![](https://konfabula.pl/wp-content/uploads/2020/03/mata-kisiel-cykl-wroclawski-2020.jpg)
Cykl wrocławski Marty Kisiel: Toń, Nomen Omen, Płacz (przedpremierowo)
Od kiedy Marta Kisiel otumaniła mnie światem Małego Licha (zobacz recenzję) nie mogę przejść obok jej książek obojętnie. Same pchają mi się w dłonie z delikatnym posapywaniem „no weź, czytaj mnie!”. Na szczęście nie są to żadne głosy z zaświatów, strzygonie czy inne mojry. Ale z drugiej strony: chciałabym na chwilę naprawdę zatopić się – ba, nomen omen, utonąć! – w takim klimacie Wrocławia i Jedlinki-Padlinki, jaki wykreowała ta autorka, z którą, jakby mieszkała gdzieś w pobliżu, chodziłabym nawet do jednej kasy! Ciekawe, czy Was też wciągnie nurkowanie w czasie jak mnie.
Cykl wrocławski, tom 1, Toń
Pewnie nie będzie to odkrywcze, jeśli napiszę, że pierwszy tom Trylogii wrocławskiej dzieje się we Wrocławiu. Dokładnie tu:
Obecnie mieści się tu zakład rusznikarski! Ale nie o tym jest książka, no i nie mieszka tu rusznikarz, a staruszka, która by dorobić do niekoniecznie wysokiej emeryturki postanowiła wynająć pokój. Traf chce, że wprowadza się tu niejaka Dżusi Stern, uciekając od nieco despotycznej ciotki i upierdliwie idealnej siostry bibliotekarki.
Na szczęście staruszka i młodziutka trzpiotowata nieco Dżusi nie są jedynymi bohaterami tej książki. Poznajemy poukładają jak jej książki w bibliotece siostrę Eleonorę, nieco zdziwaczałą ciotkę Eleonorę, antykwariusza Ramzesa, zegarmistrza Gerda Falka, z którym przez całą trylogię wiązałam nadzieję na ciekawy romansik. Kreacja bohaterów to jeden z dwóch najmocniejszych aspektów trylogii. Nikt tu nie jest ani jednoznacznie dobry, ani jednoznacznie zły. Każdy chyba ma jakąś krew na rękach, a jeśli nie krew, to chociaż nieczyste sumienie.
![](https://konfabula.pl/wp-content/uploads/2020/03/marta-kisiel-ton.jpg)
Ale co tak napędza tę książkę? Świetnie i dowcipnie pokazany świat bohaterów, ich zmiana pod wpływem dziwnych wydarzeń, spotkania z innymi. To klej, który spaja tą dość nieoczywistą fabułę. Bo choć mamy tu trupy, nie nazwałabym jej kryminałem, choć mamy wątki paranormalne, nie jest to czysta fantastyka, choć są potwory z bajek i legend, nie jest to fantasy, wreszcie choć mamy tu trochę historii, ale nie jest to powieść historyczna. To raczej fantastyczna obyczajówka z wszystkimi wymienionymi wcześniej elementami, spięta humorem rodem z pratchettowskich opowieści o Świecie Dysku. Bywało, że parsknęłam ze śmiechu przy jakimś opisie, zwłaszcza poczynań Dżusi. A tak, bo humor wyższych lotów to też mocna strona tej książki.
Obyczajówki nudzą, mówili. Ba, ja sama tak mówię! I nie powiem, w połowie trochę nawet wzdychałam, bo akcji nie ma tu za wiele na początku. W pewnym momencie jednak złapałam się, że niedosypiam, bo czytam, że zastanawia mnie po kiego licha autorka tego gościa z psem ciągle wprowadza w kluczowe sceny. Albo babcię Bimbową z jej
„Pamiętam! Ja pamiętam!”
Taka idealna przeszkadzajka by, och, by zakończyć książkę tak, że gdyby nie późna noc, kiedy doczytałam ostatni rozdział, to byłyby owacje na stojąco. Co jak co – ja też utonęłam!
Cykl wrocławski, tom 2, Nomen omen
Druga część powinna ciągnąć dalej losy bohaterów, prawda? No to nie, nie musi. Mamy tu więc nowe osoby w postaci choćby Salomei Klementyny Przygody z jej burzą rudych loków i tendencją do potknięć, przewrotów poślizgnięć i uderzeń losowymi części ciała w losowe przeszkody.
„Istne dzieło sztuki. Z figury Rubens, z fryzury Tycjan, z gęby zaś, wypisz, wymaluj, Picasso. Nic, tylko się powiesić – w muzeum, znaczy najlepiej w jakimś ciemnym kącie.”
No i rodzinką: rozgadaną matką-joginką i tym podobne, ojcem hołubiącym tylko syna i owego syna, Niedasia studenta. Salka opuszcza rodzinną Kotlinkę Kłodzką i przenosi się do Wrocławia, o dziwo, na Lipową 5. Dziwnie zaczyna się już podczas jej podróży taksówką, bo zostaje wręcz wyrzucona daleko od adresu. Jakby taksówkarz czegoś się bał. No ale czego można, skoro w domu mieszka staruszka? Raz sypiąca łaciną (tą niepodwórkową) i przewiercająca wszystko zimnymi żółtymi źrenicami, raz wyluzowana, lubiąca palić, gotować i podśpiewywać pod nosem, czy nawet dziwnie szwargocąca po niemiecku. Babuszka z rozdwojenie (roztrojeniem?) jaźni? A to dopiero początek dziwów, na które Salcia niekoniecznie jest przygotowana.
W domu nie uświadczysz WIFI, a nawet analogowych telefonów zanim nie wrzaśnie się do głosów w słuchawce, by się koncertowo zamknęły. Nachodzą go dość dziwnie zachowując się osoby, znajdują się podejrzane pomieszczenia i pełno wszędzie nici. Ale to nie koniec dziwności, bo okazuje się, że Niedaś, od którego uciekała tak Salomea, jakoś ją odnajduje i… odnajduje też wspólny język (i instancje w WoWie!) z siostrą Bolesną, współwłaścicielką domu i niedoszłą ofiara wypadków w parku, który był, ale też nie do końca był, prowodyrem. Trudno to wytłumaczyć bez spilerów, więc nie będę więcej się na ten temat rozpisywać. Grunt, byście wiedzieli, że są tu trupy i że Niedaś to Niedaś i co jak co, ale zapędów morderczych raczej poza MMORPG nie ma. Tak na marginesie: mam szczęście, że o Word of Warcraft choćby słyszałam, a i niejednego mobka w grach online zabiłam, bo pewnie takie rozmowy jak ta poniżej byłyby dla mnie trudne do ogarnięcia:
„-Dajesz, Jadźka, dajesz!!! (…)
– Agro! Ściągnij agro!!! (…)
– Uwaga, dziad rośnie, dziad rośnie! (…)
– Killnij gada!!! (…)
– A teraz kill shotem go, KILL SHOTEM!!!”
![](https://konfabula.pl/wp-content/uploads/2020/03/marta-kisiel-nomen-omen.jpg)
Co dostajemy w drugim tomie? Świetną powieść grozy, okraszona dużą ilością ironii oraz sarkazmu, którą z całej trylogii naprawdę chciałabym zobaczyć w wersji kinowej. Pani Marto, widzę potencjał jak u Kinga i Mastertona, choć ten drugi jest moim skromnym zdaniem niedowartościowany. Wartka akcja, trochę paranormalnych zjawisk, ale nie za dużo, kryminał, świetnie zaplanowane i opowiedziane postaci, twisty fabularne i dopracowanie każdej niteczki w tym ściegu. Btw. krawiectwo jest dość ważne w całej powieści. I dialogi, oj, dialogi są tu pieruńsko dobre! Co jak co, ale nie ma tu klątwy drugiego kiepskiego tomu!
Cykl wrocławski, tom 3, Płacz
Trzeci tom cyklu wrocławskiego to ponowne spotkanie z wszystkimi Bolesnymi, Przygodami i Sternami. Pewnie można by było przeczytać ją i zrozumieć jako samodzielne dzieło, ale gorąco polecam zrobić jak ja: zabrać się od razu za całą trylogię, najlepiej od razu. I polecam też zaopatrzyć się w jakąś książkę historyczną, najlepiej o obozach koncentracyjnych i nazistowskim projekcie Riese, mapę Wrocławia i Gór Sowich oraz herbaty, dużo herbaty, bo to będzie wciągająca przygoda, a odwodnić się nie wypada. Bo trzecia część to klamra spinająca wszystkie tomy w logiczną, choć dość pokręconą, całość.
Zaczynamy z przytupem, czyli wywracając porządek, jak w dobrych kryminałach czy horrorach bywa. Oto poukładana Eleonora rzuca wszystko i wyjeżdża w Bieszczady, tfu, nie, w Góry Sowie. Dokładniej do Jedlinki-Zdroju. Na kurację sanatoryjną? Nic bardziej mylnego! Romansik? Może, bo rzeczywiście poznaje kogoś, ale potem znika. I nikt nie wie gdzie jest. Psychopomp zniknął, dlatego kiedy w telefonie sióstr Bolesnych znów odzywają się głosy, kobiety wiedzą już, że dzieje się coś złego. A co należy zrobić przed wyruszeniem, jak mawia poradnik Baldur’s Gate? Zebrać drużynę! Takim dream team są Bolesna sztuk jeden, Stern sztuk dwa, zegarmistrz sztuk jeden i Karolek. Wszyscy w czołgowozie brnącym przez niewytłumaczalną śnieżycę. Za kierownicą nabuzowana hormonami po kokardkę Dżusi, rzucająca kur… przekleństwami. Gdzie przedzierają się przez anomalię pogodową? Ano do pałacu porcelanowego w Jedlince. O, tego:
![](https://konfabula.pl/wp-content/uploads/2020/03/Pałac_Jedlinka_w_Jedlinie-Zdroju.jpg)
Ale gdybyście byli smutni, że rzecz dzieje się tym razem w teraźniejszości to nie, nie dzieje. Marta Kisiel sprytnie nazwała część rozdziałów jako Teraz, a część jako Potem, ale to potem jest zarówno podczas II Wojny Światowej, jak i po niej, więc bądźcie czujni. W tymże pałacu zobaczą więcej niż chcieli, a my będziemy mogli pozwiedzać nie tylko jego wnętrze, ale i ciekawa sieć bunkrów czy przejść. Miłośnicy urbexów i historycznych zagadek będą zadowoleni!
Tym razem, jak w „Toń”, też będziemy nurkować w czasie, lecz nie tak blisko dna, bo szaleństwo dzieje się na powierzchni, a czasem nawet wyłazi jak fala na zewnątrz. To stąd wzięły się wszelkie duchy i mrożące historie o pałacu. Okazuje się bowiem, że sprawa jest grubsza o tysiące trupów, a przyszłość może zostać nimi równie gęsto usiana, jeśli nasza drużyna nie zrobi co trzeba.
![](https://konfabula.pl/wp-content/uploads/2020/03/marta-kisiel-placz.jpg)
PREMIERA „PŁACZU” już 11 marca! Na mroczny spóźniony Dzień Kobiet jak znalazł!
Dlaczego kocham wszystkie dotychczas przeczytane książki Marty Kisiel?
Mogłabym wymieniać i wymieniać, ale przede wszystkim urzekła mnie, Marto Kisiel, Twoja historia. Co ja mówię… choć nie, to też! Ale ja, zakochana w pokrętnym poczuciu humoru, czarnej komedii, horrorach i zjawiskach paranormalnych, w świetnie nakreślonych postaciach i uniwersum, które można wręcz dotknąć, nie mam żadnego „ale” by nie czytać i innych książek ałtorki (celowy błąd!) Marty Kisiel. Wszystko to składa się na dość oryginalny styl powieści na pograniczu fantazji i historii, ironiczno cierpki jak śmiech hieny nad padliną. I to, moi mili, kocham najbardziej! Dlatego jeśli odwiedzę Wrocław, a wiem, że tak będzie, chyba przejdę się na Lipową 5, do Parku Andersa, Dolmedu czy choćby Zajezdnie Tramwajową nr I Gaj… Czy ktoś oprowadza wycieczki po Kisieloversum?
Ps. Cykl wrocławski ma mieć podobno 5 tomów, więc to nie koniec!
![](https://konfabula.pl/wp-content/uploads/2020/03/powrot-wieloryba-1-75x75.jpg)
![](https://konfabula.pl/wp-content/uploads/2020/02/rude-i-czarne-2-75x75.jpg)