Mój tata panda – ciepła książka dla każdego rodzica
Wyobraź sobie tę twarz, którą robisz, gdy widzisz najsłodszego szczeniaka – taka była moja twarz przez większość tej książki! Może to przewidywalna historia, ale „Mój tata panda” to lektura płynąca z głębi serca, która zostanie w nim na długo. Chciałabym, byście i Wy się z nią zapoznali!
Krótko i bezspoilerowo o fabule
Danny stracił żonę w wypadku samochodowym, a od tego dnia jego syn Will nie odezwał się ani słowem. Samotne rodzicielstwo jest trudne, ale staje się wręcz niemożliwe, kiedy Danny traci pracę, a właściciel mieszkania nie należy do cierpliwych. Pozostaje jedynie udawać, ze nadal chodzi się do pracy, a zamiast tego tańczyć w parku jako panda i zbierać datki za swoje występy. Głupi pomysł? Okazuje się, że świetny, a do tego spowoduje on wiele nieoczekiwanych akcji.
Dlaczego ta książka jest całkiem dobra?
„Mój tata panda” to powieść, którą można włożyć pomiędzy inne książki o trudnym rodzicielstwie, które kończą się happy endem. Jak choćby „Cudowny chłopiec” czy „Bez mojej zgody”. Lubię takie czytać, choć nie omijam też trudniejszych tematów bez szczęśliwego zakończenia (zobacz „Kryształowe dzieci. Historie uzależnienia od dopalaczy oparte na faktach”). Widzimy tu krytyczny moment, który powoli rozsupłuje wszystkie swoje zawiłości. Widzimy miłość, która wręcz wylewa się zewsząd, ale jest bardzo nieporadna. I ta nieporadność rodzica, tam normalna, życiowa, jest piękna. Wszak każdy z nas dopiero na własnych dzieciach uczy się rodzicielstwa.
Co czasem mi przeszkadzało?
Zdecydowanie przewidywalność książki jest jej słabą stroną. Naprawdę łatwo było od początku wiedzieć jak skończy się ta historia. Są skandaliczne sytuacje i przesadnie zarysowani bohaterowie. Jest humor, który jakoś dla mnie jest zbyt mało absurdalny, żeby śmieszył. Narracja jest niepotrzebnie szczegółowa. Kiedy jednak Gould-Bourn wpadł w pewnym momencie we właściwe tempo akcji, nie mogłam się powstrzymać, by za jednym zamachem nie przeczytać całości, znaleźć wraz z bohaterami rozwiązania, poczuć, że istnieje idealna równowaga między śmiechem a wzruszeniem.
Podsumowanie
Mogę wybaczyć niedoskonałości i niezwykle wymyślne scenariusze, ponieważ jest w nich mnóstwo serca i wesołości, nigdy nie manipulujących emocjonalnie w sposób, w jaki mogą być książki o żałobie. Bycie świadkiem, jak Danny zostaje wyrwany ze swojej strefy komfortu, gdy wciąga Willa w bezpieczną przestrzeń, w której może się rozwijać, sprawił, że ta kompilacja gagów i szczerych chwil była tego warta. „Mój tata panda” pokazuje, że podróż przez smutek jest mglistą ścieżką, wybrukowaną miłością i wsparciem innych. Sposób, w jaki wychodzimy z tragedii, przybiera różne, ale równie ważne formy, które trzeba zaakceptować.