest w RPA tyle, ile mieszkańców – wspólna jest jedna zasada – pojki się nie miesza aż do podania.
Moniowiec: W Polsce życie towarzyskie skupia się wokół domu – uwielbiamy domówki! Jak jest w tak ciepłym klimacie?
Blondynka w Krainie Tęczy: W RPA życie towarzyskie prowadzone jest na zewnątrz, generalnie przy grillu (nazywanym to braai). Braai to praktycznie instytucja, polega nie tylko na podaniu gościom przygotowanego posiłku, ale na wspólnym przygotowywaniu – w ogrodzie albo przy basenie. Jeśli ktoś nie ma ogrodu, to grill robi się w okolicznym parku. W weekendy co fajniejsze parki pękają w szwach. W RPA grillują wszyscy bez względu na kolor, pochodzenie czy religię. Przy grillu równie często zobaczycie brodatego muzułmanina jak i rdzennego obywatela czy potomka holenderskich albo angielskich osadników.
Dużo częściej niż w Polsce jada się w restauracjach – w naszym przypadku jest to zwykle raz na tydzień (obiadokolacja) i raz na tydzień lunch. Dzieci zazwyczaj zabiera się do restauracji ze sobą, wiele z nich ma nie tylko kąciki dla dzieci, ale całe place zabaw z opiekunką. Istnieje też wiele stref „child-free” gdzie dzieci nie mają wstępu, ale ponieważ gałąź restauracji rodzinnych jest dobrze rozwinięta, nikt do nikogo nie ma o to pretensji.
Moniowiec: Czego z polskich sklepów najbardziej ci brakuje?
Blondynka w Krainie Tęczy: Mnie najbardziej brakuje polskiego chleba, polskich przypraw i ogórków małosolnych. W RPA jest inny klimat i inna flora bakteryjna i ogórki się psują, nie kiszą. Brakuje mi selekcji jogurtów do jakiej przyzwyczaiłam się w Polsce oraz naszych polskich owoców – głównie poziomek i jagód. Ale to chyba ciężko sprowadzić na dłuższy pobyt? RPA to jak na kraj afrykański kraj wysoko rozwinięty, w supermarketach jest praktycznie wszystko, choć niektóre mniej lokalne rzeczy są droższe niż w Polsce czy Europie.
Moniowiec: Narzekamy na Polskie drogi, na których, według legendy, nawet sprawny 15-letni niemiecki samochód w rok potrafi się rozsypać. Jak wygląda sieć drogowa w RPA?
Blondynka w Krainie Tęczy: Jeśli chodzi o transport to wszędzie jeździ się samochodem, bo świetne są połączenia autostradami i sieć drogowa ogólnie chyba lepsza niż w Polsce. Jednak transport publiczny praktycznie nie istnieje. Niewiele jest też chodników, po prostu generalnie ludzie w RPA mało chodzą po ulicach. Bezpieczeństwo na ulicach to jedno, ale nawet w bezpiecznych dzielnicach nie ma chodników. Mnie to drażni, bo lubię chodzić piechotą.
Moniowiec: Jak Polacy są tam postrzegani?
Blondynka w Krainie Tęczy: Polacy są w RPA dobrze postrzegani, nawet tak niechlubny „antybohater” jak Janusz Waluś (morderca Chrisa Hani) ma tu swoich fanów. Generalnie Polaków obecnie kojarzy się z Lewandowskim i Kubicą, paru moich znajomych kojarzy Golloba (miłośnicy żużla). O Wałęsie i Janie Pawle II pamięta coraz mniej młodych przedstawicieli RPA.
Jest nas tu chyba zbyt mało aby tę opinię sobie póki co zepsuć – Polak nie kojarzy się ani z mafią (jak np. Rosjanin czy Bułgar) ani z przekrętami finansowymi (a taką opinię ostatnio zapracował dla Czechów Radowan Krejcir). Z tanią siłą roboczą też się nie kojarzymy, bo taniej siły roboczej jest tu pod dostatkiem w postaci afrykańskich emigrantów z krajów sąsiadujących z RPA.
Przeciętny Polak mieszkający w RPA nie różni się od innego białego mieszkańca tego kraju, choć kulturowo na pewno nam bliżej tutaj do Portugalczyków (których jest wielu) niż do lokalnych Anglików czy Afrykanerów.
Póki co kojarzymy się dobrze i oby tak dalej.
Moniowiec: Pamiętasz jakąś prześmieszna sytuację, która ci się zdarzyła podczas mieszkania w RPA?
Blondynka w Krainie Tęczy: W języku afrikaans słowo dziękuję to ”baie dankie”, które łudząco w brzmieniu przypomina angielskie „buy a donkey” (kup osła). Chyba niewielu jest anglojęzycznych cudzoziemców, którzy w pierwszej chwili nie zaczęli się zastanawiać, po co do diaska im osioł…
Moniowiec: Czy widzisz różnice w podejściu do wychowania matki-Polki i matki-Południowoafrykanki?
Blondynka w Krainie Tęczy: W przeciwieństwie do Polski tutejsze mamy nie mają zupełnie nic przeciwko opiekowaniu się dziećmi przez różnego rodzaju nianie i pomoce domowe. Nawet jeśli mama nie pracuje, to i tak najczęściej dziecka dogląda niania. Ponieważ nianie pochodzą z nizin społecznych, nie posiadają ani szkoleń ani kwalifikacji (często nawet znajomość języka wspólnego z rodzicami i dzieckiem jest dość podstawowa), to zazwyczaj maluchy posyła się dość szybko do przedszkola (aby były się w stanie porozumiewać w języku innym niż język ojczysty czy nawet plemienny niani).
Przedszkola są generalnie prywatne i zazwyczaj dobre (no i nietanie…) – w przypadku jednego dziecka koszt przedszkola kształtuje się podobnie co koszt niani, przy dwójce lub trójce oczywiście przedszkole wychodzi dużo drożej, ale i tak przedszkole jest zazwyczaj preferowanym rozwiązaniem. Wiele prywatnych szkół posiada swoje własne przedszkola – minimalizuje to stres dzieciaczków przy przejściu do pierwszej klasy, bo zazwyczaj pozostają w podobnych grupach.
Dzieci w RPA są na ogół grzeczne, rzadko widuję sceny z histeryzującym kilkulatkiem.
Moniowiec: RPA to bardzo zróżnicowany kulturowo kraj, była kolonia brytyjska z masą Holenderskich osadników. Czy w takim kulturalnym tyglu nie wrze?
Blondynka w Krainie Tęczy: RPA to kraj bardzo różnorodny, każda grupa etniczna (biali, czarni, kolorowi, Arabowie, Hindusi, Azjaci z Dalekiego Wschodu) ma swoje własne zwyczaje, tradycję, religię. W zasadzie nie wchodzą sobie w drogę – w pracy wszyscy się tolerują, nawet dyskusje religijne czy polityczne prowadzone są tu z dużą rezerwą, bez typowego „polskiego” nawracania na „swoje”.
Każda grupa etniczna ma konstytucyjne prawo praktykowania swoich własnych zwyczajów – włączając w to… poligamię! Obecny prezydent, Jacob Zuma ma obecnie cztery żony, a zuluski król Godwill Zwelithini ma ich sześć. Ale i tak nie dorównują liczebnie królowi Suazi, Mswathi, który ma ich piętnaście.
W RPA obchodzi się wszystkie główne święta religijne – Boże Narodzenie, Wielkanoc, Divali, Chiński Nowy Rok, Eid, Hanukkah i wiele innych typowych dla głównych zamieszkujących RPA kultur. Najważniejszym (na równi z Bożym Narodzeniem i Nowym Rokiem) świętem jest jednak święto Spuścizny Narodowej (Heritage Day) nazywane także Dniem Grilla.
Zawsze podkreślam, że RPA to prawdziwy kraj kontrastów, znajdziecie tu ekstremalne plusy (pogoda, piękno natury, styl życia, całkiem niezłe zarobki które pozwalają na dość wygodne życie) jak i ekstremalne minusy (wysoka przestępczość, niekompetencja urzędów, korupcja).
To wspaniały kraj na kilkuletni kontrakt, o ile uda się wynegocjować odpowiednią pensję, ale nad zostaniem tu na dłużej niż kilka lat polecałabym się poważnie zastanowić, zwłaszcza jeśli ma się dzieci (dobre szkoły są bardzo drogie).
Ten kraj może być rajem albo piekłem, a to czym będzie w dużej mierze będzie zależeć od oczekiwań i nastawienia. Na pewno nie jest tak źle jak nieraz można przeczytać w mediach, ale na pewno nie jest to kraj idealny. Zresztą – czy kraj idealny w ogóle istnieje?
Jeśli lubisz podróże z palcem po mapie, co środę zapraszam na wyprawę z jedną z Polek mieszkających za granicą. Wpisy już publikowane znajdziecie tu.