Zlituj się nad czytelnikiem, poradnik pisania Kurta Vonneguta i Suzanne McConnell
„Zlituj się nad czytelnikiem” nie jest tylko podręcznikiem pisania. Jest także odrobiną wspomnień, rozszerzoną i mocno subiektywną biografią wrzuconą na dokładkę. Takie połączenie byłoby dla niektórych głęboko satysfakcjonujące, a innych irytowałoby. Należę do trzeciej kategorii – tych, którzy przeczytali z zaciekawieniem, ale nic nowego na temat pisania się nie dowiedzieli.
Jak wygląda książka?
Opublikowane długo po śmierci Kurta Vonneguta (pierwsze amerykańskie wydanie z 2005 r.), „Zlituj się nad czytelnikiem” zostało zebrane i zestawione przez Suzanne McConnell, byłą studentkę z Iowa Writers ’ Workshop, przy użyciu znacznych oryginalnych materiałów z beletrystyki, listów i wywiadów Vonneguta. Zaczyna od nawiązania do artykułu, który Vonnegut umieścił w New York Times o tym, jak być pisarzem: „Znajdź temat, który cię interesuje i który w głębi serca czujesz, że inni powinni się nim interesować”. Vonnegut zauważa, że ta rada nie musi odnosić się tylko do pisania powieści, ale także do „petycji do burmistrza w sprawie dziury przed twoim domem lub listu miłosnego do dziewczyny z sąsiedztwa”. Następnie McConnell oferuje wiele przykładów pracy Vonneguta, aby pokazać, w jaki sposób sam przestrzegał każdej zasady, w tym: „Nie skacz z tematu na temat”, „Pisz prosto”, „Nie komplikuj.” „Miej odwagę ciąć”. „Brzmij po swojemu”. „Mów, co chcesz powiedzieć”. I na koniec „Zlituj się nad czytelnikiem”.
Dlaczego to nie jest dobry poradnik pisania?
Jako prawdziwy przewodnik pisania ta książka nie jest zbyt użyteczna. Może najwyżej nauczyć pisać jak Kurt Vonnegut, choć to wcale przecież nie jest źle. Np. McConnell kładzie nacisk na stylistyczne tiki Vonneguta, takie jak sposób, w jaki używał dźwięku jako języka. Ale już sam Vonnegut przestrzega, że każdy ma swój własny styl i nie należy nikogo powielać. Tak naprawdę lektura jest niejako zastępstwem dla pamiętnika, którego Vonnegut nigdy nie napisał. Ze swoich rozproszonych notatek, rozmów i listów McConnell udaje się zebrać kilka rad, niektóre przyziemne, powtarzane w wielu podobnych publikacjach (zobacz chyba najlepsze książki o pisaniu) kilka osobistych dla Vonneguta. Jednak tych sugestii nie można tak naprawdę nazwać przewodnikiem po stylu – może najwyżej ściągawką. Książka dogłębnie bada, w jaki sposób podejście Vonneguta do życia przekłada się na podejście do pisania. Jak jego przeżycia pozwoliły stworzyć fikcję, która zmieniła świat.
Co warto najbardziej wziąć sobie do serca?
Vonnegut apeluje pisarzy o jedno: o pisanie. Chcesz być pisarzem? Pisz! Nawet jeśli świat ma inne zdanie na ten temat. Jeśli coś traktuje się poważnie, o czymś mocno myśli, czymś się zajmuje, to trzeba o tym napisać. Vonnegut pisał swoja bestsellerowa powieść „Rzeźnia numer pięć” dwadzieścia lat! Nie zawsze pisanie to czyste emocje, czasem orka na ugorze. Ja widzę, że robię jeden poważny błąd: więcej czytam niż piszę, nie nadaję pisaniu odpowiedniego priorytetu.
Mistrz uczy też, że nie trzeba wcale znać całego słownika, używać zawiłych konstrukcji. Warto pisać prosto, ale zaskakująco, wtrącać ciekawe porównania, iść własną ścieżką. Nawet biorąc pod uwagę, że pierwsze teksty (według pisarza dokładnie dwadzieścia opowiadań) będą złe.
Pisarz zwraca też uwagę na coś, o czym mało się mówi: z pisania niewiele jest pieniędzy. Radzi, by znaleźć pracę na pełny etat, która opłaca twoje nawyki pisarskie, dopóki nie staniesz się bogaty i sławny (lub nie) oraz budować społeczność innych z podobnie myślącymi pisarzami, którzy mogą cię pocieszyć w trudnych czasach. A czasem nawet pożyczyć kasę.