Od serca

Mała ryska

W radio akurat leciał ulubiony utwór dzieci i cała tylna kanapa śpiewała radośnie pod nosem na swój dziecięcy sposób. Nie wychodziłam z samochodu, bo lubiłam jak razem tak świetnie się bawią. Zaparkowany samochód aż podskakiwał od naszego kołysania się w takt muzyki. Właśnie wyciągałam kluczyk ze stacyjki, ściągnęłam nogę z pedała sprzęgła, gdy coś szarpnęło wozem. „Znowu zostawiłam samochód na biegu” – pomyślałam.

Nic nie przeczuwając wyszłam z mojego clio. Z parkującego obok mnie czerwonego samochodu wpatrywały się we mnie przestraszone, wielkie oczy sąsiadki z bloku. Obok siedział trochę blady jej mąż. Dopiero teraz zauważyłam dlaczego jest taka wystraszona i dlaczego moim samochodem coś szarpnęło. To nie był zostawiony bieg na postoju, to jej przedni zderzak w moim tylnym nadkolu spowodował poruszenie wozu.

Kobieta była bardzo przestraszona, jej ręce się mocno trzęsły. Mąż był blady. Nie wiem czy z powodu tego wypadku, czy wczorajszej imprezy, gdyż właśnie wracali z wesela znajomych. Z tego tez powodu prowadziła kobieta, a nie jak zwykle on.

Kolizja była może nieznaczna, ale jej ślady już niekoniecznie. Gdy czerwony samochód wycofał z tyłu mojego samochodu, odjechał razem z częścią nadkola na zderzaku. Czekało mnie spawanie i lakierowanie. Zadzwoniłam do znajomego mechanika, dowiedziałam się co i jak. Załatwiliśmy polubownie sprawę: ja dostałam kasę do ręki i mogłam od razu naprawiać, sąsiad miał czyste konto, a policja i ubezpieczyciele nie mieli więcej roboty niż potrzeba. Na odchodne uścisnęliśmy sobie dłonie i od tego czasu każde z nas kłaniało się nisko, mijając na ulicy.


Wracałam akurat z zakupów, w wózku marudziła Nata, bo była już śpiąca. Przodem szła reszta dzieci. Arti dopadł samochód pierwszy i wgramolił się na swoje siedzenie, Nati czekała spokojnie, na ile tylko potrafiła, w wózku aż zapakuję torby. Wtedy zwykle otwierałam drzwi samochodu z drugiej strony i wsadzałam obie dziewczynki. Kinia najczęściej cierpliwie czekała przy wózku.

Tego dnia było inaczej. Tego dnia pierwszy raz Artur popisał się znajomością kultury i otworzył kobiecie drzwi do auta. Tą kobietą była jego siostra. Pech chciał, że ma niezły rozmach we wszystkim co robi i otworzyła drzwi na całą szerokość. A dokładnie na tyle, ile brakowało do stojącego obok pięknego czarnego samochodu. Usłyszeliśmy tylko głośne uderzenie.

Wsadziłam dzieci do samochodu – bezpieczeństwo nade wszystko! – i poszłam oglądać straty. Nie tylko ja. Okazało się, że w zaparkowanym samochodzie siedział jego kierowca, gdyż czekał na swoją żonę robiącą zakupy na pobliskim ryneczku. Za przyciemnionymi szybami nie było go widać wcześniej. Wyszedł z samochodu i oczom nie chciał uwierzyć – rysa miała całe 2 cm! 2 cm jego nowiutkiego lakieru!

Nie zgrywałam głupka, przeprosiłam, pouczyłam spokojnie córkę i czekałam na rozwój akcji. Poszkodowany kierowca początkowo zadziałał emocjonalnie. Zaczął się odgrażać, że co to za pilnowanie dzieci, że tak nie można, że to kosztuje.
– Ile? – zapytałam.
Zbiło go to z tropu. Nie wiedział. Powiedziałam, że pisak do rys kosztuje 50 zł, ale jak chce to niech gdzieś zadzwoni i się upewni. Najpierw chciał dzwonić o policję.

– Proszę pana, mamy upał niemiłosierny, w samochodzie kilkoro dzieci w tym jedno małe i już marudne, bo pora drzemki. Naprawdę ma pan czas by czekać na policję? – zniesmaczona pomysłem odburknęłam. Nie miał. Zadzwonił do znajomego. Ustalili cenę. Jakbym się nie zgodziła miałam napisać oświadczenie do ubezpieczyciela. I stracić zniżki, które przez te kilka lat bezkolizyjnej jazdy uciułałam. Rozstaliśmy się w kiepskich humorach, lżejsi o stówę, z myślą z tyłu głowy, że oto zawaliłam sprawę, bo nie mam oczu dookoła głowy i rąk niczym macki ośmiornicy.

Dla moich dzieci to była lekcja. Lekcja jak dogadać się na spokojnie. Bo raczej nie jak bezkolizyjnie otwierać drzwi od samochodu.

Fot. Thomas Berg, CC BY-SA 2.0