Książki dla młodzieży

Małe Licho i lato z diabłem

Lato się kończy dla wszystkich, nawet dla Małego Licha i Bożydara Antoniego Jekiełłka, którego być może, tak jak ja, znacie z fantastycznych książek Marty Kisiel. Ale co to za lato jak nie ma żadnej przygody? Tym razem to Małe Licho, jako najmłodsze w rodzinie, chciałoby jakąś przeżyć. Czym tym razem zaskoczy nas ten anioł i jego ferajna?

Przedstawiam Wam pokrótce rodzinkę

Bożydar Antoni Jekiełłek, znany wszystkim jako Bożek, nie jest tak do końca normalnym chłopcem, bo i rodzinę ma dość cudaczną. W jej skład wchodzą: on, czyli pół chłopiec, dumny absolwent trzeciej klasy szkoły podstawowej, pół widmo, pół glut (to nadal ten sam Bożek, trzy w jednym!), Małe Licho czyli anioł stróż, Tsadkiel zwany Zadkielem, czyli drugi anioł, wujek Turu i wujek Konrad, mama, ciocia Oda, która jest wiłą, żar-ptak, dżin, potwory w piwnicy (szczególnie Krakers i Gucio), utpiec, różowe króliki, widma, podziomek… Ich, jeśli czytaliście poprzednie części serii o Małym Lichu, już znacie. Obecnie dochodzi nowy członek rodziny polewik. Tak, dom Bożka tętni życiem, czasem i tym pozagrobowym. Wujek Konrad nie potrafi żadnemu stworzeniu odmówić kąta w swoim domu. Stąd zaczyna się robić tłoczno. I dalej: zaczyna się WIELKI REMONT, na czas którego Licho i Bożek zostają wyekspediowani do cioci Ody.

Wakacje z diabłem

Jak już wspomniałam Małe Licho chce przygody. Bożek miał już dwie, w tym jedną z przypadku, ale miał. A Małe Licho wszystko omija. A on też chce! Jak więc odmówić temu stworzeniu o tęczowych oczach, zbudowanego z pierza i kakałka? No nie da się! Dlatego Bożek starannie przygotowuje się do Wielkiej Wyprawy, czymkolwiek miałaby być, gromadząc zapasy. Zapasy, które nie do końca można nazwać zgodne z zasadami survivalu. Jednak okazuje się, że przygoda będzie musiała poczekać, bo ciocia Oda ma ważne zajęcie w pracy i nie może Bożkowi i Lichu poświęcić za dużo czasu. Mało tego: zostawia ich na całe przedpołudnia samych, w towarzystwie czorta, znaczy się kozy, MEEE, Bazylego oraz… najgorszego chłopca, którego przyszło im spotkać: Witka, swego szkolnego nemezis.

Czego możemy spodziewać się po lekturze „Małego Licha i lata z diabłem”?

Będzie obiecana Lichu przygoda, choć… chyba nie o taką aniołowi chodziło. No i w sumie znowu trochę w niej jest pominięty. Chłopcy zmierzą się nie tylko z siłami nieczystymi pod wywrotem w lesie, ale i z siłą przyjaźni. Wychodzi na to, że Witek wcale nie jest taki zły, że da się z nim nawet o nienaukowych rzeczach porozmawiać. Witek za to poznaje, że nie wszystko da się zbadać szkiełkiem i okiem, czasem trzeba zaufać. Jest to fantastyczna przygoda przede wszystkim czytelnicza dla trochę starszych dzieci, ale ja, jako dorosła, z chęcią zanurzam się w ten wesoły świat.

Za co szczególnie pokochałam 3 tom przygód Małego Licha?

Za fantastyczne dialogi Bazylego:

– Wszystko w porządku?
– No… no więc miałom mały incydent z mydełkiem… – przyznało Licho. Istotnie. W ciągu kilkunastu minut, jakie minęły, odkąd się rozstali, na kryjącej skrzydła dużo za dużej koszulce zdążyła rozkwitnąć seria arcyciekawych plan.
– Tfa…
– Dwa incydenty.
– … orasz pół. Ale take mnejsze pół – zapewnił Bazyl równie ochoczo, co bez sensu. – Malutke. Tyczutke, tyczutenke, ty…
– BAZYLU! – Sceniczny szept przerwał ten festiwal szeleszczących zdrobnień.
– A, tak, tak… MEEE.

I za kakałko!

(…) mały anioł nabrał głęboko powietrza i postanowił nawiązać kontakt. Uśmiechnął się i zagaił:
– A ty lubisz kakałko?
– Mówi się kakao. I nie, nie lubię. Jestem uczulony.

Chwilę potrwało, zanim Bożek zdołał wyprowadzić na werandę, a następnie uspokoić małego anioła, głęboko wstrząśniętego myślą, że kakałko mogłoby kogokolwiek skrzywdzić.

Pamiętajcie jedno: na Wielką Przygodę warto zabrać dobre myśli, odwagę i eine kleine Panzerfaust! No i może książkę o Małym Lichu…