„Z magią jej do twarzy” – ostatni tom trylogii Katarzyny Wierzbickiej
Pierwsza część „Między światami” mnie zaskoczyła ciekawą fabułą. Druga jej dalszym rozwojem, bo wiele cykli miewa problem właśnie przy drugiej książce. Po trzecim, finałowym tomie nie bardzo wiedziałam czego się spodziewać. Większość wątków wydawała się zamknięta. A jednak udało się Kasi wymyślić coś nowego i świeżego!
Nieco Hogwartu
Bez zbytniego spoilerowania powiem, że sporo widzę tu specyfiki znanej z książek J.K. Rowling. Mamy organizację, która nie pozwala zwykłym śmiertelnikom poznania prawdy o magicznym świecie Iskier, ludzi ze zdolnościami ponadnaturalnymi. Jeśli ktoś o nich wie, czyści się mu pamięć, omota, wmówi fakty. Jeśli się kogoś pozostawia z wiedzą, to musi to czemuś służyć. I taką osobą jest Agata.
A na imię jej było Agata!
Agata nie jest może najbardziej rozgarniętym człowiekiem. Ma dość kulawy system wartości. Lubi pomagać, ale nie potrafi robić tego skutecznie. Rodzina jest dla niej na pierwszym miejscu, ale ma nieco słabości do pięknych demonów. Teraz jest w szczęśliwym związku, ale nie może wyznać prawdy o sobie i magii swojemu narzeczonemu. Zdecydowanie wypalona życiem. I przez te wszystkie „ale” nie zawsze Agatę można kochać. Za to zawsze można nieco spróbować ją zrozumieć; wszak jest tylko człowiekiem.
Odrobina sci-fi
Najlepszy wg mnie wątek dotyczył sztucznej inteligencji czy też bioniki. Ach, jak ja lubię takie klimaty! Wytwory inżynierii były tu świetnie wplecione w magiczny świat i naprawdę byłam w szoku, kiedy dowiedziałam się co jest tu grane. A tym bardziej, że władze Iskier doskonale zdają sobie sprawę z sytuacji i jedynie ją moderują, by toczyła się po ich myśli.
Czy można zacząć od końca?
Wprawdzie więcej zrozumiemy niuansów czytając wcześniejsze tomy, ale autorka zgrabnie wyjaśnia fabułę w miarę jej rozwoju. Nie wpadamy od razu w środek przerwanej akcji i naprawdę podobało mi się jak łatwo i bez przegadania można przypomnieć co się działo wcześniej. Niejeden autor serii mógłby się tego od Katarzyny uczyć.
Zobacz recenzję poprzednich omów: „Tajne przez magiczne” i „To nie jest kraj dla słabych magów„
Jak się czytało?
To świetna i luźna, choć nieco mroczniejsza książka w klimacie realizmu magicznego. Pisana jest w pierwszoosobowej narracji, a podział na rozdziały przypomina nieco pamiętnik. Akcja ani na chwilę nie zwalnia i jedynie raz udało mi się przewidzieć dalsze losy bohaterów. Najczęściej byłam zaskoczona tym, w jakim kierunku zmierza. I to bardzo dobrze, bo tendencyjne fabuły mnie nużą. Szczerze mówiąc chciałabym, by nie była to ostatnia książka z tego cyklu, bo znalazłoby się kilka wątków do dokończenia.