Mała księżniczka, Frances Hodgson Burnett
Wiele można powiedzieć o nieprawdopodobieństwie fabuły, o sentymentalizmie i karykaturze wiktoriańskiego systemu szkół z internatem. Ale czyż czasem życie nie potrafi i takich przypadków jak Sary Crewe stwarzać? Dla mnie, dziewczynki zakochanej w innej lekturze tejże autorki, „Tajemniczym ogrodzie”, sięgnięcie po „Małą księżniczkę” było naturalnym wyborem. Tym bardziej, że kiedy byłam młoda w TV można było oglądać świetne anime „Sara, mała księżniczka”, które doprowadzało mnie do łez. Dziś znowu mogę rozkoszować się tą historią.
Trochę historii wydania angielskojęzycznego
Książka ta ukazała się w formie seryjnej w 1888 roku w St. Nicholas Magazine, popularnym amerykańskim miesięczniku przeznaczonym dla dzieci. Dziś czasem nie mogę wyczekać dnia czy tygodnia na nowy odcinek serialu, a wtedy dzieci czekały cały miesiąc, zastanawiając się co dzieje się z Sarą.
Kim była Sara?
Kim była ta dziewczynka, która zawładnęła sercami dzieci? Dla mnie na zawsze pozostanie symbolem wewnętrznej siły, wytrwałości i wartości wygrywających z chciwością, sadyzmem i nadużyciem władzy. Początkowo półsierota, dziecko bogacza mieszkającego w Indiach, właściciela kopalni diamentów. Rozpieszczona, władająca francuskim, ale przy tym niezwykle miła, uczynna, dobrze wychowana, obdarzona fantastyczną wyobraźnią. Dziecko, któremu w jednej chwili zawalił się świat i właściwie z piedestału spada na samo dno. Staje się posługiwaczką, popychadłem, kimś, kto nie zasługuje na współczucie, ale jednak je wywołuje. Kimś, kto nawet w chwilach głodu odda bułkę biedniejszej istotce, zapyta w sklepie, czy nie znają kogoś, kto zgubił pieniążek, który znalazła (któż tak jeszcze robi?!) stanie się mamą dla kogoś, choć sama nie ma matki, doda otuchy innej służącej czy nauczy matematyki i francuskiego nawet mimo widma wiszącej nad nią kary. Sara wręcz przypomina świętą (nikt nie może być tak dobry, prawda?), ale myślę, że to jej kodeks moralny sprawił, że książka jest tak ujmująca.
Co mnie, matkę, urzeka w tej lekturze dla dzieci?
Dziś, czytając ją jako dorosła, zaciskałam pięści ile razy Miss Minchin rugała Sarę, ocierałam łzy, kiedy marzła na poddaszu i wyobrażała sobie ciepło z piecyka albo kiedy rozmawiała z tatusiem, który zostawiam ją, małą dziewczynkę, w szkole z internatem w dalekiej Anglii. Choć jest to historia dla dzieci, skradła i moje, dorosłe serce.
Wydanie Wydawnictwa MG
Choć nie jest to pierwsze wydanie w Polsce tego tytułu, jednak warto wspomnieć o szacie graficznej właśnie tytułu od Wydawnictwa MG. Książka ma twardą oprawę, w fakturze przypominającą materiał tapicerski. Różowa okładka spodoba się zapewne każdemu wielbicielowi i każdej wielbicielce różu, bo przecież nie jest to kolor zarezerwowany do żadnej z płci. Okładka przyciąga wzrok siedzącą postacią Sary oraz fruwających wokół niej wróbli, które kochała dokarmiać mieszkając na poddaszu (rysunek Reginalda Bathursta Bircha, wykonanie okładki Zuzanna Malinowska Studio). Duże, wyraźne litery będą doskonałe nawet dla dzieci dopiero rozpoczynających samotną przygodę czytelniczą, a piękne rysunki będą dodatkowym atutem.
Podsumowanie
Lubię sobie wyobrażać, że ludzie kochający Sarę Crewe mogą zacząć zachowywać się jak ona: być miłymi dla wszystkich, widzieć potrzeby bliźnich czy roztaczać wokół siebie spokój. Ta książka sprawi, że będziesz się śmiać, smucić, płakać i uszczęśliwić, jednocześnie zanurzając Cię w jednej z najpiękniejszych fabuł wszech czasów. To prawda, że pewne rzeczy wydają się nieco zbyt doskonałe, ale myślę, że tak jest najlepiej, biorąc pod uwagę, że to rzeczywiście książka dla dzieci. Liczne są też lekcje, szczególnie w środkowej części opowieści, co będzie bezcenne dla każdego dziecka. Jeśli nie czytałeś tej książki – niezależnie od tego, w jakim jesteś teraz wieku – daj jej szansę, bo myślę, że jest to coś, co nie ma limitu wieku.
Oficjalna recenzja dla portalu DuzeKa.pl