![](https://konfabula.pl/wp-content/uploads/2016/06/travelbag.jpg)
Dawno planowany spontaniczny wyjazd
Podobno rutyna jest dobra, ma zbawienny wpływ na dzieci. Jednak nie na dorosłych. Być może i jem dżem codziennie od 25 lat na śniadanie, ale nawet ja zmieniam jego smaki, a w akcie protestu na zastaną codzienność robię sobie jajecznice na boczku, który nomen omen też w boczki idzie. Czy to samo dotyczy związku? Jak najbardziej! Być może znasz swojego partnera od podszewki: jaką ma grupę krwi, kiedy ostatnio był u dentysty, jaki rozmiar koszuli nosi i dlaczego może zjeść jogurt z kiszoną kapusta a nie spędza kolejnej doby w świątyni dumania. Jednak nawet on czasem Cię czymś zaskakuje, tak zupełnie niespodziewanie. I to właśnie jest najlepsze – efekt zaskoczenia, świeżość, nowość.
Kiedy nadarzyła się okazja zrobić coś szalonego nie wahałam się. Jestem w gorącej wodzie kąpana i zapał największy mam na początku wszystkiego co robię. Tak było także w przypadku pomysłu, jaki mi zaświtał podczas spotkania blogerskiego w Gdyni. W tym roku mija okrągła rocznica zmiany nazwiska na mężowskie, a tak naprawdę nie byliśmy jeszcze na podróży poślubnej. Skorzystałam więc z możliwości połączenia przyjemnego z pożytecznym – czyli wypoczynku z akcją charytatywną – i wylicytowałam wczasy we Władysławowie.
Minęło jeszcze kilka miesięcy zanim od planowania doszłam do pakowania. Nie wszystko w końcu łatwo pogodzić: mając trójkę dzieci niełatwo wyrwać się na spontaniczny weekend we dwoje. A mając tak rozbrykane dzieci jak moje jest potrójnie trudno! Jednak na każdego przyjdzie pora i nawet my w końcu spakowaliśmy ciuchy, kosmetyki, każde swój niezbędnik – ja olejek chroniący przed słońcem i okulary, mąż wielofunkcyjny scyzoryk i latarkę. Pomachaliśmy zdziwionym do granic możliwości dzieciom i odjechaliśmy w siną dal.
![dwbakster0](https://konfabula.pl/wp-content/uploads/2016/06/dwbakster0.jpg)
![dwbakster4](https://konfabula.pl/wp-content/uploads/2016/06/dwbakster4.jpg)
Na miejscu byliśmy grubo po zapadnięciu ciszy nocnej. Wprawdzie pani Ewa z DW Bakster wiedziała, że będziemy późno, ale zawsze mi głupio, kiedy wpadam w porze przeznaczonej raczej na sen. Pierwsze wrażenie? Bałam się, że pogubię się. Pensjonat był całkiem spory i wydawał się jeszcze większy w środku. Czekał na nas kameralny pokoik, cisza i spokój. Było to właśnie to czego szukaliśmy: nie za blisko morza, nie za daleko, termin przed sezonem, więc na plaży tłumów nie było, woda zimna, ale powietrze ciepłe. W cenie pobytu mieliśmy zagwarantowane śniadanie, co pozwoliło nam nie tylko na nieskrępowaną harmonogramem eksploracje okolicy tej dalszej i tej bliższej, ale także na nie zaprzątanie sobie głowy porannym zakupem świeżych bułeczek.
![dwbakster3](https://konfabula.pl/wp-content/uploads/2016/06/dwbakster3.jpg)
![dwbakster2](https://konfabula.pl/wp-content/uploads/2016/06/dwbakster2.jpg)
Wprawdzie zdziwiliśmy panią Ewę faktem, że przyjechaliśmy praktycznie znad morza nad morze, jednak był to przemyślany krok. Dla mnie bliskość do Trójmiasta i Mierzei Helskiej stanowi z Władysławowa wspaniałe miejsce wypadowe na ciekawe wycieczki. Nie tracąc czasu zaraz po porannym posiłku wyruszyliśmy więc na Hel – dla mnie trochę była to podróż sentymentalna, gdyż spędziłam tam cudowne wakacje w wagonie kolejowym. Na miejscu spacerowaliśmy po molo, upaćkaliśmy się lodami czekoladowymi, podziwialiśmy foki w tutejszym fokarium i zaplanowaliśmy na spokojnie dalszą część dnia, czyli wyjazd do Jastrzębiej Góry. Dlaczego właśnie tam? Z dwóch powodów: wspaniałe klify i fakt, iż od całkiem niedawna właśnie ta miejscowość jest najbardziej wysuniętym na północ miejscem w Polsce. O dwa metry przegoniła słynne Rozewie. Cóż, pomiary GPS są jednak dokładniejsze.
![dwbakster5](https://konfabula.pl/wp-content/uploads/2016/06/dwbakster5.jpg)
![dwbakster6](https://konfabula.pl/wp-content/uploads/2016/06/dwbakster6.jpg)
Objedzeni bałtyckim dorszem i obsypani plażowym piaskiem stwierdziliśmy po południu, że mamy jeszcze tyle czasu, że spokojnie możemy podjechać do Gdańska. Jako że właściwie co roku byłam w wakacje w Trójmieście dla mnie nie było to nic wielkiego, jednak chciałam pokazać mężowi piękno tych nadmorskich miejscowości: molo w Sopocie, lody u Włocha na Monciaku, Neptuna na Długim Targu czy żurawia nad Motławą. Spacerując uliczkami Gdańska zastanawialiśmy się czemu do niektórych miejsc ustawiają się gigantyczne kolejki. Trwając w niewiedzy sączyliśmy powoli pyszną kawę w kawiarni Retro kiedy to obok nas przemknęła grupka młodych ludzi z folderami… Nocy Muzeów! Okazało się, że inaczej niż w Koszalinie, Trójmiasto właśnie tego wieczora, kiedy byliśmy w Gdańsku, pootwierało część muzeów i galerii dla zwiedzających aż do rana! I tak zamiast wracać potulnie do pensjonatu włóczyliśmy się do pierwszej w nocy po mieście poznając nieodkryte wcześniej zakamarki, oglądając niebo w Hewelianum, wystawę fotografii z czasów wojny na Poczcie Gdańskiej, przebierając się w stroje średniowiecznych Słowian w Muzeum Archeologicznym czy poznając sztukę w galeriach.
Upojeni magią tej nocy, zaplanowanej tak jakby specjalnie dla nas, nie zdążyliśmy już zjeść lodów na Monciaku czy odwiedzić Centrum Nauki Eksperyment w Gdyni. Nie starczyło czasu. Sen też był potrzebny, wylegiwaliśmy się do południa. Zmęczeni, ale szczęśliwi, przeszliśmy się jeszcze piaszczystą władysławowską plażą trzymając się za ręce. Tak jak dawniej. Nawet jeśli motyle w brzuchu dawno przestały trzepotać, warto przypomnieć sobie jakie to uczucie.
Fot. 1 Christine H., CC BY-SA 2.0
W tekście znajduje się link reklamowy.
![](https://konfabula.pl/wp-content/uploads/2016/05/gwadelupa1.jpeg)
![](https://konfabula.pl/wp-content/uploads/2016/06/hug.jpg)