Czasami nie trzeba mieszkać poza Polską by czuć się mieszkańcem jakiegoś kraju. Wystarczy prawdziwa miłość i cykliczne kilkutygodniowe wypady w to samo miejsce. Takim drugim domem jest dla PaniDorci Islandia. Przekonajcie się, że ludzie północy nie zawsze są posępni i zimni jak lód.
Konfabula: Na stałe mieszkasz w Polsce, jednak bardzo często wyjeżdżasz właśnie na Islandię. Dlaczego?
PaniDorcia: Islandię traktuję jak mój drugi dom. Zaczęłam tu wyjeżdżać na drugim roku studiów (w 2010 roku), aby sobie dorobić latem, gdy miałam wakacje. W ten sposób mi zleciały cztery lata. Zaś po ukończeniu studiów stanęłam przed poważnym życiowym wyborem – albo zostać w kraju i iść ścieżką zawodową, albo wyjechać na dłużej do tego samego miejsca co zawsze – hotelu w Islandii. Wielu z moich znajomych miało z tym problem, nie byli w stanie zrozumieć, dlaczego „marnuję wykształcenie”. A ja po prostu postąpiłam według siebie – wsłuchałam się we własne potrzeby. Bez sensu jest spełniać oczekiwania i wymagania innych osób… A Islandia to mój drugi dom. Ona uzależnia.
Konfabula: Pamiętasz Twoje pierwsze zetknięcie z Islandią?
PaniDorcia: Pierwsze co mi na myśl przychodzi to widok z samolotu – pustkowie, skały i mech, odludzie… Byłam zdziwiona brakiem „cywilizacji”. Miasta są malutkie, a ludzie żyją w zgodzie z naturą, nie wydzierają sobie przestrzeni na siłę. Kolejna rzecz – zapach siarki tuż za Reykjavikiem – jechaliśmy akurat autem i było mi bardzo głupio się odezwać, myślałam, że ktoś puścił bąka. A to tylko wyziewy z pół geotermalnych. Co ciekawe, wielu ludzi ma taką śmierdzącą wodę w kranach (ale tylko ciepła śmierdzi)! I największy dla mnie szok – jedzenie. Od razu dostałam kolację, danie główne było w porządku, jednak na deser przyniesiono mi ciasto marchewkowe! Deser z warzywa?! W życiu nie słyszałam o czymś takim. Ale polecam, pyszne.
Mimo tego jest to niesamowite miejsce z cudownymi krajobrazami, wolnością, ciszą, powietrzem pachnącym świeżości. Do tego bliskość gór i oceanu, zróżnicowanie terenu. I ludzie – na luzie, wyrozumiali, ufni, pomocni, zupełnie inna mentalność i inna kultura…
Konfabula: Jak żyje się na tej pustej, dzikiej wyspie?
PaniDorcia: Życie nie jest tanie, jak to w krajach północy. Za bochenek chleba trzeba dać od 8 do 10 złotych, litr mleka 5 zł, litr benzyny 95 – 6 zł. Jeśli chodzi o ceny mieszkań, każdy się skarży, że są one kosmiczne… Za mieszkanie dwupokojowe w stolicy trzeba zapłacić od 4 do 6 tysięcy złotych. Młodzi zawsze szukają opcji wynajęcia sobie pokoju, co w najlepszym przypadku może kosztować „jedynie” 1200 złotych.
Konfabula: Jesteś miłośniczką islandzkiej kuchni?
PaniDorcia: Islandzka kuchnia to przede wszystkim baranina! Wszędzie, w każdej postaci! Na śniadanie, na lunch, na kolację, na przerwę, pieczona, gotowana, wędzona, marynowana czy w plasterkach… Baranina, której nie cierpię. Na szczęście na stołach dużo też ryb, cudownych, świeżutkich, w różnej postaci.
Oczywiście można gotować po polsku, bo wszystko da się kupić – chleb jest w porządku, wędliny również. Bez trudu ukisisz kapustę i ogórki. Do tej pory jednak czasami brakuje nam twarogu, czy kurek do zupy.
Konfabula: Co cechuje prawdziwą islandzka rodzinę?
PaniDorcia: Luzackie podejście do życia, powolność, duże poczucie więzi z innymi Islandczykami, bliskość z rodziną, duża swoboda działania, bliskość z naturą i bezstresowe wychowanie dzieci. Dzieciom pozwala się na swobodę, nie ma pełnego nadzoru rodzica nad każdym krokiem. Wychowanie odbywa się w duchu tradycji, z religią w tle, jednak beż zmuszania. Podkreśla się wartości rodzinne oraz szacunek dla starszego pokolenia. Słynne jest również islandzkie hartowanie dzieci – spacery na mrozie, drzemki w chłodnym pomieszczeniu. W szkołach zajęcia są nastawione na rozwój talentu, np muzycznego czy sportowego – w tej sposób młody człowiek szybciej wie, co chce robić w życiu, a przy tym ma wiele różnorodnych umiejętności. Podziwiam Islandię za taką mądrość!
Konfabula: Co w Islandczykach Cię drażni?
PaniDorcia: Podjeżdżanie autem nawet na 100 metrów, jedzenie masła w ogromnych ilościach, zamiłowanie do baraniny, picie ogromnych ilości kawy, bałaganiarstwo, picie na umór, nie oszczędzanie prądu elektrycznego.
Konfabula: Polaków na Islandii jest teraz całkiem sporo. Jak są postrzegani?
PaniDorcia: Można powiedzieć, że każda rodzina zetknęła się z Polakami w innej sytuacji i obraz może mieć odmienny. W hotelu, w którym pracuję, większość pracowników pochodzi z Polski – bo jesteśmy bardzo pracowici, szybsi od Islandczyków, dobrzy, staramy się, nie zawodzimy, nie narzekamy. Ogólnie większość Polaków żyje oszczędnie, aby jak najwięcej przywieźć do kraju czy wysłać rodzinie. Nie znam niestety przypadków stałych osiedleńców, chociaż sporo ludzi się na to decyduje.
Islandczycy maja zupełnie inną kulturę picia – dużo, szybko i bez zagryzania. Polacy wolą długie biesiady przy ogórku i kanapkach. Ostatnio słyszałam świetną anegdotkę od Islandczyka – był on na grillu u polskich znajomych. I jak to Polacy – wódka na stół, a na zakąskę mięso z grilla. Ale dyskusja była żywa i nie było komu doglądać mięsa, więc to, co się spaliło leciało za płot. I była smażona kolejna partia. W taki sposób minęło kilka godzin.
Konfabula: To chyba dobrze być wyluzowanym i nie przejmować się konwenansami?
PaniDorcia: Przytoczę przykład z życia. Jakiś czas temu uczestniczyłam w imprezie mieszanej. Zaczęła się rozmowa o tatuażach, bo zauważyłam na dłoni jednego Islandczyka ciekawą dziarę. To znaczy ciekawa była lokalizacja – na wewnętrznej stronie dłoni! Pod kciukiem… Musiało boleć 😉 Przyznał się, że było to robione pod wpływem alkoholu, bez chwili zastanowienia. I w tej samej chwili kolejny Islandczyk się pochwalił tatuażem, zrobionym także po pijaku. Jego imię na pośladku! Bez żadnego skrępowania zdjął spodnie i wypiął tyłek do kilku zupełnie obcych ludzi.
Konfabula: Warto przyjechać na Islandię?
PaniDorcia: Jeśli kochasz przyrodę, lubisz spokój, pragniesz się wyciszyć – jest to kraj dla Ciebie, zarówno do odwiedzenia, jak i do znalezienia pracy. Luźne podejście Islandczyków sprzyja dobrej atmosferze, nie ma stresu, nie ma zbędnej wariacji. Można zarobić świetne pieniądze, szczególnie teraz, kiedy euro stoi tak wysoko! Stawki zaczynają się od 40 złotych netto za godzinę, wliczane są przerwy, a jeśli pracujesz za odludziu (jak ja), to nie masz gdzie wydawać zarobku, więc wychodzi czysty zysk. Do tego szlifowanie języka angielskiego, zetknięcie z różnymi kulturami, poznanie innej mentalności. Mogę tak wymieniać bez końca. Jestem zauroczona Islandią, o czym wyraźnie widać na moim blogu, gdzie staram się przedstawić ją jak najdokładniej, z różnych perspektyw.
Inne wywiady z mamami mieszkającymi na Islandii:
Życie na Islandii
Emigracja na Islandię
Fot. PaniDorcia
Jeśli lubisz podróże z palcem po mapie, co środę zapraszam na wyprawę z jedną z Polek mieszkających za granicą. Wpisy już publikowane znajdziecie tu.