Czy blogowanie jest opłacalne bardziej niż kopanie rowów?
Patrząc na stan mojego konta, ilość spędzonego przy komputerze czasu oraz satysfakcji jaką mam z mojego blogowania powinnam raz na jakiś czas zamknąć ten kramik i zarządzić ewakuację. Szczególnie na czas letni, kiedy w ogródku nawet sezon ogórkowy mi nie wyszedł, za to jak najbardziej perzowo-chwastowy. Wyrywając kolejne niechciane rośliny jak zwykle znalazł się jakiś wioskowy przypłotowy komentator, który wątpił w moje możliwości opanowania ogrodu bez użycia Rounup’u. Wtedy mnie olśniło: blogowanie jest jak praca fizyczna. Tylko czy blogowanie jest opłacalne bardziej?
Blogowanie to hodowla kwiatów
Nawet mając jednego kaktusa trzeba o niego dbać i od czasu do czasu podlać. Im większa ilość roślin tym więcej zachodu, by coś z ich uprawy wyszło. Tak jak w blogowaniu trzeba być systematycznym. Ogrodnik podlewa codziennie, wyrywa chwasty, spulchnia ziemię, bloger publikuje wpisy regularnie, blokuje hejterów i usuwa spam z komentarzy. Jeśli roślina/blog zaczyna kwitnąć, podtrzymuje kwiatostan, by nie złamała się łodyga/nie przepełnił serwer.
Blogowanie to kopanie rowów
Kopanie rowów teraz najczęściej załatwiają koparki. Jednak najbardziej newralgiczne miejsca i tak trzeba przekopać samemu ręcznie. Takie jest też blogowanie. Można zlecić niektóre usługi, ba, nawet pisanie całego tekstu, firmom zewnętrznym, jednak o sukcesie bloga decyduje nie tylko treść, poprawność językowa czy piękne zdjęcia, ale także interakcja z czytelnikami czy też spójny wizerunek.
Blogowanie to prace budowlane
Blogerów jak domorosłych złotych rączek mamy na pęczki. Jednak wybór pomiędzy tymi, z którymi chcemy współpracować lub czytać jest sprawą trudną. Jak więc najlepiej znaleźć tego idealnego blogera/budowlańca? Blogera najlepiej poszukać wśród innych blogerów, na grupach facebookowych, rankingach blogerskich czy też zaufać wyszukiwarce i ufać, że pozycjonowanie stron www w tym przypadku okaże się trafne. Na szczęście w przypadku blogera możemy sprawdzić jak pisze, o czym pisze i jak wygląda szata graficzna jego strony. Zrobienie pierwszego dobrego wrażenia na czytelniku to najcięższa praca blogera. Jeden nietrafiony wpis może być jak źle położony parkiet, który będzie trzeszczał przy każdym kroku. A w takim miejscu nikt za długo nie wytrzyma.
Blogowanie to zbieranie grzybów
Blogowanie i zbieranie grzybów mają wiele ze sobą wspólnego. Człowiek się nachodzi, naschyla, naprosi o jakiś dar losu, a wokoło najczęściej i tak rosną same muchomory, bo zapaleni grzybiarze już o 6 rano wyzbierali co do nóżki wszystko co najlepsze. Nawet jeśli uda się napełnić koszyk, okazuje się, że połowa ma robaki, a w skupie cena grzybów nieprzyzwoicie niska. Na szczęście zostaje satysfakcja, że udało się nam znaleźć taaaakiego prawdziwka. W końcu w domu zawsze się przyda.
Blogowanie to fajrant
Jednak najbardziej blogowanie jest podobne do zakończenia prac przez robotnika fizycznego. Piwko z innymi blogerami? Czemu nie, w końcu blogerskich spotkań trochę jest. Rozmowy, choćby na messengerze? Tak, oczywiście! Przerwa w dowolnym momencie dnia? Tak, to też. Nadgodziny nawet w sezonie urlopowym? Jasne, ale na Twoich warunkach.
Fot. Irish Typepad
Z blogerami jak fachowcami – najwięcej jest tych słabo opłacanych lub rąbiących fuchy dla samych siebie. Jest tylko jedna różnica: od łopaty mam odciski na dłoniach, od blogowania na… yyy… tyłku.