Od serca

Nigdy nie proś, by mąż pomógł Ci w domu!

Tyle się mówi o delegowaniu zadań, także w rodzinie, ale jakoś nikt nie mówi, że delegowanie ich nie oznacza delegowania odpowiedzialności. Jeśli ktoś pomaga, to automatycznie osoba, której pomaga, jest odpowiedzialna za wykonaną pracę. Czy w takim razie prosić „pomóż mi”?

Tak było jeszcze w zeszłym tygodniu

Poniedziałek, zupełnie normalny dzień. Wstałam, umyłam zęby, zrobiłam śniadanie dzieciom i inhalację Natce, która akurat stwierdziła, że się rozchoruje. Mój mąż wstał, zabrał przygotowane kanapki do pracy i wyszedł. Ja, jako że są wakacje, spędziłam dzień z dziećmi. Mimo to obydwoje pracowaliśmy cały dzień. Ja, jako mama pracująca w domu, też. O 17:00 byliśmy już w domu obydwoje.

Tego dnia mąż postanowił naprawić koło w Kini rowerze. Ostatnio podczas naszej eskapady nad jezioro dziwnym trafem przebiliśmy dwie dętki rowerowe. Syn chciał zobaczyć jak się montuje taką część, więc wyszli razem. Było nadzwyczaj zimno jak na lipiec, Arti założył bluzę. Ja wyszłam także, by podlać pomidory, za mną pobiegła Kinia. Wróciłam razem z nią, więc wszystkie bluzy powiesiłam ja na wieszak, potem ułożyłam buty. To jest ważne, zapamiętajcie. Potem zaczęłam przygotowywać kolację, a dziewczynki bawiły się w pokoju.

Wtedy się zaczęło. Z warsztatu wrócili chłopcy, z czego żaden z nich nie powiesił bluzy na wieszak w korytarzu. Jedna z nich trafiła na krzesło w salonie, druga leżała obok rozrzuconych butów. W tym czasie Arti głaskał już świnkę morską, a mąż poszedł do szafki ze słodyczami po małe co nieco. Wtedy to powiedziałam. Zapytałam: „Czy możesz mi pomóc i przynajmniej powiesić swoją i syna bluzę?”

Czy możesz mi pomóc… pomóż MI… Nagle zobaczyłam, jak moje życie z mężem przemknęło mi przed oczami. Czy możesz mi pomóc i…

… odłożyć kurtkę dziecka?
… dać dziecku butelkę?
… włożyć naczynia do zmywarki?
… wynieść śmieci?
… ściągnąć pranie?
… umyć wannę?

Nagle stało się jasne. To były złe słowa. On mi nie pomaga. To mój partner, on jest dorosły. Powiedziałem to wtedy na głos: „Właściwie, czy możesz to po prostu zrobić? To mi nie pomaga. Po prostu odkładaj wszystko za siebie i innych, jeśli tego też nie rozumieją”. Nie odpowiedział, ale odłożył go. Całej sytuacji przyglądał się Arti i Onionio, nasza świnka morska.

Wtedy zdecydowałam, że nigdy więcej nie poproszę męża, żeby mi pomógł. Chyba że naprawdę wyświadczy mi przysługę, na przykład zabicie ogromnego robala, który najwyraźniej został wysłany prosto z piekła, by mnie zabić. Oto dlaczego:

To zmniejsza jego wartość

Mój mąż jest dorosły. Jest w pełni funkcjonującym człowiekiem. Nie należy go postrzegać jako mojego pomocnika, asystenta ani kogoś, kto potrzebuje wskazówek ode mnie, aby być użytecznym. Sam jest przydatny, choć, wiadomo, nie umie wszystkiego i robi właściwie wszystko inaczej niż ja. Jeśli jest coś, co powinien zrobić, a on nie zauważa, mogę to powiedzieć. Ale to, co robi, jest nie tylko dla mnie. To dlatego, że trzeba to zrobić w gospodarstwie domowym. Kiedy prosi mnie o butelkę dla dziecka, nigdy nie wspomina, że to dla niego, bo tak nie jest. Nie jestem jego asystentem, a on nie jest moim.

Nakłada na mnie nadmierną odpowiedzialność

Nie ponoszę odpowiedzialności za utrzymanie porządku w naszym domu, za karmienie, sprzątanie, ubranie naszych dzieci. To nie tylko moja praca. Kadrując naszą dynamikę w ten sposób, używając słów typu „pomóż mi” zamiast po prostu prosić go o zrobienie czegoś, odpowiadam za zrobienie tego. Jest wiele rzeczy, które chciałbym mieć w tym życiu: podróż dokoła świata, albo choć Polski, camper, maszyna, która składa mi pranie. Ale stuprocentowa odpowiedzialność za nasze gospodarstwo domowe i nasze dzieci nie jest jedną z tych rzeczy. Całkowicie wystarcza mi 50%.

Stanowi przykład dla naszych dzieci, którego nie chcę dawać

Nie chcę, żeby mój syn i córki dorastając myśleli, że jeśli odłożą deskę sedesową, zrobią śniadanie, skoszą trawnik to wyświadczą partnerowi jakąś przysługę. Nie chcę, żeby myśleli, że powinni otrzymać pochwały za wyniesienie śmieci lub powieszenie kurtki. Chcę, żeby byli dumni z bycia prawdziwym partnerem. Pracując na swój sprawiedliwy udział, a co za tym idzie, zbierając uczciwy udział w dumie i radości z naszego małego wycinka świata.

To osłabia nasze partnerstwo

Mój mąż jest moim partnerem. On jest mi równy. Nie zawsze możemy robić rzeczy w ten sam sposób, ponieważ nie jesteśmy tą samą osobą. Ważne jest, abyśmy pracowali razem, aby osiągnąć główny cel, którym jest szczęśliwa, zdrowa rodzina (i dom, który nie jest pokryty trocinami z klatki kawii, ofiarami z klocków Lego i sokiem malinowym). Nie chcę rządzić moim mężem. Z pewnością nie chcę, żeby myślał, że jego celem jest mi pomóc, bo tak nie jest. Jego celem jest bycie ojcem i moim partnerem. I zabijaniem tych robali, których się boję.

Więc następnym razem, gdy mój mąż zostawi swoje kapcie przed drzwiami od sypialni, jak ma w zwyczaju, o które to ja się zawsze wywracam, zamiast prosić go, żeby „pomógł mi” i ułożył je bliżej ściany, żebym mogła spokojnie przejść z naręczem złożonego prania, po prostu powiem mu, żeby usunął to g#*no z drogi.

Fot. Allan, Goldblutt, CC BY 2.0