Polki codzienne życie w Irlandii Północnej
Irlandia kojarzy nam się z Dniem Św. Patryka. Ale to ta irlandzka Irlandia. Bo jest jeszcze Irlandia Północna – jedna części składowych Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. To ta, gdzie IRA podkłada(ła?) bomby, ta, o którą walczył Gerrym Conlonie w „W imię ojca”. Ta mniej zielona. Właśnie tam, w Belfaście, samym centrum, mieszka Wiktoria, mama małej Kristy.
Moniowiec: Pamiętam jak razem chodziłyśmy do kina na seanse dla matek z dziećmi, a Kristy smacznie spała na filmach Woodiego Allena. Ile już czasu minęło?
Wiktoria: Wyjechaliśmy 3,5 roku temu. Tu ciężko było sobie poradzić finansowo, szczególnie po urodzeniu dziecka.
Moniowiec: To nie twoja pierwszy kraj, w którym jesteś na dłużej. Polska też była dla ciebie przystankiem na parę lat, bo tu kończyłaś szkołę. Co zdziwiło cię w nowym miejscu?
Wiktoria: Pozytywnie zdziwiło mnie to, że ludzie są tu przyjaźni. Negatywnie – pogoda. W Irlandii Północnej ciągle leje. Przez to na ścianach domów często można spotkać grzyba. Potęguje to stosowane tu budownictwo, które pozostawia sporo do życzenia.
Moniowiec: Jak żyje się na Zielonej Wyspie?
Wiktoria: Przyjmując, że średnia pensja to 1010 funtów – całkiem znośnie. Ludzi stać na wszystkie podstawowe rzeczy. Masz tu luz psychiczny, bo wiesz, ze będziesz miał na jedzenie dla dziecka i na buty. Przykładowe ceny: chleb 1- 1,5 funta, mleko (2 litry) 0,90 pensów – 1,20 funta, benzyna 1,20 funta. Nawet wynajem mieszkania, tzw. two bedroom flat, czyli dwie sypialnie plus salon to wydatek zaledwie 350- 450 funtów miesięcznie. W mieście, w którym mieszkałam w Polsce, wynajem zabierał całą pensję.
Moniowiec: Lubisz angielską (irlandzką?) kuchnię? Znajoma przywiozła moim dzieciom chipsy salt&vinegar i stwierdziły one, że są niejadalne lub zepsute.
Wiktoria: Jedzenie jest w większości fast foodowe. I to typowe brytyjskie śniadanie: kiełbasa, jajko sadzone, bekon, fasolka i chleb na proszku do pieczenia (soda bread). Ale zawsze można samemu ugotować typowo polskie specjały, bo nie brakuje polskich produktów i polskich sklepów. Poza tym mieszkańcy Irlandii Północnej lubią jeść lunch lub obiad całymi rodzinami w pubach czy restauracjach.
Moniowiec: Czy rzeczywiście w barową pogodę, jaka panuje w Irlandii, mieszkańcy siedzą w barach?
Wiktoria: Rzeczywiście! Pub to miejsce chętnie odwiedzane przez wszystkich, nawet całe rodziny, w dni wolne od pracy. Ale jak tylko jest ładna pogoda wszystkie parki zaludniają się od piknikujących tubylców. Są oni dość rodzinni, w dni wolne lubią spotykać się w gronie rodziny lub choćby przyjaciół.
Moniowiec: Wychowujesz małą Kristy po polsku czy irlandzku/brytyjsku?
Wiktoria: Pół na pół. Wychowanie zależy od rodziny. Nie do końca rozumem tradycję hartowania dzieci. Zimą dzieci i niemowlęta nie mają czapek na głowach, a kurtki są mocno nie dopięte. Wiosna lub jesienią, kiedy nie jest zbyt gorąco, ale świeci słońce, krótki rękaw to podstawa. W sumie takie hartowanie nie powoduje, że mali Irlandczycy mają mniejszy katar czy odporność na choroby. Chyba że to wychodzi dopiero później.
Dzieciom tu na wiele się pozwala, a rodzice nie potrafią zapanować nad swoimi pociechami. Szczególnie widać to w sklepach, gdzie pomiędzy regałami ganiają rozwrzeszczane maluchy. No i częsta jest słaba relacja rodziców z dorastającymi dziećmi.
Moniowiec: Jak widziani są Polacy na Wyspach?
Wiktoria: Polacy są tu postrzegani jako pracowici, ale również jako zagrożenie na rynku pracy. Pijemy na równi z Irlandczykami czy Brytyjczykami, więc nie dziwi to tu nikogo.
Moniowiec: Wcześniej kilka miesięcy pracowałaś w Anglii. Widzisz jakieś różnice pomiędzy prowincjami?
Wiktoria: Przed wszystkim językowe. Ludzie mają mocno wyczuwalny irlandzki akcent. Szczególnie ciężko jest zrozumieć farmerów lub ludzi prostych, niewykształconych. Czasami mieszkańcy różnych miasteczek mają inny akcent i nie rozumieją siebie nawzajem.
Moniowiec: Brakuje ci polskości?
Wiktoria: Nie. Są polskie sklepy w których można wszystko znaleźć, nawet niektóre leki (podstawowe) i niektóre kosmetyki (głównie Ziaja). Poza tym ciekawie jest poznawać nowych ludzi, uczyć się języka i kultury, odwiedzać piękne miejsca, których tutaj nie brakuje i nie martwić się o jutro.
Jeśli lubisz podróże z palcem po mapie, co środę zapraszam na wyprawę z jedną z Polek mieszkających za granicą. Wpisy już publikowane znajdziecie tu.