Więzi nigdy się nie urwą. Recenzja książeczki „Powrót wieloryba”
Większość ludzi nie myśli o wizycie na plaży w zimie. Przecież zima to nie czas na kąpiele, opalanie się czy robienie zamków z piasku. Często nawet na spacer jest za zimno. Jednak zwykle staram się choć raz w sezonie zimowym przespacerować się w spokojny od wiatru dzień z dziećmi po brzegu naszego zimnego Bałtyku. O wiele zimniejszym, zamarzniętym morzu, opowiada nowa książeczka rysownika Benjiego Daviesa, „Powrót wieloryba” (Wydawnictwo Znak).
O czym jest ta książeczka?
Jeśli nie znacie już historii małego chłopca Noia, to pozwólcie że ją przybliżę. Noi jest często samotny, ponieważ jego ojciec, rybak, codziennie wypływa w morze, aby łowić ryby. Pewnego dnia po wielkiej burzy Noi znajduje młodego wieloryba wyrzuconego na brzeg. Noi wie, że musi podjąć działania, w przeciwnym razie wieloryb umrze. Daje wielorybowi trochę wody, ale w końcu postanawia umieścić go w wannie. Postanawia go ukryć i, pewnie Was to nie zdziwi, nie udaje mu się. Ojciec po powrocie z połowu znajduje wielkiego ssaka w łazience, jednak zamiast zbesztać syna, natychmiast przystępuje do akcji uwolnienia zwierzęcia i oddania go oceanowi. Choć Noi traci bliskiego przyjaciela, to zacieśnia się więź z ojcem.
Wydawać by się mogło, że teraz już będzie dobrze. Ale po ciepłym lecie z poprzednich tomów książki o przygodach chłopca, przyszła pora na zimę. Przyjaciela już nie ma, choć chłopiec widzi go w każdym wystającym z wody kształcie. Brak przyjaciela mocno smuci chłopca.
Jednak zdarza się coś, co potrafi zasmucić go jeszcze bardziej: brak ojca. Kiedy ten długo nie wraca z ostatniej wyprawy, Noi postanawia poszukać ojca. Wychodzi uzbrojony tylko w latarkę i po zamarzniętym morzu idzie jak najdalej, wyglądając ojca. Jak to z dziećmi bywa – gubi się w gęstej śnieżycy. Znajduje wprawdzie opuszczoną łódź, ale zupełnie nie ma pomysłu, jak wrócić do domu. Jednak nie jest tu wcale sam! Pod wodą znajduje się przecież jego mały przyjaciel wieloryb, który, jak się okazuje, też znalazł już przyjaciół, ale wcale nie zapomniał o Noiu. To jego pomoc ponownie łączy rodzinę.
Co mnie poruszyło i porusza dzieci?
Choć sama krótka historyjka jest naprawdę wzruszająca, to największa robotę robią ilustracje. Sceny wodne są wykonane w nastrojowych odcieniach błękitu i szarości, podczas gdy sceny na plaży są jaśniejsze, bardziej słoneczne i kolorowe. Zielono pomalowana po całej historii łódka jest symbolem czegoś nowego, nadziei na lepsze jutro. Przepiękne jest także operowanie światłem, zarówno podczas poszukiwania w śnieżycy, eksplorowania statku jak i podczas wypatrywania latarni morskiej. Przepiękna historia dla każdego dziecka.
Recenzja ukazała się także na portalu Duzeka.pl.