Dla małych dzieci często rodzic jest całym światem. Na początku jest jedyną osobą, która pokazuje mu wszystko, nosi w każde miejsce. Zyskując możliwość chodzenia nagle cały świat stoi dla dziecka otworem. Jednak bezpieczniej go eksplorować, jeśli gdzieś w pobliżu znajduje się bezpieczna ostoją, którą jest dom. Z dnia na dzień dystans między tym co bezpieczne a tym co nowe powiększa się. Na tyle, by pewnego dnia móc nawet wyruszyć w podróż dookoła świata.
Przedszkolaki na tak dalekie samodzielne wojaże są jeszcze za małe. Mimo tego z odrobiną wyobraźni mogą dotrzeć bardzo daleko. Razem z grupą „Smerfów” z Przedszkola w Rosnowie wybraliśmy się w całkiem daleką podróż.
Na początku dzieci przywitały mnie piosenka powitaną i każdy otrzymał całuska od misia-pacynki. Potem wszystkie maluchy zaznajomiły się z mapą świata. Opowiedziałam im gdzie leży Polska oraz jak wielki jest świat. Żeby skojarzyć kontynenty z czymś, co znają, dzieci podawały nazwy zwierząt, a ja pokazywałam im gdzie one żyją na wolności. Na szczęście większość z nich znałam.
Pierwszym poważnym przystankiem w naszej podróży była gra planszowa. Grupa została podzielona na dwie drużyny: zieloną Zuzi i różową Kingi. Potem dzieci kolejno rzucały kostką i przesuwały pionek (każda drużyna miała jeden) po wcześniej przygotowanej planszy z naklejonymi konturami kontynentów. Poza rywalizacją i pogodzeniem się z porażką (grupa Kini była naprawdę dzielna!) dzieci nauczyły się także liczenia do 6 oraz czekania na swoją kolej.
Żeby ostudzić emocje najlepsze są zabawy manualne. Na pytanie „Czy lubicie rysować?” większość dzieci gromko krzyknęły „Tak!”, więc bez problemu zabrały się do dzieła. Zadaniem, jakie na nie czekało, było pokolorowanie dzieci ubranych w stroje charakterystyczne dla różnych krajów. Oczywiście wszystkie dziewczynki wybrały księżniczki (hinduską, rosyjską, indiańską, japońską, egipską), a chłopcy zainteresowani byli bohaterami (tropicielem kangurów, Indianinem, podróżnikiem, karateką). Na szczęście miałam wydrukowane więcej egzemplarzy niż było dzieci, bo okazało się, że niektóre przedszkolaki bardzo szybko kolorują, a inne skupiają się na detalach i dłużej im to schodzi. Niemniej rysunki były bardzo piękne.
Po skończonym rysowaniu usiedliśmy w kółku i zamieniłam się w bajarkę. Niestety kolana miałam tylko dwa, a dzieci koniecznie chciały wszystkie na nich siedzieć. Problem udało się zażegnać wspólnym leżeniem na Misiu Rysiu – gigantycznym tygrysie przyniesionym przez Nati z domu. Udało nam się wysłuchać aż dwóch bajek: skandynawskiej „Dlaczego woda morska jest słona” oraz murzyńskiej „O króliku, słoniu i wielorybicy” z książki „Bajarka opowiada„. Na więcej nie starczyło cierpliwości.
O ile podczas rysowania strojów dzieci panowała totalna dowolność, o tyle w kolejnym zadaniu już nie można było używać losowych kolorów. Każdemu z przedszkolaków rozdałam flagę państwa wraz ze wzorem jak ją pokolorować. Większość dzieci bez problemu poradziła sobie z tym zadaniem, choć pojawiły się głosy, ze flaga Kanady powinna być różowa, a nie czerwona.
Wieczorem spytałam jednego Smerfa, czy podróż się spodobała. „Mhy” powiedział sennie. Cóż, podróże nie tylko kształcą, ale także męczą.
Bardzo dziękuję pani Ewie Wochna za możliwość przeprowadzenia warsztatu oraz Przedszkolu w Rosnowie za fantastyczną współpracę z rodzicami.