Księżycowe Miasto. Dom Nieba i Oddechu, tom 1
„Księżycowe Miasto. Dom Nieba i Oddechu” to ciąg dalszy przygód Bryce i Hunta, których poznaliśmy w serii „Księżycowe Miasto. Dom Ziemi i Krwi” Sarah J. Maas (zobacz recenzję tom 1, tom 2).
Fabuła
Kilka miesięcy po wydarzeniach z pierwszej książki Bryce próbuje przystosować się do swoich nowych mocy, uznania jej za Gwiezdną Księżniczkę. Jej związek z upadłym aniołem Huntem, teraz już wolnym, także przeszedł na wyższy poziom zażyłości. Wydaje się, że Asteri jak dotąd dotrzymują słowa, by nie burzyć ich miru domowego dopóki sprawy śmierci Micacha nie wyjdą na jaw. Ale poza miastem narastają niepokoje. Rebelia nabiera rozpędu i gdy do gry wchodzi coś, co może być kluczowe, Bryce i cała grupa zostają wciągnięci w całą sprawę, co stawia ich na kursie kolizyjnym zarówno z rebeliantami, jak i agentami Asteri.
Pierwsza część pozwala czytelnikowi nie tylko nasycać się ponownie klimatem tego fantastycznego Lunathionu, ale historia po raz pierwszy opuszcza Księżycowe Miasto, pokazując też nieco bardziej przerażające miejsca jak choćby Kościelisko i całą prawdę o nim. Wspaniale było zorientować się, jak wygląda większy świat i co dokładnie się dzieje na zewnątrz. Jedyną rzeczą, która byłaby tutaj miłym dodatkiem, byłaby mapa, która mogłaby wypełnić niektóre z lokalizacji geograficznych tych nowych miejsc.
Co nowego w uniwersum?
Podczas gdy w pierwszej części Księżycowego Miasta dowiedzieliśmy się o stadach wilków, obyczajach wróżek i żołnierzach archaniołów, druga część jeszcze bardziej rozszerza świat Midgardu. W prologu dowiadujemy się o rzadkim i skazanym na zagładę rodzie niezwykle silnych darów, które mogłyby być jedną z silniejszych broni tego świata. Każde królestwo, które wie o ostatnich ocalałych, chce mieć ich po swojej stronie. Także rebelianci grożący obaleniem Asteri, potężnych władców, którzy rządzą nimi wszystkimi.
Tempo książki
Tempo tej książki było bardzo podobne do pierwszej, chociaż znajomość tła i zrozumienie tego, co się dzieje, sprawiło, że tym razem było znacznie mniej zagmatwane. Jest to książka, którą najlepiej czytać powoli, ponieważ dzieje się tak wiele i chociaż może nie być bezpośrednio związana z nadchodzącą fabułą, na pewno kiedyś wróci. Coś na wzór strzelby Czechowa – niektóre elementy mogą wrócić np. w następnym tomie i zatrząść posadami naszego czytelniczego jestestwa. Prawdopodobnie też, tak jak w poprzedniej części podzielonej na dwa tomy, to ten kolejny tom będzie prawdziwą bombą, bo pierwszy wydaje się powolnym, choć nie nudnym, początkiem nowej historii.
Dlaczego lubię serię?
Siłą napędową książki są jednak nie same wydarzenia, świetnie zobrazowane bitwy czy gorące sceny namiętności. Książkę warto czytać dla postaci. Jedną z nich, która ledwo pobieżnie została nam przedstawiona, to Ruhn, brat przyrodni Bryce. Tu w końcu stał się pełnoprawnym bohaterem pierwszoplanowym. Na prowadzenie wybił się także wilk Ithan Holstorm, młodszy brat Connora, był nieoficjalnym członkiem Watahy Diabłów i Kapitan „Jakiśtam” wywiadu Rzecznej Królowej Tharion. Ruhn był moją ulubioną postacią poboczną w pierwszej książce, więc cudownie było zajrzeć do jego głowy i zobaczyć inny punkt widzenia na pewne sprawy. Ithan stanowił ciekawą „przeszkadzajkę” i nitkę wątku dotyczącego miłości Connora. Wraz z Bryce i Huntem tworzą ciekawe konspiracyjne dream team, ponieważ historia jest mniej więcej równomiernie rozłożona między nimi.
Czy można zacząć od tej części?
Do przeczytania tej części najlepiej być po lekturze poprzednich dwóch tomów „Domu Ziemi i Krwi”. Wprawdzie autorka zgrabnie tłumaczy zawiłości fabuły, jednak choćby dla prześledzenia rozwoju postaci warto sięgnąć najpierw po wcześniejsze tomy. Dzięki temu będzie łatwiej zrozumieć np. dlaczego Bryce raczej nie zaangażowałby się w nic, co się wydarzyło, gdyby imię Daniki nie pojawiło się w związku z tym.
Podsumowanie
Zdecydowanie nie jest to najlepsza część serii, gdyż stanowi dopiero co wprowadzenie do nowej historii. Podobne odczucie miałam po lekturze I tomu „Domu Ziemi i Krwi”. Dlatego polecam na razie „Dom Nieba i Oddechu” z lekką szczyptą niepewności dotyczącej zakończenia, które zobaczymy w II tomie. Mam nadzieję, że jak poprzednio, i to wciśnie mnie w fotel i okręci kilka razy dookoła, bym miała zawroty głowy.
Oficjalna recenzja dla portalu PapieroweMotyle.pl