My, emigrantki,  Polki w Azji

Życie w Tajlandii

Z systematycznego wbijania gwoździa w deseczkę – robię tunel na szpinak, żeby go kozy nie zjadły – wyrwał mnie krzyk i ciche wołanie „Mamo!”. Takie cichutkie. Obeszłam dom w poszukiwaniu źródła głosu. Znalazłam skamieniałą ze strachu Natkę, która wykrzywiała nóżki. Stała tak, jak czasem w animacjach dla dzieci postacie chcące siku. Kiedy mnie zobaczyła rzuciła się do przodu nie odrywając nóg od ziemi, z dzikim szlochem i skowytem niczym zażynane zwierzę. Przeraziłam się, nie ma co! „Mamo, pajont!” – usłyszałam tylko przez łzy. Pogłaskałam po główce, uspokoiłam i pomyślałam, że dobrze że nie mieszkamy tam gdzie Mariola, mama trójki dzieci i blogerka w akcjaemigracja.wordpress.com, w Bangkoku, miejscu, gdzie pająki są wielkości wróbla. Wtedy sama wołałabym „Mama, pajont!!!”
bangkok4
Konfabula: Jak dawno temu wyprowadziłaś się z Polski?
Mariola: Nie mieszkam w Polsce już od 7 lat. Decyzję o wyjeździe podjęliśmy po doktoracie męża. Trochę to smutne, ale lepsze warunki pracy niż w Polsce zaproponowała mu firma z Wielkiej Brytanii . I tak mimowolnie staliśmy się Londyńczykami, choć Londyn akurat miał być ostatnim miejscem, w którym chciałam się znaleźć. Nie lubię chodzić za stadem, a wiadomo, ilu Polaków obrało ten kierunek. Po dwóch latach zmiana pracy i przeprowadzka do Włoch, w okolice Lago Maggiore, gdzie mieszkaliśmy 3,5 roku. A teraz od półtora roku mieszkamy w Bangkoku. Jeszcze – bo niedługo czeka nas kolejna zmiana miejsca.
bangkok9
Konfabula: Wow, nie usiedzisz w miejscu! Czym zaskoczyły Cię kraje, w których mieszkałaś i mieszkasz?
Marila: Każde miejsce, w którym mieszkaliśmy, miało swoje cienie i blaski i każde na swój sposób potrafiło zdziwić – dwojako. W Anglii pozytywnie zaskoczyła mnie ich organizacja życia – sporo urzędowych rzeczy da się załatwić przez telefon, bez wychodzenia nawet z domu, co znacznie ułatwia życie, kiedy ma się małe dzieci. Negatywnie – dwulicowość Anglików. Mieliśmy tam sporo przygód z mieszkaniem i przy okazji dość dobrze było mi poznać ciemną stronę angielskich charakterów. Włochy skradły moje serce w pełni. Zaskoczyły serdecznością ludzi. Może lekka opieszałość Włochów po angielskim reżimie mnie denerwowała, ale z czasem zupełnie przestało mi to przeszkadzać A Bangkok? On zaskakuje cały czas! Jest głośny, gorący, ze swoistym zapachem ulicy. Pozytywnie zaskakują ludzie – są bardzo pomocni, przyjaźni, a ponieważ często poruszam się po mieście z moją trójką, jestem od innych zależna. Minusy? Nie będę mówić o ulicy, na której panuje prawo dżungli czy o biegających szczurach czy karaluchach – tak jest, da się żyć, choć może szokować. Nie znoszę tajskich urzędów. Jak mam cokolwiek załatwić, wiem, że spędzę tam cały dzień i to nie zawsze z gwarancją sukcesu. Tajowie nie umieją wychodzić poza ramy schematycznego myślenia.

bangkok7

Konfabula: Jak postrzegani są tam Polacy?
Mariola: O Polakach przeciętny Taj wie niewiele. Zazwyczaj, kiedy dowiadują się, skąd jestem, reagują śmiechem – po tajsku, bo nie mają pojęcia, gdzie jest Polska. Sporadycznie zdarza się, że ktoś powie Warszawa. Raz zdarzyło się, że na hasło Polska usłyszałam – Lewandowski! Dla Tajów jestem po prostu Farangiem, obcym – czasami mówią allien. Nie jestem jedną z nich. Odnoszą się do nas z szacunkiem, ale wymagają też, żeby szanować ich kraj i kulturę. My tu nie jesteśmy u siebie. Przynosimy do ich kraju pieniądze. I to wszystko.

bangkok3

Konfabula: Jacy są sami Tajowie?
Mariola: Sanuk, sabai, sabai, i mai pen rai – te trzy wyrażenia to kwintesencja podejścia Tajów do wielu spraw. Sanuk – zabawa – wszystko musi być podane w lekkiej i przyjemnej formie, również w szkole, bo Tajowie uwielbiają się bawić. Sabai, sabai – powoli, ang. take it easy. Człowiekowi czasami się spieszy, że nogami przebiera z niecierpliwości, a tu Taj ma czas na wszystko. Przy tym ważne jest, żeby nie tracić zimnej krwi, bo dla Taja nie ma nic gorszego nie utrata twarzy – odnosi się to również do expata. No i ostatnie mai pen rai – nic się nie stało, nie przejmuj się.

bangkok11
Sposób życia zależy od tego, na kogo patrzymy. Jeśli chodzi o bogatych Tajów, to ich życie jest podobne do europejskiego. Wszystko kręci się wokół ich biznesu. A ich żony pełnią role maskotek. Życie upływa im na zakupach w luksusowych sklepach i chodzeniu po drogich restauracjach – ważne jest, żeby pochwalić się swoim bogatym kolegom na facebooku, więc im więcej zdjęć, tym lepiej. Z kolei życie biedniejszych Tajów płynie jakby spokojniej. Tu każdy coś robi, ma swoje obowiązki, każdy ma swoje małe poletko do obrobienia – nawet jeśli nie dosłownie. Co ciekawe, często pracują tam, gdzie mieszkają – biznes na dole, u góry sypialnie. Trzeba też powiedzieć, że przepaść między tymi dwoma światami jest ogromna.

bangkok6
Konfabula: Jak swoje dzieci wychowują Tajki?
Mariola: Kultura wychowywania dziecka znacznie różni się od tego, którą znamy w Europie. Ciężko ująć to w kilku zdaniach, bo dzieje się to na różnych płaszczyznach – nazwałabym to w wielkim skrócie W szacunku do…. Przede wszystkim liczy się rodzina. Tajowie żyją razem, często w wielopokoleniowym domu. Zdanie rodziców bardzo się szanuje – nawet w dorosłym życiu. Mają oni wpływ na nasze decyzje – na wybór szkoły (jeśli kogoś stać), na wybór partnera życiowego, pracy, itd. Po drugie żyje się w poszanowaniu tradycji i religii (jeśli buddyzm przyjmiemy jako religię a nie system filozoficzno-religijny). Największym szacunkiem w kraju cieszy się król i cała rodzina królewska. Zresztą, nie może być nawet inaczej, bo za obrażanie króla można trafić do więzienia na wiele lat. Również w pracy należy się szacunek – szef ma zawsze rację i się z nim nie dyskutuje.

bangkok8

Konfabula: Jesteś tu już dość długo, urodziłaś najmłodszego syna, czy zdarzyło Ci się coś naprawdę wesołego, co związane jest z różnicami kulturowymi?
Mariola: Tydzień po urodzeniu Juniora (urodził się w Bangkoku) poszłam na wizytę kontrolną do szpitala. Pediatra chciał umówić kolejną wizytę tak, aby nie kolidowała ona z…zabiegiem sterylizacji! Z góry założył, że skoro mamy już trójkę dzieci, co na tajskie warunki jest sporo, to na pewno nie będziemy planować kolejnego. Ja nie miałam pojęcia, o czym on mówi, a kiedy do mnie dotarło, zareagowałam śmiechem. Przepraszał mnie kilkakrotnie.

bangkok10

Konfabula: Jak żyje się Europejczykowi w Bangkoku?
Mariola: Życie w Bangkoku potrafi być albo bardzo tanie, albo bardzo drogie – zależy, jakie mamy oczekiwania. Artykuły europejskie – w tym jedzenie, są raczej drogie. Bochenek chleba to wydatek ok.80 bahtów (8 zł). Ja piekę sama. Litr mleka 50 bahtów. Nie wiem, ile kosztuje benzyna, bo nie mamy tu samochodu. Za to mogę powiedzieć, że taksówki są tanie i zazwyczaj za podróż, nawet dość daleką, nie płacę więcej niż 100 bahtów. Posiłek na ulicy to wydatek rzędu 30-50 bahtów (czyli 3-5 zł). Również ubrania są w atrakcyjnych cenach. Ceny wynajmu mieszkania różnią się zależnie od standardu mieszkania i lokalizacji – im bliżej centrum czy stacji BTS, tym drożej. Dwupokojowe mieszkanie (1 bedroom flat) da się wynająć już za mniej niż 10 tys. bahtów, ale to mieszkanie raczej dla pary niż rodziny z dzieckiem. Warto też zwrócić uwagę, że obcokrajowcy dość często płacą tzw. frycowe, czyli płacą więcej. Dość często faranga traktuje się jak bankomat – biały ma, biały da.

bangkok5
Konfabula: A kuchnia? Jaka jest?
Mariola: Przede wszystkim to budki z jedzeniem na ulicy. Są wszędzie. Można kupić wszystko – słynne bardzo ostre curry, phat thai, zupy, słodkie desery bazujące na mleczku kokosowym czy owoce. Tu na pewno nikt z głodu nie umrze, bo Tajowie uwielbiają jeść i zamiast powitania czasami pytają, czy już jadłeś.
Można oczywiście gotować po polsku. Pytanie jest tylko za ile, bo przywieźć się nie da radę wszystkiego. Są tu śledzie, jest kapusta kiszona, można nawet zamówić polski boczek czy szynkę. A jak czegoś nie ma, to można zrobić – nauczyłam się tu robić jogurt naturalny, twaróg, kisić ogórki, sama piekę chleb. Z Polski przywożę jedynie jakieś podstawowe leki dla dzieci, no i suszone śliwki w czekoladzie Jutrzenki – są najlepsze na świecie. Bardziej jednak dokucza tęsknota za siostrą niż brak rarytasów z Polski.
Ale życia na emigracji nie należy się bać. Żyć da się prawie wszędzie – dla nas granicą jest bezpieczeństwo dzieci. Trzeba co prawda mieć w sobie coś z szaleńca, żeby zdecydować się takie życie jak nasze, ale nie żałuję ani chwili. Dzięki temu mam okazję realizować marzenia o poznawaniu nowych kultur, języków i ludzi. No i na pewno nie jest nam nudno.

bangkok2

Fot. Mariola, akcjaemigracja.wordpres.com


Je­śli lu­bisz po­dróże z pal­cem po ma­pie, co środę za­pra­szam na wy­prawę z jedną z Pol­ek miesz­ka­ją­cych za gra­nicą. Wpisy już pu­bli­ko­wane znaj­dzie­cie tu.