Dywan z wkładką – recenzja przedpremierowa książki Marty Kisiel
Sklepy przyzwyczaiły nas do różnego rodzaju gratisów, ale chyba „Dywanu z wkładką” nie widzieliście, prawda? Czas to zmienić! Oto szalona, pełna humoru i dywanu nasączonego trupem komedia kryminalna Marty Kisiel.
Zobacz inne recenzje książek Marty Kisiel: cykl Małe Licho (dla dzieci) – Małe Licho i tajemnica Niebożątka, Małe Licho i anioł z kamienia, Małe Licho i lato z diabłem oraz cykl Wrocławski.
„Taki skandynawski minimalizm z elementami rodzinnego pierdolnika.”
Ten cytat, który widzicie w nagłówku, jest esencją powieści. Rozpoczynamy bowiem od trzęsienia ziemi, czyli przeprowadzki z miasta na wieś. Do tego przeprowadzki z kredytem na ramieniu. Wymarzona hacjenda okazuje się trochę odbiegać od oferty, na którą początkowo zgadzała się nasza emigrująca na sielskie tereny ulicy Leśnej Marcinowic rodzina Trawnych, sztuk cztery plus czworonóg. Na domiar złego szybko nowe lokum zwęsza teściowa, na widok której pani domu, kochająca raczej rozliczenia, VAT, PIT i CIT Teresa reaguje niewyjaśnioną reakcją alergiczną. Taką samą reakcją grozi jej kontakt ze sportem. Kompaktowa teściowa, Mira Trawny-Leżała-Szkutnikiewicz, zdecydowanie stara się zrobić Teresie alergiczną prowokację na wysiłek fizyczny i proponuje dużą dawkę biegającego tandemu TT&MT-L-Sz.
„Cienka granica oddzielna miłość od obsesji, wytrwałość od zaciekłości…”
Tak oto Tereska trafia z dziećmi i mężem do domu, gdzie brakuje sielskiego stawiku, anielskiego sąsiedztwa, bursztynowej diody dostępu do internetu, a zamiast dzięcieliny rumieńcem to Tereska po każdym marszobiegu różem na policzkach pała. Do tego brakuje jej kasztanków na odstresowanie i internetu na VAT-wanie, by nie zwariować do cna.
Pech czy zrządzenie losu chcą, by te nie do końca kompatybilne kobiety trafiły na bardzo niezacne leśne dzikie wysypisko śmieci. A tam odnajdują nie dość, że śmieci z własnego garażu (skąd one się tu wzięły?!), to jeszcze z dość nietypową nieżyjącą zawartością. Teraz te same dwie niekompatybilne zawierają niepisany pakt, by wytropić zbrodzienia.
Miłość nie zna wieku!
Niestety dwie kobiety to nie wszyscy bohaterowie których doskonale zaprojektowała nam Marta Kisiel. Są tu sąsiedzi: od chamów i prostaków, po głuchych laryngologów, przez dostojnych ordynatów i przystojnych ogrodników. Jest i trzymająca się na słowo honoru, ale kochająca rodzina, czyli dobroduszny Andrzej, syn Miry, prywatnie mąż Tereski, oraz ich dzieci: szesnastoletnia feminizująca i ekologizująca Zoja oraz kilka lat od niej młodszy główny w powiecie fan nocnego budowania w Minecrafcie, Maciek. Jest jeszcze pies, najdostojniejsza Pindzia, znaczy się… Piña colada.
Porozmawiajmy jednak odrobinkę o babci Mirze. Może to i kobieta, która piecze doskonale przecukrzone ciasta, ale umie też zawinąć się niczym precel podczas ćwiczenia jogi. Pamiętając, że ma trzy nazwiska, od razu dojdziemy do wniosku, że to też kochliwa kobieta. Oczywiście swoją wiedzą w tematyce lubi się też chwalić. Stąd mamy np. takie maksymy jak:
Jest takie powiedzenie (…), że droga do serca mężczyzny wiedzie przez żołądek.(…) Chociaż każda nowoczesna kobieta zdaje sobie sprawę, że kawałek niżej jest droga na skróty…
Na szczęście na naszej wsi spokojnej i wesołej odnajduje kogoś, na kom może oko zawiesić. A dodam, że absolutnie na wzdychaniu, ku zmartwieniu i oburzeniu syna swego, nie poprzestaje!
„Koś albo giń, Leśna nie wybacza.”
Czego można się spodziewać po tym kryminale? Absolutnie wszystkiego! Jeśli poczucie humoru jest deszczem, to tu wpadamy prosto pod rynnę. Nasi bohaterowie toczą świetne dialogi, a niejeden czytelnik, który ma na koncie choćby jedną anegdotkę z własnej przeprowadzki czy życia z teściową, zapewne będzie bardzo się z Trawnymi utożsamiał. „Taki skandynawski minimalizm z elementami rodzinnego pierdolnika.” – jak uważa Tereska.
– Czyli co? – zapytała Zoja. – Już… już po wszystkim? Zbrodzień ujęty, trup odnaleziony, sprawka zamknięta?
– Trochę szkoda – westchnęła z żalem Tereska.
Czy da się wytypować kto zabił? Oczywiście, bo krąg ewentualnych zbrodzieni jest zamknięty, jednak do końca żadna z poszlak nie wskazuje właściwej osoby. Ja osobiście typowałam zupełnie kogo innego niż wyszło w praniu. Choć nie jest to moja ulubiona książka Marty Kisiel, to nadal mam nadzieję, że to nie ostatnie spotkanie z wesołą gromadką z Leśnej, bo coś czuję, że to nie wszystko co może skrywać las, zarośla i garaż. Wszak inne jej serie także pokochałam nie od pierwszego tomu.
Recenzja ukazała się także na portalu Papierowemotyle.pl