W tym roku nie będzie Wigilii i kolęd
Wielu z nas nie wyobraża sobie Świąt Bożego Narodzenia bez choinki, bez dzielenia się opłatkiem, barszczu z uszkami na wigilijnym stole i śpiewania kolęd. Do niedawna jeszcze ja też należałam do tej grupy. Jednak coś się zmieniło. W tym roku zrozumiałam, że można. A wszystko to za sprawą mojej imienniczki, Moniki z bloga Halmanowa. To właśnie u niej od kilku lat nie celebruje się tradycji Bożego Narodzenia.
Konfabula: Od czego się zaczęło, że nie obchodzisz świąt? Od jak dawna ich nie obchodzisz?
Halmanowa: Wychowywałam się w rodzinie katolickiej, obchodziłam więc wszystkie święta i obrzędy. Aktywnie uczestniczyłam w życiu Kościoła, zwłaszcza jako nastolatka. Dołączyłam wówczas do wspólnoty młodzieżowej Ruchu Światło-Życie. Kilka lat żyłam w przekonaniu, że to jedyna słuszna droga. Przyszedł jednak moment zwrotny. Dotarło do mnie, że to nie więź z Bogiem mnie tam trzyma, a wyłącznie poczucie wspólnoty z rówieśnikami. Jednak z czasem i to zaczęło szwankować. Poza tym stawałam się coraz dojrzalsza. Zaczęłam dostrzegać, że Kościół nie do końca „współpracuje” z Biblią. Coraz częściej widziałam rozbieżności.
Ostatecznie porzuciłam Ruch Światło-Życie i Kościół Katolicki, uznając, że to nie jest droga, którą chcę podążać. Zbyt wiele się nie zgadzało. Wciąż studiowałam Pismo Święte, ale już wyłącznie na własną rękę. Sięgałam również po inną literaturę, np. dotyczącą wierzeń pogańskich i dziejów prasłowian. Doszłam do wielu wniosków, które początkowo wywołały u mnie ogromne zdziwienie. Okazuje się, że Kościół Katolicki dosłownie stoi na pogańskich fundamentach. Większość obrzędów i tradycji nie ma żadnego uzasadnienia w Piśmie Świętym. Są to nadal święta pogańskie (celtyckimi i słowiańskimi), tyle że zyskały inne nazwy i formy obchodów. Potwierdzają to liczne książki historyczne. Nie trzeba nawet daleko szukać – wystarczy odnaleźć w Wikipedii hasło „chrystianizacja Polski”, aby przekonać się, w czym rzecz tkwi. Zrozumieć to wszystko pomógł mi również mój obecny mąż, którego poznałam w 2010 roku. Jego rozległa wiedza historyczna utwierdziła mnie w przekonaniu, że droga, którą obrałam jako nastolatka, była niewłaściwa.
Dokładnie przestudiowałam informacje na temat Bożego Narodzenia. Okazuje się, że większość bożonarodzeniowych tradycji sięga korzeniami rytuałów pogańskich. Przykładem może być choinka, Święty Mikołaj, wręczanie prezentów, wieszanie jemioły i ozdobnych wieńców, palenie świec i polana wigilijnego oraz śpiewanie kolęd. Poza tym wiele osób wierzy, że obchodząc Boże Narodzenie, świętuje urodziny Jezusa. Jednak historycy zgodnie twierdzą, że data jego narodzin jest nieznana. W Biblii nie ma żadnej wzmianki o tym, że Jezus obchodził własne lub w ogóle czyjekolwiek urodziny. „Przez pierwsze dwa wieki chrześcijaństwo silnie sprzeciwiało się świętowaniu narodzin męczenników, w tym również Jezusa” – przeczytałam w Encyclopedia Britannica. Dlaczego? Chrześcijanie uważali obchodzenie urodzin za zwyczaj pogański, którego należy się całkowicie wystrzegać.
Pomimo tego w IV wieku n.e. Kościół katolicki usankcjonował obchody Bożego Narodzenia. Chciał umocnić swoją pozycję poprzez usunięcie jednej z głównych przeszkód – popularności pogańskich wierzeń Rzymian i ich świąt w okresie przesilenia zimowego. Każdego roku między 17 grudnia a 1 stycznia większość Rzymian ucztowała, bawiła się, upijała, uczestniczyła w pochodach i oddawała się innym rozrywkom, czcząc swoje bóstwa. A 25 grudnia świętowali oni narodziny Słońca Niezwyciężonego. Ustanawiając Boże Narodzenie tego samego dnia, Kościół skłonił wielu Rzymian do obchodzenia narodzin Jezusa zamiast narodzin słońca. Dzięki temu Rzymianie nadal mogli się cieszyć otoczką świąt związanych z przesileniem zimowym. W rzeczywistości obchodzili nowe święta według starych zwyczajów.
Święta Bożego Narodzenia, jak i inne obrzędy katolickie, ostatecznie wyeliminowałam z mojego życia cztery lata temu. Odwlekałam tę decyzję głównie ze względu na moją rodzinę, dla której ważna jest nie tyle wiara, co polska tradycja. Bałam się reakcji najbliższych. Dlatego co roku wspólnie z nimi ubierałam choinkę, zasiadałam do stołu, składałam życzenia i obdarowywałam prezentami. W końcu jednak postanowiłam to zmienić i teraz, z perspektywy czasu, ani trochę nie żałuję swojej decyzji.
Konfabula: Jaka była pierwsza reakcja na Twoją zmianę?
Halmanowa: Dla mojej mamy był to duży szok. Poinformowałam ją o swojej decyzji telefonicznie. Mieszkam ponad 300 km od domu rodzinnego, łatwo więc mogłam wytłumaczyć wybór akurat takiej formy rozmowy. Prawda jest jednak taka, że bałam się jej reakcji i spojrzenia. Nie chciałam, aby doszło do eskalacji kłótni. Pamiętam, że był mroźny listopadowy wieczór. Wyszłam z domu, udałam się na spacer po okolicy. Nie chciałam, by ktokolwiek słyszał moją rozmowę z mamą, potrzebowałam też zebrać myśli. Kiedy już zebrałam się na odwagę, wybrałam odpowiedni numer i czekałam, licząc kolejne sygnały. Chwila niewinnej rozmowy o bieżących sprawach, o pogodzie i wreszcie wydusiłam z siebie to, co jeszcze chwilę temu ugrzęzło mi w gardle. Przez chwilę w słuchawce słyszałam tylko ciszę. Skostniałymi palcami ledwo utrzymywałam telefon przy uchu. W końcu mama powiedziała cicho, że to moja sprawa, muszę jednak dać jej czas na przetrawienie tej informacji. Ulżyło mi, spodziewałam się bowiem wybuchu emocji i rzucanych w moją stronę pocisków słownych. Do niczego takiego jednak nie doszło. Czułam jednak, że mama jest zdezorientowana. Kilka dni później ponownie się z nią skontaktowałam i wtedy nakreśliłam jej powody mojej decyzji. Torpedowana pytaniami cierpliwie odpowiadałam na każde z nich. Obiecałam również, że jeśli będzie chciała, wyjaśnię jej wszystko szerzej, jak tylko spotkamy się osobiście. Całkiem podobnie sprawa miała się z babcią, jak i z resztą rodziny. Przyjęła to z niedowierzaniem, ale dość spokojnie.
Konfabula: Jak jest teraz?
Halmanowa: Myślę, że zarówno mama, jak i babcia, wciąż nie do końca rozumieją moją decyzję. Zwłaszcza babcia, która wielokrotnie w rozmowach ze mną podkreśla, że obchodzi święta nie ze względu na wiarę, a na tradycję właśnie. Ona traktuje święta jako spuściznę kulturową i trudno jej spojrzeć na tę kwestię z innej perspektywy. Wspólna kolacja wigilijna czy dzielenie się opłatkiem to dla niej forma celebracji życia rodzinnego. Moje argumenty do niej nie trafiają, szczególnie te dotyczące kwestii religijnych. Mama trochę interesuje się moimi pobudkami. Często zadaje mi różne pytania. Nie sądzę jednak, by kiedykolwiek moje motywy wpłynęły na nią na tyle, aby przestała obchodzić Boże Narodzenie.
Mimo to nikt głośno nie krytykuje mojej decyzji. Nie stałam się rodzinnym wyrzutkiem. Na co dzień mam dobry kontakt z bliskimi, odwiedzam ich, kiedy tylko mam taką możliwość. Świętujemy każdy wspólnie spędzony dzień. Nie potrzebna jest tradycja czy świąteczne otoczki, abyśmy mogli cieszyć się sobą i okazywać sobie miłość. I jestem pewna, że to akurat doskonale rozumieją.
Ps. Ale nie bójcie się – u mnie tradycja jest jeszcze mocno żywa i choinka, wigilia i kolędy będą.
Fot. Thad Zajdowicz, CC BY 2.0